36. Kradzież cz.1

914 63 17
                                    

Leżałam na czymś chłodnym i twardym, jakby było zrobione z metalu choć przez myśl przemknął mi czarny kamień. Bardzo specyficzny minerał występujący tylko w Yarnam który przypomina z wyglądu kryształ mieniący się głęboką czernią i srebrem, wykorzystywany głównie do rytuałów przez swoje magiczne właściwości. Dlaczego o nim pomyślałam? Nie wiem ...
Co ciekawe nie czułam żadnego zapachu czy nawet dźwięku, jakby otaczała mnie pustka. Poruszyłam lewą ręką lecz nic się nie stało, nawet jej nie czułam. Prawa? Również nic. Głowa? Nie drgneła nawet o milimetr, choć włożyłam mnóstwo siły żeby ją ruszyć. Byłam jak sparaliżowana. Z trudem przeniosłam wzrok na lewą rękę. Ten widok nawet mnie zmroził krew w żyłach. Palce były przecięte w miejscu łączenia kości i oderwane od reszty ciała, tak samo nadgarstek. Spanikowana przeniosłam wzrok na drugą dłoń. To samo. Czarna krew spływała po płycie zlewając się z nią kolorem.
Powinnam czuć ból, ba powinnam się zwijać z bólu, jednak nic nie czułam. Kątem oka zauważyłam jakiś ruch na piersi. Mój wzrok spoczął na dużej kremowej larwie wijącej się w każdą stronę. Czułam jak rośnie mi gula w gardle a ciało oblewa zimny pot. Nie musiałam widzieć by wiedzieć że jest ich więcej. Pojawiają się tylko w zwłokach... moje ciało gniło od środka.
W jednej sekundzie poczułam wszystko. Przeraźliwy ból przeszył moje ciało, czułam gnijące wnętrzności i kotłujące się w nich larwy. Miałam ochotę krzyczeć lecz głos ugrzązł mi w gardle.

Podniosłam się do siadu ciężko dysząc, włosy lepiły mi się od potu do czoła a ciało przechodziły dreszcze strachu. Dotknęłam w panice brzucha macając go z każdej strony. Mięśnie lekko napięte, wnętrzności nie przesuwają się a pod palcami nie czuje żadnych zgrubień świadczących o obecności larw. Wszystko w normie, żadnych zmian więc nie mogłam gnić. To tylko sen, zwykły koszmar. Odetchnełam z ulgą.

Zabić!

Podniosłam wzrok. Kilka centymetrów od twarzy pojawił się obślizgły czarny cień celując we mnie ostrym końcem.
- Czego chcesz? - szepnełam.

Zapłacisz!

Cień świsnął w powietrzu rozcinając moje usta od jednego do drugiego policzka. Wydałam z siebie niekontrolowany jęk zaciskając dłonie na rannym miejscu.
Dlaczego!? Przecież nigdy tak otwarcie mnie nie atakowały! Co się zmieniło!?
Przeniosłam wzrok na śpiącego obok Leiftana. Na szczęście mój jęk go nie obudził. Od naszej szczerej rozmowy minął już ponad miesiąc, od tego czasu co jakiś czas śpię u niego. Tak po prostu, żeby się móc przytulić i pobyć z nim dłużej.
Kolejny świst przeszył powietrze. Zgiełam się w pół zamykając oczy, jęcząc z bólu. Cień wbił się w brzuch po czym rozpłynął się w powietrzu jakby nigdy go tu nie było. 
Zacisnełam zęby oraz dłonie na ustach głośno przez nie sycząc. Ból był nie do wytrzymania, rozrywał każdy skrawek, każdą komórkę oraz nerw w obrębie rany. Nigdy czegoś takiego nie czułam. Mój oddech przyśpieszył w panicznym pościgu o oddech którego wcale nie traciłam. Ciało odmawiało posłuszeństwa w walce z bólem ... jakby chciało umrzeć.
Poczułam obok siebie ruch pościeli oraz głośne ziewnięcie a po chwili silne ręce oplatające mnie w tali. Kolejna fala bólu przeszyła każdy nerw przez co wydałam z siebie niekontrolowany jęk.
- Lau, co się dzieje? - Leiftan usiadł obok a jego chwyt na mojej tali stał się mocniejszy.
Milczał a ja nie potrafiłam otworzyć oczu by na niego spojrzeć. Zabrał rękę z tali by ująć moje dłonie. Opierałam się jednak ostatecznie pozwoliłam mu odsłonić swoje usta.
- Kochanie ... to tylko zły sen. - Szepnął kojącym głosem.
- Sen? ... Nie widzisz co się stało?! - prawie krzyknęłam otwierając oczy, wolną dłonią wskazując na rozerwane usta.
- Lau ... - Pomimo panującej w pokoju ciemności mogłam dojrzeć jak na jego twarzy maluje się szok. Puścił moją dłoń by dotknąć policzka. - ale ... tu nic nie ma.
- Nie ma!? - strąciłam jego dłonie by   dotknąć ust a później policzków. Żadnej rany. Ból który ogarniał jeszcze chwilę temu moje ciało, także ustąpił. Teraz to ja byłam w szoku. Przecież cień mnie zranił. Czułam ból. Dlaczego nie ma żadnego śladu?
- Co się stało? Wyglądasz jakbyś przeżyła koszmar. - dotknął mojego policzka by po chwili zacząć gładzić go kciukiem. - Czy to znowu sprawka szaleństwa?
- Nie wiem... może to zwykłe urojenia.  - Rozejrzałam się zdezorientowana chcąc ukryć dziwne uczucie strachu. Pierwszy raz w całym swoim życiu, nie wiem co się dzieje. Owładneło mną szaleństwo ale dlaczego chce mnie zabić. Chyba że ma to inny cel ... - Miałam koszmar a później coś ... mnie zraniło. Chociaż może działo się to tylko w mojej głowie? Sama już nie wiem ...
Przybliżyłam się by wtulić się w ciepły tors aengela. Odrazu zamknął mnie w szczelnym uścisku przykładając usta do mojego czoła. Zaciągnełam się jego zapachem, był taki przyjemny, słodki i kojący. Nigdy nie myślałam że oprócz zapachu krwi polubie także zapach wanili. Ostatnio często mimowolnie zaciagam się jego zapachem, uspokaja mnie.
Leiftan kojąco gładził moje plecy od czasu do czasu głaszcząc także włosy. Cały strach i dezorientacja zniknęły. Choć może powinnam się bać? Jestem pewna że naprawdę byłam ranna i gdyby Leiftan się nie obudził pewnie rany by nie znikneły. Kto wie ... Dobrze że był obok, nie wiem co zrobiły by cienie gdybym została sama.
Przymkmełam oczy czując jak ogarnia mnie zmęczenie. Nim zasnęła poczułam jeszcze pocałunek na policzku i cichy szept "Nie bój się, jestem tu".

Eldarya: Pozory mylą Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz