24. Wróżki i inne zjawiska

945 66 37
                                    

Moje ręce owineły się na karku Leiftana, a palce wplątały w jego bląd włosy. Pocałunek był bardzo delikatny, praktycznie tylko muskaliśmy się ustami rozkoszując się ich miękkością i smakiem. Z czasem pocałunek stał się bardziej namiętny. Chciałam, by ta chwila nigdy się nie skończyła. Leiftan przyparł mnie do ściany nieśmiało gładząc po tali, schodząc na biodra. Czułam jak moje policzki pali ogień gdy przybierały czerwoną barwę. Jeszcze nigdy nikt nie sprawił bym choć trochę się zarumieniła, a on mnie po prostu rozbroił. Przy nim pomimo swojego temperamentu i ogromnej dumy czułam się słaba.... ale jednocześnie bezpieczna. Przejechałam zadziornie językiem po jego wargach. Działał na mnie jak narkotyk, z każdą chwilą pragnełam więcej. Lorialet odpłacił mi tym samym po czym wysunął język w moje rozchylone wargi. Przejechałam dłońmi po jego ramionach zatrzymując je na piersi, wyraźnie czułam jak szybko bije jego serce, moje z wrażenia chyba się zatrzymało. Bawiliśmy się w walkę o dominację gdy nasze języki co raz się trącały. Uśmiechnęłam się czując jak Leiftan co chwilę trąca kolczyk w moim języku wyraźnie nim zainteresowany.
Przywarłam do jego torsu napinając wszystkie mięśnie. Z moich ust wydobył się niekontrolowany pisk bólu czym przerwałam pocałunek. Wbiłam wzrok w prawą stopę skąd poczułam rozchodzącą się fale bólu.  Obok mnie siedziała ta przeklęta kupa futra z wymalowaną rządzą mordu na pysku. Czułam że mam nie ignorować tego dziwnego dźwięku. Amaya zawarczała po czym po raz kolejny ugryzła mnie w stopę. Zacisnełam zęby warcząc a ogon wcześniej opleciony wokół nogi chłopaka, niebezpiecznie uderzył o ścianę.
- Amaya ! - Chowaniec słysząc groźny ton swojego właściciela puścił mnie, nieznacznie się odsuwając. Leiftan przytrzymał mnie w tali bym nie osuneła się na ziemię, co nie było spowodowane ugryzieniem. - Przepraszam Lau, nie wiem co w nią wystąpiło. Nigdy się tak nie zachowywała.
Nim zdąrzyłam zareagować lub chociaż zebrać myśli, Lorialet podniósł mnie przenosząc na łóżko. Ostrożnie posadził na jego brzegu po czym ukląkł by móc lepiej obejrzeć dzieło swojego wrednego chowańca. Teraz miałam czas by mu się lepiej przyjrzeć. Włosy miał w nieładzie głównie przeze mnie, a na policzkach ledwo dostrzegalny rumieniec. Musiałam przyznać że wyglądał uroczo. Położyłam dłonie na swoich rozpalonych policzkach. Musiałam bardzo śmiesznie wyglądać.
- Ona mnie nienawidzi. - Wbiłam wzrok w panalulu który jakby nic się nie stało podeszła do swojego właściciela i zaczęła się łasić.
- Myślę że jest zazdrosna. - Uśmiechnął się pocieszająco głaszcząc panalulu. Ja z tej kupy futra kiedyś zrobię czapkę... albo szalik. - Na szczęście nic poważnego ci nie zrobiła, tylko delikatnie przebiła skórę.
- Tyle dobrze... - Westchnełam.
Wykorzystując okazję pozwoliłam by krew zalała ranki i naprawiła skórę. Po chwili rany już nie było. Leiftan wstał by pocałować mnie w czoło. Gdy tylko to zrobił Amaya znowu zaczęła wściekle warczeć.
- Lepiej już pójdę. - wziął chowańca na ręce. - Powodzenia kochanie.
Nachylił się do mnie jeszcze raz by szybko musnąć moje usta swoimi. Poprawił panalulu na rękach po czym wyszedł rzucając mi jeszcze uroczy uśmiech.
- D... dzięki.
Po raz kolejny poczułam jak policzki mnie palą. Gdy tylko drzwi się zamknęły opadłam na łóżko. Co to było ? Dlaczego tak zareagowałam? W tej jednej chwili gdy się całowaliśmy byłam w stanie nawet oddać mu swoją duszę. To z jednej strony przerażające ale z drugiej podobało mi się to jak na mnie działał. Prawie jak szaleństwo któremu chce się poddać. Pozatym ... nazwał mnie "kochanie " ! W jednym susie zakopałam się pod kołdrą a rozpaloną twarz ukryłam w poduszce. 

Następnego dnia stałam przed główną bramą ubrana w coś bardziej odpowiedniego na misję. Składało się na to spodnie z metalowymi ochraniaczami w okolicy kolan i ud oraz koszulka pod która znajdował się gorset zrobiony z metalowych łusek, na to wszystko narzucony był potargany u dołu płaszcz. Było to moje stare ubranie z Yarnam, Może było trochę przesiąknięte krwią ale to tylko szczegół. Obserwowałam otoczenie jakby nieobecna. Dalej myślałam o tym co się stało... no i miałam dziwne przeczucie co do tej misji, stąd ten strój.
- Ciekawy strój jak na misję dyplomatyczną. - Nevra podszedł do mnie gwiżdżąc.
- Niech wiedzą z kim mają do czynienia. - przeniosłam na niego wzrok zakładając na głowę obszerny kaptur który zatrzymał się zaraz za rogami. - Możemy iść?
Wampir skinął głową po czym oboje opusciliśmy teren kwatery. Weszliśmy do lasu gdzie Nevra wyciągnął mapę by móc zaprowadzić nas do owego plemienia. Co tu dużo mówić, poza mijaniem różnego rodzaju drzew i krzewów nie działo się nic ciekawego.  Zmieniliśmy tylko kilka zdań po czym weszliśmy do głębokiego lasu. Tam skręciliśmy w jakieś krzewy i znaleźliśmy się przed ogromną wierzbą. Jednak nie była do końca taka zwykła, jej liście miały różowy kolor a wokół latało mnóstwo kolorowych światełek.
- To tutaj. - Nevra podszedł bliżej a ja niepewnie ruszyłam za nim.
- Czy to są....? - wskazałam na jedno z światełek.
- Wróżki? Tak, ich plemie żyje w tym drzewie od powstania Eldary. - Odunął liście wierzby wchodząc na ich teren. Wokół pnia było mnóstwo małych domków i grzybów a u podnóża drzewa roiło się od kwiatów.  Nim się obejrzałam wokół mnie pojawiło się mnóstwo wróżek. Jedne weszły do mojego kaptura, inne ciągnęły za włosy i ubranie a jeszcze inne siadały na ogonie i rogach.
- Sio! Odczepcie się! - Machłam ręką chcąc je odgonić jednak te nie dały za wygraną i jeszcze bardziej mnie oblazły. - Nosz spierdalajcie odemnie! - wszystkie wróżki uciekły a ja zatkałam usta dłonią. Dźwięk jaki się z nich wydobył nie przypominał mojego głosu a bardzo cienki pisk. - Dlaczego mam głos jakbym nawdychała się helu?!
Rozejrzałam się. Wszystko wokół stało się o wiele wieksze, chociaż to ja zrobiłam się mała. Nawet trawa była odemnie wyższa! Nevra stał obok mnie również nie wiedząc co się stało.  Poczułam jak coś łapie mnie od tyłu i podnosi do góry.
- Ej! Zostaw! Puszczaj! - zaczęłam się wiercić jednak szybko przestałam gdy znalazłam się kilka metrów nad ziemią.
Nigdy nie miałam lęku wysokości ale w tej chwili i w tej sytuacji ... mogłam mieć. Spojrzałam przez ramię na osobę która mnie trzymała. Była to wróżka o lekko różowej skórze i włosach ubrana w coś na kształt sukienki z liści oraz z prawie przeźroczystymi skrzydłami. Nie no spoko.
Wróżka podleciała prawie na sam szczyt drzewa po czym postawiła mnie na jednej gałęzi przed dużym domem ozdobionym piórami i kolorowymi liśćmi.
- Chdzcie za mną. - Pisneła różowa włosa wróżka wymijając mnie i kierując się do domu.
Spojrzałam na Nevre równie zszokowanego co ja. Jednak bez gadania ruszyliśmy za dziewczyną. Wnętrze domu okazało się salą tronową. Na jej końcu na tronie zrobionym z czerwonych liści siedziała wróżka o długich mieniących się tęczą skrzydłach. Miała długie bląd włosy splecione w misterny warkocz a do tego drugą zielono- niebieską suknię do kostek wyszywaną z drobnych kryształków.
Może to przez życie w Yarnam ale miałam dziwne wrażenie że jest tu zbyt spokojnie, jakby wszystko było sztuczne i na pokaz.

Wybaczcie że tak długo ale standardowo przysneło mi się A miałam do skończenia jeszcze połowę rozdziału.
Mam nadzieję że nie będziecie zbytnio na mnie źli.

Co do rysunku z konkursu, będzie w późniejszym czasie. Niestety nie jest łatwo narysować Lau w demonicznej wersji a już szczególnie gdy co chwilę coś mi nie pasuje....

Eldarya: Pozory mylą Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz