Epilog

8K 591 50
                                    

Na dzień Krwawego Balu przypadła bardzo burzowa i deszczowa pogoda; ocean wzburzały silne fale, wiatr schylał korony drzew niemal do samej ziemi, a woda zalała większość ulic w mieście. Mimo to, mało który z wampirów zrezygnował z dzisiejszej uroczystości, a parking przed rezydencją pękał w szwach. Mężczyzna trzymający czarny parasol nad jedną z wampirzyc, ubraną w rozkloszowaną, czerwoną suknię, właśnie otwierał przed nią drzwi, gdy potężny piorun przeszył oślepiającym światłem granatowe niebo. Zaskoczeni ogromnym hukiem, podskoczyli i zderzyli się w wejściu.

Uśmiechając się pod nosem, odeszłam od okna i spojrzałam na siedzącą przy toaletce Stellę. Znudzona kręciła się delikatnie na krześle obrotowym.

– Nie wierć się tak, bo wydłubię ci oko – mruknęła Cornelia, która tuszowała jej rzęsy.

– Kiedy mi już cały tyłek zdrętwiał – jęknęła, ale przestała się kręcić. – Długo jeszcze? Muszę włożyć swoją sukienkę, a jest już po dziesiątej.

– Zdążysz – powiedziałam, podchodząc do szafy, na której wisiała jej złota i obcisła sukienka przed kolano, z dużą różą wyszytą srebrną nicią na plecach. Rozsunęłam przezroczysty pokrowiec i zdjęłam ją z wieszaka. – Jest naprawdę piękna.

Prychnęły, zerkając na mnie wymownie.

– Chyba nie widzisz swojej – mruknęła Stella, wstając w końcu za pozwoleniem Cornelii. Odebrała ode mnie swoją kreację i zaczęła ją na siebie wciągać, mówiąc: – Wyłapałam ją na wyprzedaży w sklepie internetowym. Nad twoją pracowała grupa ludzi przez dwa tygodnie.

Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze.

– No i co z tego? Wyglądam jak ciemna plama z niebieskimi oczami na białej ścianie. Możemy się zamienić.

– Zwariowałaś? I nie wyglądasz jak plama, granat po prostu podkreśla jasną cerę. Zresztą sama widzisz, że dobrze ci w tej sukni, w końcu masz odbicie – dodała, posyłając mi zgredkowaty uśmieszek.

Pokazałam jej język, starając się zahamować napływające do mojej głowy wspomnienia z ostatnich kilkunastu dni. Niedawno rozmawiałam ze Stellą o tym, jak po raz pierwszy zobaczyłam się w lustrze i doskonale zdawała sobie sprawę, że musiałam pić krew wilkołaka. Resztę można było dopowiedzieć sobie samemu, na przykład całe noce spędzone w mieszkaniu i...

– Zarumieniłaś się – powiedziała Cornelia, szczypiąc mnie zaczepnie w policzek. – Musiało być naprawdę gorąco.

– Godzenie się zawsze jest... emocjonujące – mruknęła Stella, robiąc w swoim wyglądzie ostatnie poprawki. – Szczególnie z wilkołakiem, nie Char?

– A dajce wy mi wszyscy święty spokój – odparłam, krzyżując ręce na piersi.

Kiedy dziewczyny chichotały, zerkając na siebie porozumiewawczo, a ja starałam się je zignorować, usłyszałam cichy pomruk, jakby ktoś stał za moimi plecami i szeptał do ucha:

Zasłońcie się, jeśli nie jesteście jeszcze ubrane. Wchodzę.

Ułamek sekundy później w drzwiach pojawiła się głowa Dantego, a za nim stał Shane i Georgie – znudzeni i ziewający.

– Czekamy na was, pospieszcie się.

– O wilku mowa – zachichotała Stella, zabierając z krzesła jedwabny szal. – O Boże, to powiedzenie nabiera nowego, dosłownego sensu.

– Masz rację – przytaknęła jej Cornelia, gdy wychodziły z pokoju. – Charlotte, idziesz?

– Muszę porozmawiać z Dantem, zaraz do was dołączymy.

– Jasne, będziemy czekać na dole.

Odwróciłam się plecami do drzwi i szukając naszyjnika Katherine w szkatułce leżącej na toaletce, poleciłam:

– Zamknij drzwi. Nie chcę, żeby ktoś nam przeszkadzał.

Gdy wyplątałam złoty łańcuszek spośród reszty biżuterii, odkręciłam się do Dantego, który stał niespełna kilka centymetrów ode mnie. Zaskoczona jego bliskością odchyliłam się, wpadając plecami na kant toaletki.

– Co ty wyprawiasz? – spytałam, przyglądając się jego przymrużonym oczom.

– Pomyślałem, że możesz sobie zażyczyć, że już nigdy więcej nie pocałuję cię bez twojego pozwolenia, więc... – Delikatnie ułożył swoje usta na moich. – Postanowiłem, że skorzystam z tego przywileju ten ostatni raz.

Zamknęłam oczy, gdy Dante pocałował mnie powoli i czule, jakby chciał zapamiętać ten moment na wieki. Jeśli martwił się, że nałożyłabym na niego tak głupią i całkowicie niepotrzebną przysięgę, to naprawdę musiał się jej obawiać. Oddałam leniwie pocałunek, ale gdy dłonie Dantego zawędrowały nisko na moje biodra, odsunęłam się od niego i uniosłam naszyjnik na wysokość jego oczu, mówiąc:

– Po pierwsze przysięga, po drugie bal.

– Po trzecie...

– Jeśli chcesz powiedzieć, że seks do białego rana, to nic nie mów. – Patrzyłam, jak zaciska usta w wąską kreskę, starając się powstrzymać szeroki uśmiech. – Jesteś niewyżyty.

– Albo cholernie zakochany – szepnął, wyjmując z mojej dłoni naszyjnik. – Miejmy to już za sobą, co? Mam tam wlać swoją krew?

– Tak. Rozetnij swój nadgarstek.

Wzięłam naszyjnik z powrotem do ręki i otworzyłam szklaną zawieszkę w kształcie kropelki. W tym czasie Dante przekształcił jedną ze swoich dłoni w wilczą łapę z ostrymi pazurami, którymi rozciął swój nadgarstek. Patrząc, jak kilka bordowych kropelek skapuje do wnętrza naszyjnika, powiedziałam do siebie w myślach:

– Jeśli Dante kiedykolwiek mnie zdradzi, chcę o nim zapomnieć.

– Charlotte, dlaczego płaczesz?

– I żeby on zapomniał o mnie – dodałam szybko i zatrzasnęłam zawieszkę.

Zacisnęłam mocno w dłoni naszyjnik i wtuliłam się w Dantego, ciasno oplatając go rękoma w pasie. Zdezorientowany zapytał czy wszystko w porządku, a gdy nie odpowiedziałam, otulił mnie ramionami, przyciskając do swojego ciepłego torsu. Słuchając spokojnego bicia jego serca, starałam się zapanować nad płaczem i spazmatycznym oddechem.

– Kocham cię – wyszeptałam w końcu, zaciskając dłonie na połach jego marynarki.

Usłyszałam, jak wzdycha cicho, po czym wymruczał:

- Ja ciebie też.

Zamknęłam oczy, zaciągając się jego intensywnym, piżmowym zapachem. Nie miałam pojęcia czy budząc się jutro (a może za rok) będę pamiętać, kim jest mężczyzna śpiący obok mnie. Czy dobrze postąpiłam, wyznając mu swoją wieczną miłość i czy kiedykolwiek będę w stanie zapomnieć o nożu rozcinającym moją twarz. Jednego tylko byłam pewna.

Z pewnością byliśmy zdolni do kochania. 

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz