66. Układ cz.2

287 23 18
                                    

- Mówiąc od wschodu do zachodu słońca, nie myślałam że wyciągniesz mnie z łóżka o tak chorej godzinie ... - Lau westchneła wychodząc przed domostwo, gdzie na brudnych od krwi schodach siedział Shadow. - I powiesz mi w końcu co planujesz? I dlaczego muszę wychodzić z domu?
Zaciągneła na głowę ciężki kaptur płaszcza uważając na swoje rogi. Promienie słońca powoli przebijały się przez mroczne budynki coraz bardziej oświetlając ponure ulice Yarnam. O tej porze można było spotkać tylko resztki potworów które nie skończyły jeszcze grasować. Mieszkańcy wychodzili znacznie później gdy robiło się w miarę bezpiecznie a zagrozić mógł co najwyżej inny mieszkaniec czy Władca Pogorzelisk.
- Nic specjalnego ... myślałem że pojdziemy do mnie i na spokojnie porozmawiamy. - Daemon podniósł się ze schodów. Spojrzał przez ramię na kobietę posyłając jej lekki uśmiech. - Mówiłem że ma być jak kiedyś.
- Eh .... to jeden punkt mamy zaliczony. - Shadow lekko uniósł brew w pytającym geście. - Gdy się spotykaliśmy byłam zawsze nie wyspana, teraz zresztą też. Więc ten punkt mamy odchaczony.
Oboje się zaśmiali. To prawda, kilkanaście lat temu gdy jeszcze się między nimi nie popsuło, widywali się prawie codziennie. Potrafili spędzić cały dzień i noc na rozmowach a gdy tematy się kończyły po prostu siedzieli w swoim towarzystwie. Co za tym idzie Lau była zawsze nie wyspana przez co później zasypiała ucząc się tego co kazał jej ojciec, a to miało swoje nie miłe konsekwencje.
Daemon zszedł po schodach powoli ruszając drogą w kierunku swojego domu, Astralnej Wieży Zegarowej. Białowłosa schowała ręce do kieszeni płaszcza ruszając za nim. Szybko zrównała z nim krok tak że teraz szli obok siebie.
- Jak się czujesz? - Shadow przeniósł wzrok z drogi na dziewczynę. - Nie masz żadnych objawów histerii.... ani szaleństwa?
- Nie... chociaż szalona jestem cały czas. - uśmiechneła się od niechcenia rozglądając się wokół.
- Martwisz się o ojca?
Nastała między nimi niezręczna cisza. Shadow nie potrzebował jej odpowiedzi, dobrze wiedział że się martwi. Poznała sposób na jego uratowanie ale ... no właśnie ale. Wystarczyło go pokonać. Niby nic, a sami nie byli pewni czy dadzą radę we czterech. Dodatkowo pozostał jeszcze jeden problem który uświadomili sobie dopiero później. Walki władców z reguły kończyły się śmiercią. Nie byli pewni czy to samo nie stanie się z jednym z nich. A co najgorsze dla Lau, ponowną śmiercią ojca którego chciała uratować.
- Cały czas... - Odezwała się po długim czasie. Byli już w połowie drogi. - Nie wiem czym bardziej.... tym że może się nie udać... czy tym że nie dojdzie to do skutku i zabije mnie zanim się to wogóle zacznie.
- Gdyby miał Cię zabić już pewnie by to zrobił. Myślę że do waszego domu też może wejść bez większych problemów.
- Teoretycznie tak ... Ale on zawsze wolał siedzieć w Psychiatryku. - po chwili dodała. - Po prostu wiem że tam nie przyjdzie....
Mężczyzna skinął lekko głowa na znak zrozumienia. Ta rozmowa nie toczyła się tak łatwo jakby tego chciał.

***

Słońce oświetlało pełne krwi i martwych ciał ulice. Targ w centrum już zapełnił się sprzedawcami jak i mieszkańcami którzy musieli kupić jedzenie, ubrania czy inne rzeczy za cenę krwi. Choć Yarnam było ogromne a niektóre tereny miały swoje własne małe targowiska, ten w centrum był najbardziej oblegany. Można tu było znaleźć dosłownie wszystko dlatego wielu feary przychodziła tu nawet z najbardziej odległych rewirów krainy.
Białe puszyste uszy drgneły delikatnie wywołując cichy brzdęk kolczyków. Kitsune pakowała szybko ostatnie zakupy do torby po czym równie szybko ulotniła się ze straganu prowadzonego przez Lamie o dość przerażającym uśmiechu. W dodatku odgłos grzechotania przyprawiał ją o ciarki.
"Nigdy więcej zakupów tutaj...." - pomyślała wypuszczając ze swistem powietrze. Nawet nie zauważyła kiedy zaczęła wstrzymywać oddech.
Rozejrzała się wokół nastawiając uszu na ewentualne zagrożenie.
- Kolekcjoner? - szepneła dostrzegając charakterystyczne białe włosy. Dodatkowo pomógł jej brak feary wokół straganu z którego wyszedł. Nie była pewna czy było to spowodowane szacunkiem czy może strachem wobec Władcy. Sama skłaniała się ku drugiej opcji.
Chcąc nie chcąc ruszyła w tym samym kierunku co on. Dzieliła ich dość duża odległość jednak gdy oddalili się od targu a uliczki zrobiły się bardziej wąskie, mogła by przysiąc że specjalnie zwolnił.
- Długo tak będziesz za mną iść? - Daemon zatrzymał się odwracając się w jej kierunku na co sama zatrzymała się ze strachu. Przytuliła do siebie mocniej torbę z zakupami a uszy położyła po sobie.
- To nie tak! Ja po prostu ... tedy wracam do domu ... i no ....
Zamilkła słysząc cichy śmiech władcy. On się z niej śmiał? Czy może to tylko jej słuch sprawiał psikusa. Postawiła lekko uszy po czym powoli do niego podeszła. Trochę już zdąrzyła go poznać jednak dalej wolała zachować ostrożność.
- Więc? Mówisz że wracasz do domu? - rzucił unosząc lekko brew.
- Tak .... - skuliła się znowu kładąc uszy pod intensywnym spojrzeniem Daemona. Miała wrażenie że czyta z niej jak z otwartej księgi. - A ... Ale dlaczego pytasz?
- Powiedzmy że.... chyba za daleko poszłaś. Z targu masz szybszą drogę do domu. Chyba że wolisz robić sobie spacer przez mój teren w tedy nic mi do tego. - Wzruszył ramionami czekając na reakcję kobiety.
Kitsune zamrugała kilka razy po czym dosłownie zaczęła się obracać wokół własnej osi by rozeznać się w terenie. Sosusuke miał zupełną rację, już dawno powinna skręcić w inną uliczkę. Czyżby tak się na nim skupiła że zapomniała o wszystkim?
- Ja ....
- Dobra chodź już... nie będziesz się wracać. - Rzucił ruszając dalej. - Nie bój się nie zabije Cię.
Postawiła uszy patrząc przez dłuższą chwilę na odchodzącego mężczyznę. Szybko pobiegła za nim.
- Wolisz cały czas chodzić z tym metalem? - zwolnił by dziewczyna zrównała z nim krok.
- He? - spojrzała na pas swojego kimona do którego przymocowała metal. Miał jej pomóc z halucynacjami podczas wczesnego stadium histerii, co prawda teraz już go nie potrzebowała jednak chciała mieć go blisko siebie. Może na wszelki wypadek a może z innego powodu. Sama nie była pewna. - Tak. Jakoś tak ... Dzięki, jeszcze raz ... no wiesz .... że mi pomogłeś.
- Nie ma za co.
- Czy ... mogę Cię o coś zapytać? - Sousuke skinął lekko przenosząc na nią spojrzenie przez co skuliła się lekko. Nie była pewna czy się nie wkurzy. - Więc.... W tedy mówiłeś że wcale nie nienawidzisz mojej rasy .... że nas lubisz i ... - spojrzała w bok nie mogąc znieść jego spojrzenia.
- To raczej nie jest odpowiednie miejsce na taka rozmowę. - Rzucił ucinając temat czym zwrócił na siebie uwagę kobiety. - Powiem Ci jedynie że dobrze kombinujesz. Jeśli myślimy o tym samym.
- Rozumiem ... - wbiła wzrok w drogę pokrytą krwią. Czuła się źle, nie powinna o to wogóle pytać.
- Powiedz mi ... potrafisz rzucać czary ochronne? Takie które dały by radę powstrzymać kogoś przed wtargnieciem na przykład na jakiś rytuał? Słyszałem że kitsune z tego słyną.
- To nie do końca czary ale tak. - podniosła na niego spojrzenie krwistych tęczówek. - Używany do tego specjalnych harmów. Nawet jeśli ktoś wtargnął by tak jak mówiłeś na rytuał to bardzo mało prawdopodobne żeby się przez nie przebił.
- W takim razie będę miał do Ciebie prośbę. - zatrzymał się co uczyniła również kitsune. - Potrzebuje byś potraktowała tymi waszymi rzeczami jedno miejsce. W zamian odpowiem na twoje pytania. Zgoda?
Kiri przez dłuższą chwilę milczała wpatrując się w Daemona. Nie mogła uwierzyć że on, Sousuke, jeden z Władców Pogorzelisk którego każdy z jej rasy się obawiał poprosił ją o przysługę.
- Tak, tylko muszę odnieść to do domu i wziąść stamtąd wszystkie potrzebne rzeczy. - ścisneła mocniej torbę z zakupami.
- W takim razie spotkajmy się w kuźni. Pamiętasz gdzie to jest?
- Tak. - Mimowolnie się uśmiechnęła. - będę za kilka godzin.

Eldarya: Pozory mylą Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz