Virtus In Bello - Odwaga w walce
Krzyczałam, ile miałam sił w płucach. Na nic. To coś niosło mnie coraz bardziej w głąb lasu. Przerażenie obezwładniło moje ciało.
Chwyciło mnie tak mocno, że każdy mój ruch rękoma potęgował silny ból w ramionach przez pazury, które się wbijały. Spojrzałam na swoje ręce, by je jakoś oswobodzić, ale kiedy zobaczyłam na nich krew, zamarłam. W mojej głowie pojawiło się wspomnienie ojca leżącego bez życia na ziemi.
Na bogów. To była krew. Zebrało mi się na wymioty. Zamarlam z przerazenia strajac powtarzać sobie w glowie, ze to nic wielkiego.
Słyszałam krzyki swojego imienia, ale z każdą chwilą coraz bardziej cichły. Było po mnie. Jeżeli to, co mówił Cassian o nich, to prawda, to nie chciało mi się o tym nawet myśleć. Jeżeli mieli mnie zabić, to przynajmniej nie będę łatwą ofiarą. Tyle było z pomocy księcia, o której mnie tak zapewniał.
Musiałam jakoś uciec albo przynajmniej spróbować. Mogłam wspiąć się na drzewa, ale to był słaby pomysł. Dochodziła też do tego moja tragiczna koordynacja ruchowa. No, po prostu cudownie.
Nagle stwór mnie puścił i zrzucił na ziemię. Przy upadku stłukłam sobie kolana po raz tysięczny w ciągu tygodnia. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy moje wszystkie obrażenia będą miały czas się wyleczyć.
Podniosłam się i zobaczyłam różne gatunki Fae. Wszystkie były pomniejszymi, bo tylko one miały kolorowe kolory skóry. Wysokie Fae wyglądali jak ludzie, z wyjątkiem uszu i u niektórych oczy miały głębszą i mocniejszą barwę. Wszystkie były w maskach zwierząt, a ubrani byli w... Ledwo powstrzymałam odruch wymiotny. Były to skóry Fae i zwierząt, ale zdecydowanie preferowali tych pierwszych.
– Mamy ją – zaskrzeczał za mną mężczyzna.
Jeden z nich miał maskę w kolorach, obstawiałam, że to wódz. Miał na plecach narzucony płaszcz z futra, a spodnie były z ciemnej skóry. Wyglądały, jakby przed chwilą ktoś obrał tę skórę z jakiegoś biedaka. Był na boso, a na jego klatce piersiowej znajdowała się masa przeróżnych tatuaży, które głownie były dziwnymi zawijasami.
– Cudownie. Miło mi cię w końcu poznać, księżniczko Amberly. Czekałem na tę chwilę bardzo długo – powiedział. W przeciwieństwie do innego mężczyzny jego głos brzmiał całkowicie normalnie. Spojrzałam na jego uszy. Jeżeli nie wszył sobie czyiś, to nie był pomniejszym Fae.
– Co? – zapytałam. Jakim cudem on wiedział, kim jestem? Przecież nikt prawie mnie nie widział na oczy.
– Nie poznajesz mnie? Wcale się nie dziwię, w końcu każdy, kto mnie spotkał, nie żyje. – Zabrzmiało to jak ukryta groźba.
Wszyscy się roześmiali na jego słowa.
– Nie jestem Amberly – odezwałam się i włożyłam w to całą swoją odwagę albo jej resztki.
– Dziecko, nie rób z nas głupich.
– Nie robię.
Granie na zwłokę było jedyną rzeczą, jaką mogłam teraz zrobić. Liczyłam, że moja gra aktorska wystarczy, bo inaczej już widziałam, jak będą nosili moją skórę. Ciekawe, czy ta jedna kobieta sobie zrobi też z moich oczu naszyjnik. Stała po lewej stronie ich dowódcy i wyglądała, jakby naprawdę chciała mieć moje oczy w swojej kolekcji.
– Księżniczka wygląda trochę inaczej niż ja. Jestem tylko aktorką. Gram ją w teatrze. Chcieli taką dziewczynę, która wygląda jak ona – kłamałam i liczyłam, że mi uwierzą. – Ja mam naturalnie brązowe włosy, a moje oczy jak widzicie, są fioletowe. Księżniczka ma niebieskie. Ona jest wysoką Fae, a ja jestem tylko pomniejsza. – Wskazałam na swoje uszy.
![](https://img.wattpad.com/cover/327189136-288-k787681.jpg)
CZYTASZ
Veni
FantasyW świecie Fae rodzi się człowiek. Mała dziewczynka z ametystowymi oczami w dodatku następczyni jednego z najsilniejszych dworów. Amberly to córka króla i królowej, którzy toczą wojnę z inną krainą od zarania dziejów. Nagle w jej życiu pojawia się ta...