ROZDZIAŁ 10.3

10.5K 822 52
                                    

Z wrażenia znów usiadłam na fotelu, kątem oka widząc zadowoloną minę Roderick'a. Tylko czekał, żeby po raz drugi zburzyć mój świat. Katherine to zaplanowała, a ja przez nią zapomniałam, jak wygląda świat podczas dnia, nie spotykałam się z dawnymi przyjaciółmi i zostawiłam rodzinę? W sumie to już tylko mój ojczym i przyrodnia siostra, jednak nie zmienia to faktu, że Katherine to egoistyczna kanalia. Jak mogła przez tyle czasu patrzeć mi w oczy i nie mieć wyrzutów sumienia? Nie powiedzieć mi prawdy, chociażby o moim ojcu?

– Chwila. A jeśli kłamiesz? Nie mam pewności, że tego nie robisz.

– Shane to nadal twój opiekun?

– To nie jest mój opiekun.

– Boże święty, ty nawet o tym nie wiesz? Dobrze, że w ogóle ci powiedzieli w co się zmieniłaś – mamrotał pod nosem, gdy wstawał z krzesła. Podszedł do barku zamykanego na klucz, otworzył go i wyjął butelkę whisky. – Chcesz?

– Nie.

– Na pewno? – dopytywał, nalewając bursztynowego alkoholu do szklanki z grubego szkła. Pokiwałam głową, na co wzruszył ramionami i znów usiadł na swoim miejscu. – No więc, Charlotte. Lubisz Shane'a, prawda?

– A co to ma do rzeczy?

– Bardzo wiele, bo widzisz, człowiek przemieniony w wampira nieświadomie przywiązuje się do osoby, którą pierwszą zobaczy po przebudzeniu. Nie wspominając już o tym, że opiekował się tobą w pierwszych i najważniejszych miesiącach nowego życia.

Przełknęłam ślinę, analizując jego słowa. Czyżby za moją sympatią do tego wampira naprawdę kryło się jakieś psychologiczne i nieświadome przywiązanie? Może po prostu go lubiłam, bo miał interesujący charakter? A nawet jeśli istnieje coś takiego, o czym mówi Roderick, to co z tego?

– Zastanawiasz się po co wybór twojego opiekuna? – zapytał, bawiąc się mieszaniem whisky w szklance. – Odpowiedz sobie z jakiego klanu pochodzi.

Katherine.

Jasna cholera, może ona zaplanowała to całe uzależnianie mnie, zanim się jeszcze urodziłam? Była wszędzie, w każdym zakamarku mojego życia. A teraz jeszcze nasłała na mnie Shane'a?

– No właśnie, Charlotte. Wszystko w twoim życiu sprowadza się do Katherine Hazell i jej klanu.

Zmrużyłam oczy, wbijając spojrzenie w jego ciemne oczy. Siedział sobie w czarnej koszuli, idealnie opinającej jego wysportowane ciało, chociaż pewnie żył już kilka wieków i powinien przypominać wysuszoną śliwkę. Czarne włosy, orli nos, wąskie usta, szpiczasty podbródek – ciekawe czy byłam do niego podobna. Oby nie. Roderick na tle ciemnych, drewnianych mebli wyglądał, jak prawdzie wcielenie diabła.

– Wszyscy coś przede mną ukrywają, tylko ty zacząłeś mówić i przychodzi ci to z zadziwiającą łatwością. Nawet jeśli to prawda, ty też musisz mieć w tym swój udział. Więc co przede mną ukrywasz?

– Ja? Nic. Dałem ci część swoich genów, na tym kończy się mój, jak ty to nazwałaś, udział. I muszę ci wyznać, że spłodziłem piękną córkę – powiedział, przybierając rozanieloną twarz. – Masz moje oczy.

– Gówno prawda – warknęłam, wstając na równe nogi.

– Prawda, prawda – powiedział, przybliżając szklankę z alkoholem do ust, jednocześnie chichocząc. – A jak tam Dante? Słyszałem, że wylądował w więzieniu. Jeśli mogę ci pomóc, to powiem ci, że rzadko kto wychodzi stamtąd żywy.

– W takim razie on będzie należał do tych rzadszych osób – odparłam hardo, kierując się do wyjścia. – Myślę, że jeszcze się spotkamy – rzuciłam, spoglądając krótko przez ramię.

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz