*+:。.。 10 。.。:+*

10 6 0
                                    

- J-ja... - Jikyo zaczął powoli swoją przemowę na pogrzebie Benjamin'a. – Nie wiem, naprawdę nie jestem dobry w takich przemowach. – powiedział szczerze lecz smutnie. – Niby przygotowałem kilka słów, ale teraz... Gdy stoję tu przed wami... - zerkał na ludzi zebranych na pogrzebie chłopca.

Byli tam przyjaciele młodego małżeństwa, dzieci z sierocińca wraz z nauczycielkami i kilka innych osób.

- Nikt z nas nie był na to gotowy, Ben. – mówił Park. – Od dnia, w którym dowiedzieliśmy się o twojej chorobie, wiedzieliśmy, że ten moment... Kiedyś niestety nadejdzie. Jednak, staraliśmy się o tym nie myśleć, prawda, kochanie? – zerknął na stojącą nieopodal żonę, która tylko przytaknęła, a po jej policzkach spływały łzy. – Woleliśmy o tym nie myśleć i cieszyć się razem z tobą, Ben, samymi dobrymi, szczęśliwymi chwilami. – spoglądał ze łzami w oczach na zdjęcie chłopca. – I może dostaliśmy mało czasu, ale byliśmy szczęśliwi, w ciągu niego, prawda? – łzy spłynęły po jego policzkach. – Ben... Byłeś naprawdę, dzielnym, odważnym i niezwykle dojrzałym chłopcem jak na swój wiek. Naprawdę nie potrafię wszystkiego tak dokładnie ująć w słowa... Jedyne co mogę teraz z siebie wydusić jest to, że... - płakał. – Kochaliśmy cię. Bardzo... Nie ważne, że nawet nie zdążyliśmy podpisać tych głupich papierów, Ben, dla nas, stałeś się naszym synem. – Lily również płakała, jej mąż mówił samą prawdę, a bolesna świadomość o odejściu ich dziecka, była okropna. – Byłeś naszym synem i nie ważne czy minie pięć, czy dziesięć lat, ty, Ben, wciąż nim będziesz. – patrzył na zdjęcie malca. – Wciąż będziesz naszym synem. – otarł łzy. – Co mogę jeszcze dodać, to tylko to, że... Utrata ciebie, jest strasznie bolesna... Ale wierzymy, że teraz... Jesteś w innym, lepszym świecie, i że możesz być ze swoją mamą, która ponownie będzie mogła się tobą zaopiekować... Przytulić... Na pewno cieszysz się, że znowu możecie być razem, prawda, partnerze? – patrzył ze smutkiem na grób. – Spoczywaj w spokoju, Bennie...

Jikyo zszedł z mównicy, podszedł do żony i od razu przytulił ją do siebie. Dyrektorka sierocińca również powiedziała kilka słów, a później Liliana podeszła niepewnie do mównicy.

- Nie potrafię wyrazić nic więcej, Jikyo powiedział dokładnie to, co oboje czujemy, ale... - wzięła głęboki wdech. – Obiecałam ci coś, Bennie. – przypomniała. – I dotrzymam słowa. – otarła łzy po czym podeszła do Andre, który przygotował dla niej odpowiedni instrument.

Wilkinson otworzyła futerał, wyjęła skrzypce i zagrała melodię piosenki „Arcade". Zebrani wokół słysząc to, jeszcze bardziej pozwolili dać upust emocjom. Sama grająca Liliana również nie ukrywała łez.

– Chciałbym jeszcze posłuchać jak grasz na skrzypcach. – przypomniała sobie ostatnie słowa Benjamin'a. Chłopiec mówił to z tak pięknym uśmiechem na ustach, którego już żadne z nich nigdy więcej nie mogło zobaczyć.

- Lily. Naprawdę jesteś i jeszcze będziesz świetną mamą.- ponownie uroniła kilka łez. Te ostatnie chwile wciąż tkwiły w jej pamięci.

~*~

Po wszystkich uroczystościach para wróciła do domu. Sally, przyjaciółka Lily, siedziała przy niej i podała jej ciepłą herbatę podczas, gdy Jiho rozmawiał z Jikyo w kuchni.

- Um, i co? Rozmawiałeś z mamą? – spytał Park chcąc zmienić temat.

- Rozmawiałem. – przyznał ze smutkiem mężczyzna. – Powiedziała mi o chorobie. – dodał.

- Mm... - Jikyo skinął głową. – Naprawdę mi przykro, przyjacielu.

- To mi jest teraz przykro. Pytasz o moje sprawy, a sam razem z Lily dopiero co pochowaliście syna. Może nie rodzonego, ale wciąż ten sam ból. – powiedział lecz Park milczał. – Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć, dobrze? – położył rękę na ramieniu towarzysza. – Wygadać się czy cokolwiek. Możemy się gdzieś nawet razem wybrać, nie wiem, jakiś męski wieczór czy coś.

Życie Lily Wilkinson (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz