21. Uczucie

1.1K 89 29
                                    

Rozległo się pukanie do drzwi. Warknełam cicho. Kto mógł się do mnie dobijać w takim momencie !?
- Lau ... możemy porozmawiać? - drzwi zaskrzypiały pod wpływem nacisku. Osoba za nimi prawdopodobnie oparła się o nie.
- Nie mamy o czym rozmawiać... - warknełam uderzając ogonem o podłogę. - Chce mieć święty spokój.
Zamknęłam oczy czując jak mimowolnie się zmieniły. Rozmowa z Nevrą była ostatnią rzeczą jaką chciałam dzisiaj zrobić. I na co mi to było? Teraz będzie cały czas za mną chodził. A do tego nasza przyjaźń stanęła pod znakiem zapytania. Nie jestem głupia, potrafię połączyć fakty. Wcześniejsza rozmowa z nim gdy byłam ranna, później Karen i jej wyskok ze "Szwagierką" a teraz plotki i sam szef straży który nie potrafi się wysłowić. To jasne że coś do mnie czuje. Tylko że ja nie czuję nic. Nigdy nikogo nie kochałam. Może i jest na swój zboczony sposób sympatyczny, miły i momentami czarujący, a do tego jest przystojny, niestety traktuję go tylko jak przyjaciela. Nigdy nie była bym w stanie go pokochać, za bardzo przypomina mi Kuro.
Z rozmyślań wyrwał mnie kojący dotyk. Otworzyłam szeroko oczy obserwując poczynania Leiftana który pocieszająco się do mnie uśmiechnął dalej głaszcząc mnie po głowie. To miłe ...
- Powinnaś z nim porozmawiać. - powiedział spokojnie - Skoro nic do niego nie czujesz, lepiej żeby wiedział.
- Nie sądzisz że już mu to dałam do zrozumienia? - uśmiechnęłam się sztucznie. Lorialet westchnął. Musiał zauważyć mój sztuczny wyraz twarzy.
- Zrobisz jak uważasz. Nie będę Cię do niczego zmuszał. - zabrał rękę przez co niekontrolowane warknełam. Nie wiem dlaczego ale lubiłam gdy to robił.
- Później z nim pogadam... teraz nie mam nastroju. - wbiłam wzrok w drzwi. Po raz kolejny skrzypły a po chwili dało się usłyszeć oddalające kroki.
- Skoro tak ... powiedz, o co chciałaś mnie wcześniej zapytać? - oparł ręce po swoich bokach uważnie mnie obserwując.
- Wcześniej? - zastanowiłam się chwilę nie odrywając wzroku złotoczarnych oczu od drzwi. - Czy nie przeszkadza Ci że jestem daemonem? Wiem że...
- Nie - przerwał mi. Jego głos się zmienił stał się bardziej miękki, nie potrafiłam stwierdzić co oznacza. - Jesteś po prostu sobą. Możesz być syreną, smokiem czy nawet daemonem, dla mnie liczy się twój charakter a nie rasa.
- Ale podczas ataku wyglądałaś Jak byś zobaczył ducha.. - ugryzłam się w język, powstrzymując się by nie powiedzieć za dużo. Znowu to robiłam, najpierw mówiłam a potem myślałam.
- To prawda... - Cicho się zaśmiał. - Nie sądziłem że twoja forma daemona wygląda w ten sposób. - Nastała niezręczna cisza. Zacisnełam pazury na prawie pustej butelce, zapomniałam o niej. - Mogę Cię o coś zapytać? - kiwnełam głową nie przerywając mu. - Wcześniej nie mieliśmy okazji o tym porozmawiać. Gdy wy walczyliscie, Bambi wspomniała o hierarchii w Yarnam ... I o tym że jesteś martwa. - drgnełam niespokojnie. Czyli naprawdę wyznała im nasz sekret. Mogłam się domyślić. - To wszystko prawda ?
Nasze spojrzenia się spotkały lecz szybko odwróciłam wzrok wbijając go w resztę krwi znajdującą się w butelce. Jej widok działał na mnie uspokajająco.
- Nie wiem ile wam powiedziała... ale myślę że tak...
- Jak do tego doszło? - położył dłoń na mojej głowie delikatnie głaszcząc. - Jeśli nie chcesz, nie mów...
- Spokojnie. - przerwałam mu ciężko wzdychając. - Bambi mówiła wam że brat niechcący mnie zabił? - przeniosłam na niego spojrzenie, a ten kiwnął głową nie przerywając mi. Na pewno czuł że gdy tylko się odezwie zmienie zdanie i nie powiem nic więcej. - Byliśmy dziećmi. W Yarnam to normalne że niektóre drogi łatwiej pokonać chodząc po dachach. Z tym że my zawsze musieliśmy sobie dokuczać. - znowu spojrzałam na butelkę. - Pewnego razu Sousuke posunął się za daleko. Nie pamiętam czy gdzieś szliśmy czy po prostu trenowaliśmy. Stanełam na krawędzi dachu patrząc w dół. Pamiętam że było to miejsce z którego łatwo było zejść do kanałów. Był budynek na którym się znajdowaliśmy, u jego stóp był jeszcze kawałek chodnika a później niższy poziom tworzący przepaść na który schodziło się drabiną. - pokazałam ręka w powietrzu chcąc bardziej zobrazować sytuację. - Nie wiem czy Sousuke widział że stoję na krawędzi, w każdym razie podszedł do mnie i wystraszył. Ze strachu podskoczyłam ale nie wyladowałam już na dachu, nogi mi objechały i spadłam, nie zdąrzył mnie złapać a nawet jeśli to pewnie spadł by razem ze mną. - znowu zaczęłam gestykulować ręka w powietrzu. - Gdybym zatrzymała się na chodniku u podnóża domu, prawdopodobnie miała bym tylko połamane nogi. Niestety przez to że podskoczyłam poleciałam dalej i spadłam w przepaść. Jedyne co z tego pamiętam to okropny ból i trzask łamanych kości, potem wspomnienie się urywa. Obudziłam się na stole operacyjnym. Okazało się że połamałam wszystkie kości. Ojciec mnie poskładał. - zamilkłam.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że Leiftan już nie głaszcze mnie po głowie a siedzi cały spięty. Przeniosłam na niego wzrok. Opierał się o kolana patrząc w podłogę. Nie potrafiłam odgadnąć jego emocji.
- Leiftan ?
- Wybacz ... Nie powinienem Cię o to pytać. Nie sądziłem że... - położyłam dłoń na jego ramieniu. Kościane pazury delikatnie wbiły się w materiał jego płaszcza. Podniósł na mnie wzrok. Był pełen smutku i współczucia .... już wiem że nie lubię tego widoku. - Przykro mi.
- Nie przejmuj się. Szczerze to mi to pasuje. - uśmiechnęłam się - Tak właściwie to przez ten incydent moja forma daemona wygląda tak a nie inaczej. Gdyby nie "wymiana" kości wyglądała bym tak samo jak brat, miała skrzydła.
- Nie podobają Ci się skrzydla ? - uniósł brew zainteresowany.
- Podobają ale ... hmm - zastanowiłam się - w moim przypadku były by kłopotliwe. Wiem jakie Sousuke ma problemy gdy musi walczyć, szczególnie w ciasnych miejscach między budynkami. - zaśmiałam się. Oj tak, brat po prostu nienawidził takich sytuacji.
Siedzieliśmy tak rozmawiając o wszystkim i o niczym. Musiałam przyznać że dobrze się czułam w jego towarzystwie. Czułam że mogę powiedzieć mu wszystko. W sumie nikomu innemu nie powiedziała bym o tym jak umarłam.
- Pójdę już, muszę załatwić jeszcze parę spraw. - wstał powoli podchodząc do drzwi.
- Leiftan ? - zatrzymał się spoglądając na mnie przez ramię. - Pytałeś czy czuję coś do Nevry. - Lorialet spioł się. Powinnam to powiedzieć? - Czuję ale nie do niego.
- Więc powiedz to tej osobie.
- Nie ... bo nie mam odwagi. - uśmiechnęłam się - Może nie wiesz ale daemony nie lubią mówić o swoich skrytych uczuciach.
- Liczysz że zrobi pierwszy krok ? - kiwnełam głową.
Leiftan odwrócił się do drzwi rzucając jeszcze "Do zobaczenia " po czym wyszedł. Ciekawe czy domyśli się że chodzi o niego. Głośno westchnełam. Był przeciwieństwem Nevry, cichy i spokojny nie dający się ponieść emocją, jednak potrafił wybuchnąć o czym zdąrzyłam się przekonać na własnej skórze. Coś mnie do niego ciągło. Roztaczał wokół siebie tajemniczą aurę
Wstałam chowając pustą już butelkę pod łóżko. Jakoś dzisiaj nie mam ochoty na siedzenie w pokoju, szczególnie że zbliżała się pora obiadu a od rana nic nie jadłam. Wyszłam z pokoju udając się na stołówkę, o dziwo nie było zbyt wiele osób. Wzięłam trochę ryżu z warzywami oraz kawałek karczku który bardzo przyjemnie pachniał. Szybko zjadłam i wyszłam z pomieszczenia, wolę nie ryzykować kolejnego spotkania z Nevrą.
Wyszłam przed kwaterę w bliżej nieokreślonym kierunku. Nie mam co robić. Nie mam żadnych misji a jakoś nie mam ochoty pomagać temu dziadowi w sprzątaniu sali alchemicznej. Może trening ? Tak samemu to bez sensu. A może...?
Zatrzymałam się słysząc cichy płacz. Rozejrzałam się wokół jednak nikogo nie zauważyłam. Wsłuchałam się w dźwięk powoli za nim podążając. Zatrzymałam się w ogrodzie muzyki gdzie płacz przybrał na sile. Wyjrzałam za jedną z figur. Na ziemi siedziała Erica kurczowo ściskając podciągnięte pod brodę nogi chowając w nich twarz.
- Erica ? - szepnełam a ta wydała z siebie niekontrolowany krzyk patrząc  na mnie że strachem. Jej oczy jak i policzki były czerwone od łez. Odsuneła się. No tak ... prawie zapomniałam że ostatnim razem chciałam ją zabić. - Nic ci nie zrobię, nie szaleje. Coś się stało?
- Lau ... - otarła twarz dłonią pociągająca nosem. - ja ... po prostu. - spojrzała w bok.
- Nie chcesz, nie mów. - wzruszyłam ramionami prostując się.
- Czuje się zdradzona ... - znowu pociągnęła nosem. - Ufałam mu a on .... Nie mam już nic.
- O kogo ci chodzi ? Valkyona ? - Na dźwięk jego imienia znowu zaniosła się płaczem. Usiadłam obok niej. - Co ci zrobił?
- On .... usunął mnie z pamięci bliskich. Nawet jeśli wrócę do domu ... to nie mam już po co. - załkała.
Valkyon zrobił coś takiego ? Ciekawe ... ale skoro tak, to musiał użyć jakiegoś eliksiru. Jeśli to to o czym myślę musiała mu sama w tym pomóc. Prychnełam zwracając uwagę dziewczyny.
- Na twoim miejscu cieszyła bym się że żyją. - wstałam. Niebo zaczęło robić się szare, zbliżał się deszcz.
- Ale ....
- Wiem że czujesz się zdradzona ale użalanie nic ci nie da. - odwróciłam się. - Jeśli będziesz nad wszystkim się rozczulać to życie Cię zniszczy. Nawet nie zauważysz kiedy to nastąpi.
Nie lubię słabeuszy. Przejmuje sie mało istotnymi rzeczami nie widząc że inni mają gorzej. Ktoś teraz powie że nie mam serca. Mam. Mam też sumienie i uczucia. Jednak przeżyłam więcej niż ona i wiem że bardziej boli śmierć rodziców.
Z nieba zaczęły spadać krople deszczu. Nie przejąłem się tym  udając się pod wiśnie. To jedne z miejsc która najbardziej polubiłam. Zatrzymałam się widząc siedzącego pod drzewem Leiftana. Gdy tylko mnie zobaczył wstał z zamiarem odejścia.
- Leiftan ... ? - chciał mnie minąć lecz złapałam go mocno za rękę zmuszając by odwrócił się w moją stronę. - Co ci się stało?
Wolną ręką dotknęłam jego twarzy. Miał rozciętą wargę i łuk brwiowy z których saczyła się czerwona ciecz. Odwrócił głowę chcąc ukryć rany.
- To nic takiego... - odwróciłam jego twarz tak że musiał spojrzeć mi w oczy. - Lau proszę..
- Gadaj albo sama się dowiem. - warknełam a moje oczy przybrały swój demoniczny wygląd. Lorialet westchnął dotykając mojej dłoni na swoim policzku wywołując tym samym delikatny dreszcz.
- Mała bójka, nie martw się już po wszystkim. - delikatnie się uśmiechnął.
- O ? - uniósł brew - Eh, o co poszło?
Znowu odwrócił wzrok. Na jego policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Musiałam przyznać że wyglądał uroczo.
- O Ciebie... - szepnął
Otworzyłam szerzej oczy. O mnie? Chyba się przesłyszałam. On bił się z kimś bo poszło o mnie!? Pytanie tylko kto byłby jeszcze w stanie ... Nie. To chyba żart.
- Nie mów mi że biłeś się z Nevrą.. - Nie odezwał się. Poza rumieńcami na policzkach nie byłam w stanie nic więcej wyczytać.
Deszcz zaczął mocniej padać. Odsunełam się od chłopaka obejmując się rękami z zimna. Jednak bluzka na ramiączkach to był zły pomysł.
- Lau ... - podniosłam wzrok na lorialeta. Zanim się spostrzegłam ściągnął płaszcz i założył go na moje ramiona by mnie ogrzać, chociaż i tak już przemokłam. - Nie mogłem postąpić inaczej ... - złapał mój podbródek unosząc go delikatnie do góry. Wolną dłonią odgarnął mi z oczu mokrą grzywkę. - Nie potrafię stać z boku i patrzeć jak nieudolnie się o Ciebie stara. Po rozmowie z Tobą, po tym co mi powiedziałaś... Zrozumiałem co chcesz mi przekazać.  - Teraz to ja się zarumieniłam. Wpatrywałam się w jego piękne zielone oczy nie mogąc oderwać od nich wzroku. - Gdy tylko Cię zobaczyłem czułem że jesteśmy sobie przeznaczeni ... Kocham Cię. Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia i wiem że nie jestem ci obojętny.
Leiftan zmniejszył dystans między nami. Staliśmy stykając się nosami gdy wokół rozpętała się ulewa. Nie przeszkadzała nam i tak byliśmy już cali przemoczeni. Co mam teraz zrobić? Nie umiem tak po prostu... Zarumieniłam się jeszcze bardziej gdy złapał moje dłonie.
- Leiftan .... - Dawaj Lau! Na jednym wdechu! Schowaj swoja dumę daemona i weź mu to powiedz! -  Ja ... też Cię kocham. - ostatnie słowa wypowiedziałam szeptem, lecz na tyle głośno że mógł je usłyszeć pomimo deszczu.
Nie czekając zbliżył się i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Jego usta smakowały słodką krwią. Puścił moje dłonie by po chwili objąć mnie w pasie i przyciągnąć do siebie. Położyłam mu ręce na piersi a ogon owinełam wokół jego łydki. Czułam jak nasze serca zaczynają mocniej bić pod wpływem nerwów. Rozchyliłam usta pozwalając mu pogłębić pocałunek, co po chwili zrobił. Nasze języki tańczyły w małej walce o dominację byśmy po chwili mogli się od siebie oderwać.
Nie sądziłam że kiedykolwiek doczekam się tego momentu. Normalnie mam ochotę skakać z radości! Naciągnełam płaszcz by uchronić nas obu przed deszczem który powoli zaczął zmieniać się w burze.
- Wracajmy ... - pocałował mnie w nos. Kiwnełam głową odwijając ogon po czym biegiem ruszyliśmy do kwatery.

Tam tam tam ! Jest i rozdział, chyba nie wyszedł najgorzej. Myślę że warto było czekać na taki obrót sytuacji.

Taka ciekawostka. Mój narzeczony również wyznał mi uczucia w deszczu xd takie romantyczne no.
I żeby nie było, nie będzie słodko i kolorowo, nadal zachowam mroczny klimat :D

Ps. Za błędy przepraszam poprawię je później!

Eldarya: Pozory mylą Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz