Dziesiąty październik stał się dla młodego małżeństwa kolejną ważną datą. Była to data narodzin ich synka, Benajmin'a.
Po tygodniu Liliana mogła wrócić do domu wraz z małym synkiem. Gdy malec zasnął w swoim nowym pokoju, Liliana usiadła obok męża w kuchni przy stole i wzięła łyk jego herbaty po czym ciężko westchnęła.
- Zmęczona? – spytał Park spoglądając czule na żonę.
- Trochę. – przytaknęła. – A ty?
- Też... - westchnął i spojrzał z nutką smutku przed siebie.
- Wszystko dobrze? – spytała zmartwiona Lily. – Źle się czujesz? – dotknęła dłonią jego czoła, co wywołało blady uśmiech u Jikyo.
- Nie, kochanie. – odparł po czym wziął ją za rękę. – Nic mi nie jest. – spojrzał jej w oczy.
- Ale coś cię trapi, prawda? – domyśliła się kobieta. – Powiedz mi. – uśmiechnęła się do niego zachęcająco i pogładziła jego dłoń.
- Po prostu... - zaczął po czym ponownie westchnął. – Wciąż mam przed oczami moment, gdy na chwilę cię straciłem... – przyznał mężczyzna ze smutkiem. – Gdy tamta aparatura zaczęła piszczeć i gdy zobaczyłem w oczach James'a brak nadziei... Zamarłem. – mówił.- Umarłaś tam, a ja nie mogłem nic zrobić... To uczucie... Ten ból i pustka jaką wtedy czułem... - pokręcił głową i spojrzał na Lilianę. – Nigdy więcej nie chcę się tak czuć. Lily. – pogładził jej dłoń i spojrzał na ich obrączki. – Gdybym cię tam stracił już na zawsze...
- Ale nie straciłeś. – przerwała mu i splotła razem ich dłonie. – Jestem tu, Jikyo. – jedną, wolną ręką pogładziła policzek męża. – Nigdzie nie odejdę. – zapewniała go. – Nie stracisz mnie.
- Jesteś dla mnie wszystkim, Lily. – powiedział szczerze. – Znosiłem wiele, ale nie zniósłbym utraty ciebie. – spojrzał na nią ze łzami w oczach. – Nie chcę cię stracić, nae salang... Nie mogę cię stracić. – mówił patrząc na nią.
- Nie stracisz... - przysunęła się do niego bliżej i mocno go przytuliła. – Jikyo, jesteś powodem dla którego żyję. – szepnęła wtulona w niego. – Nie odejdę stąd bez ciebie. Nigdy.
- Bardzo cię kocham, nae salang. Bardzo... - mówił ocierając łzy i głaszcząc ją po głowie.
~*~
Czas mijał od tamtego momentu aż za szybko. Zanim młode małżeństwo się spostrzegło, ich synek miał już trzy lata. Benjamin szybko rósł i jeszcze bardziej przypominał swojego ojca, Jikyo. Malec był bardzo grzecznym chłopcem, nie sprawiał problemów. Był posłuszny, miły i kochany. Był oczkiem w głowie swoich rodziców. Jego chrzestnym stał się Jiho, a chrzestną Jade. Chłopiec dorastał otoczony ludźmi, którzy szczerze go kochali i dbali o niego. Lily i Jikyo byli wspaniałymi rodzicami, zapewniali mu wszystko to, czego sami nie mogli doznać w ich młodym wieku. Z chęcią rozpieszczali swoje dziecko, stosowali też kilka zasad, których mały Ben przestrzegał. Czuli, że w przyszłości stanie się jeszcze lepszym człowiekiem. Zazna sukcesu, a jego życiu będzie sprzyjać więcej szczęścia.
Liliana siedziała na krawędzi łóżeczka ich synka i śpiewała mu swoją kołysankę do snu, podczas, gdy siedzący na sofie Jikyo wsłuchiwał się w piosenkę z uśmiechem na ustach.
- Połóż swoją główkę, spójrz na niebo, wszystko będzie dobrze. – śpiewała Wilkinson. Ben uwielbiał kołysankę mamy. - Czy widzisz gwiazdy? Spójrz jak dla ciebie świecą. Jesteś moją gwiazdką, moim małym światełkiem w ciemności, jesteś moim słoneczkiem...
CZYTASZ
Życie Lily Wilkinson (PL)
RomanceŻycie pozornie zwyczajne i nudne. Nikt nie wie kto przez co przechodzi, dopóki nie zagłębimy się w to bardziej lub, gdy dana osoba pozwoli się poznać. Życie... Tak pozornie zwyczajne i nudne... Jednak z drugiej strony kryje głęboką rozpacz, żal, smu...