*+:。.。 3 。.。:+*

17 7 2
                                    

Czas mijał bardzo szybko. W obecnej chwili Liliana właśnie była w pracy, miała swój dyżur i urwanie głowy. W klinice dziś nie tylko był wyjątkowy ruch, ale również sami pacjenci, którzy już się tam znajdywali, sporo dokazywali.

- Lily! – kobieta usłyszała znajomy głos, a gdy odwróciła się w stronę, z której pochodził od razu uśmiechnęła się i ruszyła w tamtą stronę. – Przyniosłem ci drugie śniadanie. – powiedział Jikyo i ucałował małżonkę w policzek.

- Dziękuję. – odparła zmęczona. – Ratujesz mi życie. – westchnęła.

- Widzę, że spory ruch dziś macie. – zdziwił się młody mężczyzna. – Jak nigdy.

- Racja, ciągle latamy z jednego miejsca, do drugiego. Sporo lekarzy wzięło urlop, a pacjenci skarżą się, że muszą tyle czekać. Bądź upierają się, że nie pójdą do innego lekarza. – pokręciła głową. – Kończysz dziś o szesnastej, prawda? – spytała spoglądając na chłopaka.

- Tak. – przytaknął. – Zajdziesz po mnie? – spytał z uśmiechem.

- Mm, tak zrobię. – odparła kobieta. – Razem wrócimy do domu.

- Dobrze, więc do zobaczenia później. – powiedział, pocałował żonę na pożegnanie i udał się do swojej pracy.

Lily zaczęła nucić sobie melodię, a chwilę później cichutko śpiewała do samej siebie. Często to robiła, nawet nie świadomie. Melodia i słowa piosenki zostały ułożone przez nią samą kilka lat temu. Był to czas, gdy Wilkinson poznała Jikyo, wtedy wymyśliła pierwsze słowa kołysanki. Z czasem jednak piosenka została rozbudowana.

- Ah, jak dobrze, że panią dziś zastałem. – odezwał się starszy mężczyzna. Był to pan Collins, który chorował na alzheimera. – A cóż to za piosenkę pani nuci?

- Um, to moja kołysanka. Eh, panie Collins. – Liliana spojrzała na niego. – A co pan tu dziś robi?

- Jak to co? – zdziwił się pacjent. – Byłem dziś umówiony na wizytę, o, proszę, niech pani sama zobaczy. – mężczyzna sięgnął do kieszeni po kartkę z zapisaną datą wizyty.

- Proszę pana, to nie miało być dziś, niech pan sam spojrzy. – Wilkinson podeszła do niego i wskazała na liczby, które starszy trzymał do góry nogami.

- Ale tu mamy szóstkę, a dziś jest szósty. – upierał się.

- Nie, niech pan to odwróci. – powiedziała. – Widzi pan, to dziewiątka, nie szóstka. – mówiła. – A gdzie pana syn? Sam pan tu przyszedł?

- Może faktycznie ta szóstka wygląda jak dziewiątka... - mówił w zamyśleniu.

- Panie Collins. – Lily położyła mu rękę na ramieniu. – Gdzie jest pana syn?

- Syn? – powtórzył zaskoczony. – Przecież ja nie mam syna. Chociaż prawdą jest to, że od lat z małżonką staraliśmy się o potomka, ale...

- Tu jestem! – odezwał się trzeci głos. Był to Rupert, syn pacjenta. – Tato, tyle razy ci mówiłem, żebyś...

- Tato? Ale o czym pan do mnie mówi? – dziwił się starszy.

- Przepraszam panią za kłopot. – powiedział syn. – Zajmę się ojcem.

W tym samym czasie Jikyo rozpoczął już swoją zmianę i zaczął przyjmować nowe zamówienia w kuchni.

- Jikyo, chłopcze, co słychać? Wszystko u was w porządku? – pytał Andre, właściciel bistro.

- Tak, wszystko dobrze. – odparł zerkając na starszego. – Jak się miewa małżonka? Już lepiej, mam nadzieję.

- Ah tak, znacznie lepiej. Już nie gorączkuje, dzięki twojej Lily polepszyło jej się. A właśnie. – powiedział po czym sięgnął po coś do teczki. – Proszę, to dla was.

Życie Lily Wilkinson (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz