ROZDZIAŁ 14.2

8.9K 710 24
                                    

Dante szarpał się i szamotał, próbując odepchnąć od siebie rozwścieczonego napastnika, który sycząc i wrzeszcząc starał się wydrapać mu oczy. Odgłosy walki rozchodziły się po okolicy z ogromnym echem, przez co moje uszy przechodziły prawdziwą katorgę, a z oddali dało się słyszeć coraz donośniejsze szczekanie psów. Nie wiedząc, jak pomóc łowcy, podeszłam do niego i w chwili, w której trzymał swojego wroga na odległość ramion, złapałam kontakt wzrokowy z dużymi, zielonymi oczami, dzięki czemu mogłam zahipnotyzować małą bestię.

Jesteś spokojny i śpiący, przestajesz walczyć...

Powtórzyłam to zdanie trzy razy, dopóki nie przestał się wściekać, po czym wzięłam rudego, grubiutkiego i puszystego kota na ręce. Zwierzak zamruczał cichutko, ocierając się łebkiem o moją klatkę piersiową.

– Nie miałam pojęcia, że koty, aż tak cię nienawidzą – mruknęłam, głaszcząc go po miękkim futerku.

– Przeklęte bydle podrapało mnie i rozdarło koszulkę – warknął, łykając na kota pogardliwym spojrzeniem. – Puść tego przybłędę. Jest cały we krwi.

Marszcząc brwi, podniosłam głowę rudzielca i w świetle pobliskiej latarni zobaczyłam, że cały pyszczek i policzki ma umorusane w gęstej i lepkiej cieczy, która posklejała mu sierść. Woń, którą od niego czułam, potwierdzała, że była to krew. W dodatku ludzka.

– Może ubrudził się, gdy rzucił się na ciebie?

– Nie, nie leci mi krew. Popatrz tam – powiedział, kiwając głową w głąb zaułka. Wytężając wzrok, dostrzegłam jakąś sylwetkę, która leżała kilkanaście metrów od nas w nienaturalnej pozie. Ściskając kota i wplatając mu palce w futro, podążyłam za Dantem, który zatrzymał się i kucnął przy zwłokach. Nie wiem, jak on mógł przekręcić je w naszą stronę ze stoickim spokojem i bez żadnych odruchów wymiotnych. Ja ledwo wytrzymałam, żeby się jej przyjrzeć.

Sądząc po modnej garsonce i czarnych szpilkach była to kobieta. Więcej nie dane było mi się o niej dowiedzieć, bo jej ciało kończyło się na zakrwawionej i poszarpanej szyi, z której wychodził kawałek kręgosłupa. No i jakby nie było, spod porwanych ubrań można było dostrzec bladą i jędrną pierś; niestety po drugiej został tylko krwawy ślad, z którego wciąż sączyła się szkarłatna ciecz.

– Ciekawe gdzie zgubiła głowę – wyszeptałam, rozglądając się dookoła. – Może napastnik zabrał ją ze sobą?

– Wątpię – odparł, wstając. – No chyba, że trafił się nam jakiś psychopata. Chociaż... – mruknął, podchodząc do kontenera na śmieci. Grzebał w nim przez chwilę, po czym wyjął z niego głowę z burzą brązowych loków. Omal nie zemdlałam na widok jej wytrzeszczonych ze strachu oczu i otwartej buzi.

Odkręcona plecami do wilkołaka, spytałam:

– Myślisz, że to robota jakiegoś wampira?

– Ma liczne ślady kłów na ciele, więc tak.

– Nie rozumiem tylko po co to odrywanie głowy i cała reszta...

– Dla zabawy. Podniesienia adrenaliny. Zaspokojenia rządzy krwi. Ciekawości, jakie to uczucie – wymieniał, zbliżając się do mnie.

– Jeśli wciąż trzymasz jej głowę, to radzę ci zatrzymać się tym momencie.

– Wrzuciłem ją z powrotem do śmieci – oznajmił, więc stanęłam przodem do niego. – Wciąż trzymasz tego pchlarza? Musimy iść dalej, zostaw go.

We're dead coupleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz