Rozdział 29 Gdzie jest mój spokój?!

19 3 1
                                    

Spojrzałam na siebie w lustrze. Długie czarne włosy miałam uczesane w warkocz, siniak wciąż był widoczny. Byłam blada, a cienie pod oczami były dobrze widoczne.

Miałam na sobie gruby sweter w butelkowym kolorze, czarny płaszcz i w tym samym kolorze szalik i spodnie. Na nogach miałam botki do kolan, a w ręku trzymałam białe rękawiczki i czapkę, które załatwił mi Cassian. Na udzie przypięłam swój sztylet w nowym pokrowcu.

Dotknęłam szyi i pod materiałem wyczułam perły i muszelkę. Zamierzałam je nosić zawsze.

Wciąż pamiętałam jak się ucieszyłam, kiedy je zobaczyłam, w końcu od tego była moja ksywka, którą z czasem bardzo polubiłam, ale nigdy nie miałam zamiar się przyznawać do tego Cassianowi.

Miałam dziś znowu spędzić z nim kilka godzin.

Moje szalone serce fiknęło koziołka i zrobiło mi się ciepło.

Wyszłam z łazienki i podeszłam do łóżka, na którym leżała czarna skórzana torba. Miałam tam wszystkie potrzebne rzeczy. Ubrania na przebranie, kosmetyki, łuk i kołczan i jakieś jedzenie. Miałam też bandaże i całą tą resztę.

-Perełko.

Obróciłam się.

-Jedziemy.

-Dobrze.

Cassian był w czarnym płaszczu, ciemnym golfie i w tym samym kolorze spodniach i ocieplanych butach.

Podszedł do mnie i wziął moją torbę.

Uśmiechnęłam się i ruszyliśmy na dół.

Wzięłam go pod ramię, by ułatwić sobie schodzenie, bo kostka wciąż dawała o sobie znak.

Wyszliśmy na dwór i tam już wszyscy na nas czekali.

Aubrey była w czerwonym płaszczu i białej bluzie. Spodnie były czarne, a buty sięgały jej do kostek. Włosy zostały zaplecione w dobierane odwrócone warkocze, co dodawało jej uroku.

Nicholas, przymocowywał torbę do konia. Był w niebieskiej kurtce i białym swetrze.

Avery siedział już na koniu. Była w białym płaszczu z różową bluzą pod spodem. Spodnie idealnie pasowały do płaszcza, a beżowe botki sięgały do kostek. Z jej koka wystawało kilka pasemek i grzywka.

Xander podobnie do Cassiana był cały na czarno z różnicą, że jego bluza była jasno pomarańczowa. Włosy upięte były w kok.

Cassian zamontował moją torbę i pomógł mi wsiąść na konia.

-Mamy wszystko?

-Tak.

Zobaczyłam, że podchodzi do nas Theodor.

-Cas.

-Tak?

-To totalna głupota, ale proszę cię tylko o jedno, wróćcie wszyscy żywi. Jeżeli się dowiedzą, co planujesz, twoi rodzice naprawdę się wkurzą.

-Wiem, będzie dobrze.

-Mam nadzieję.

Poklepał go po plecach.

-Ruszajcie, brama jest otwarta. Nicholas.

-Tak?

-Pilnuj jej.

-Sama dam radę...-jęknęła Aubrey.

-Nie powinnaś jechać.

-Będzie dobrze. -odparła Brie i go przytuliła.

VeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz