77. Pułapka

389 7 14
                                    

Nieznajomy mężczyzna opuścił ręce wybuchając sztucznym śmiechem, podobnym do pękającego lodu. Dźwięk ten działał irytująco na Azazela któremu nie było do śmiechu. Znajdowali się w ogrodzie na tyłach zrujnowanego budynku, który kiedyś był jego domem a w dodatku, tuż przed nim stał Daemon podający się za jego brata.
- No tak... - Nieznajomy mężczyzna przestał udawać śmiech a jego głos stał się zimny jak panujący wokół klimat. - Przecież nigdy mnie nie poznałeś... zawsze siedziałaś zamknięty w czterech ścianach, zupełnie odcięty od zewnętrznego świata. Jakie to musi być smutne...
- Kim jesteś? - Azazel przerwał mężczyźnie zimnym i nie znoszącym sprzeciwu tonem kompletnie wypranym z emocji, od którego Serafine poczuła ciarki na plecach.
- Oh... choćbym słyszał ojca. - Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco zauważając nieznaczne drgnkęcie brwi u brata. - Pewnie masz jego spis ... Nie znalazłem go wśród ruin więc, imię Salazar coś ci mówi? Syn Daemona Lodu ... Dalej nic? Mam mówić dalej ... ?
- Powinieneś być martwy. - Azazel wszedł w słowa mężczyzny, uważnie go obserwując. Według tego co było zapisane w księdze, młody Daemon imieniem Salazar powinien zginąć w wieku dwunastu lat. Był tylko trochę młodszy od niego.
- Powinienem ... ale jak widzisz jestem całkiem żywy. - Kpiący uśmiech nie schodził z jego twarzy. - Moja matka w przeciwieństwie do twojej, była wyjątkowo sprytna. Wiedziała że Ojciec znalazł już sobie idealnego syna a mnie będzie chciał się pozbyć, więc podstawiła kogoś innego na moje miejsce. Asmodeusz zabił nie to dziecko i niczego nie zauważył. - Prychnął krzyżując ręce na piersi a jego wzrok spoczął na ruinach domu. - Wiesz ... zawsze chciałem Cię poznać ale nigdy nie mogłem. Gdy już "umarłem" liczyłem że może tak mi się uda ... ale ty żyłeś w zamknięciu. W szklanej kuli bez wyjścia. - Wrócił wzrokiem do Azazela posyłając mu uśmiech pełen żalu. - Powiedz mi jak to jest gdy stajesz się kopią kogoś, kogo szczerze nienawidzisz? Stajesz się społecznie dysfunkcyjny? Umiesz wogóle wyrażać emocje, pewnie nie.
W kilku sekundach atmosfera między mężczyznami stała się zimna i mordercza. Serafina była pewna że jej mąż jest na skraju cierpliwości.
- Czego chcesz? - Wtrąciła się, skupiając na sobie uwagę Daemona.
- Tego, co od zawsze powinno należeć się mi. - Salazar wrócił spojrzeniem do brata. - Dostałeś wszystko o czym ja zawsze marzyłem. Mogłeś uczyć się nekromacji od mistrza, miałeś jego uznanie, nigdy nie traktował Cię jak śmiecia którego trzeba zabić a ty ... obdarzyłeś go nienawiścią. Byłeś i zawsze będziesz ignorantem który nie docenia tego co otrzymał, nawet po wygnaniu nie miałeś tyle przyzwoitości by zabrać cały dorobek ojca.
- Co ty możesz wiedzieć? - Azazel skrzyżował ręce na piersi patrząc z wyższością na Salazara. Jego głos był kompletnie wyprany z emocji przez co Serafine poczuła nieodpartą potrzebę cofnięcia się o parę kroków. Zaczynało robić się niebezpiecznie.
- Wiem wystarczająco. Myślisz że przez ten cały czas nic nie robiłem? Obserwowałem Cię... - Mężczyzna  zaśmiał się sztucznie. - Stworzyłeś piękne miejsce, Yarnam. Miejsce gdzie panuje naturalna selekcja, gdzie przetrwają tylko najsilniejsi. Wiesz że Ojciec zawsze o takim marzył? Ah no tak, nie zabrałaś wszystkich jego ksiąg... nic nie wiesz. - Azazel zmrużył groźnie brwi. - Wiesz ... tak patrząc na Ciebie, czy chcesz czy nie jesteś taki sam jak Asmodeusz.
- Skończysz te brednie? - Azazel zacisnął dłonie w pięści dalej trzymając je skrzyżowane na piersi. Jego cierpliwość zaczynała się kończyć. - Większego kłamstwa nie słyszałem...
- Ah tak? A to co zrobiłeś swoim dziecią nie jest tego przejawem? Może odświeżyć ci pamięć? - Serafine zmarszczyła brwi spoglądając to na Salazara to na męża. - Dałeś im wspólne życie ... choć mogłeś dać każdemu osobne. Tylko po co? Żeby się dogadali czy żeby ich ukarać? To bardzo okrutne nie sądzisz? W razie zagrożenia... oboje zginą.
- Dość tego! - Azazel warknął a cienie uderzyły w miejsce gdzie stał Salazar,  wzbijając śnieg w powietrze. Dopiero gdy opadł zauważył że Daemon obronił się taflą lodu wychodzącą z ziemi.
- Łatwo Cię zdenerwował co? - Zaśmiał się. Tafla lodu pękła i pokruszyła się ginąc w białym puchu. - Wiesz, jako marionetka byłeś o wiele milszy ... szkoda że twoje dzieciaki wszystko zepsuły. Ale to się zmieni ... więcej nie będą przeszkadzać.
- O czym ty mówisz? - Serafine przystąpiła do przodu. Po słowach mężczyzny zaczęła mieć bardzo złe przeczucia.
- Jeszcze się nie domyśliłaś? - Salazar skinął na zakapturzoną postać która posłusznie podeszła bliżej. - Właśnie w tym momencie mój wspólnik składa wizytę waszym pociechą... - Uśmiechnął się mrocznie sięgając po jedną z kart które rozłożyła w dłoniach zakapturzona postać. - To będzie elektryzujące spotkanie.

Eldarya: Pozory mylą Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz