Rozdział 8 Rzeka

44 4 0
                                        

Vincit Qui Patitur - Zwycięża ten, który cierpi

Wciąż nie wierzę, że to się wydarzyło – powiedziała Avery po dłuższej chwili ciszy.

Nikt by się nie spodziewał. Nikt nie był na to gotowy. Westchnęłam.

– Ja też, wciąż mam nadzieję, że za chwilę się obudzę i okaże się, że to tylko koszmarny sen – wyszeptałam, patrząc się pusto na wodę, która spokojnie płynęła.

Spojrzałam na nią. Miała łzy w oczach.

– Tak mi przykro. Wiem, jak to strasznie boli – powiedziała i objęła mnie ramieniem. Oparłam głowę o jej bark.

Jej matka zmarła, kiedy była bardzo mała, a z ojcem nie miała dobrych relacji. Uznał ją za Fae, która zniszczyła mu życie. Ożenił się z siostrą jej matki, następnie oddał ją do pałacu. W taki sposób poznała mnie gdy miała zaledwie siedem lat.

– Właśnie w tym rzecz, że na początku chciałam wrzeszczeć, płakać, a teraz... nie czuję zupełnie nic. Tylko pustkę. – Westchnęłam. – Poważnie jest ze mną coś nie tak. Powinnam... – głos mi się załamał.

Jesteś całkowicie normalna, kochana. – Prychnęłam na jej słowa. – Omińmy na razie fakt, kim jesteś... Każdy reaguje inaczej, a wasza relacja nie była idealna. Ona w ogóle nie istniała przez kilka ostatnich lat. – Pokiwałam głową.

Miała rację. Jednak to wciąż bolało. Bo mogłam z nim mieć jakąś relację, a nie się odsunąć. Mogłam mieć ojca, a teraz... nie było na to już szans.

– Dobra, trzeba cię ogarnąć. – Przewróciłam oczami.

– Co? Av. Nie trzeba, serio.

– Jesteś księżniczką i może już niedługo królową, a wyglądasz jak żebraczka. Nikt cię tak nie może zobaczyć. Musisz pokazać, że jesteś silna i odważna. – Prychnęłam. Nie czułam się ani silna, ani odważna.

– Niby jak?

– Zrobię to, w czym jestem najlepsza.

Uśmiechnęłam się blado.

– Masz coś pod peleryną? – zapytała.

– Koszulę nocną, a co mogę mieć innego? – odpowiedziałam ze zdziwieniem.

– Nie wiem, z tobą nigdy nic nie jest pewne.

Zdjęłam płaszcz i wtedy z kieszeni wypadł jakiś kawałek papieru.

– Co to?

Wzięłam go do ręki i go wyprostowałam. Był to mój rysunek tajemniczej dziewczyny, o którym totalnie zapomniałam.

– Śliczna – szepnęła, patrząc mi przez ramię na twarz kobiety.

– Dzięki.

Zmarszczyła brwi.

– Wygląda dosłownie jak żywa i to mnie przeraża. – Parsknęłam śmiechem. – Skąd taki pomysł?

– Szczerze, to nie wiem. W noc ataku miałam jeden ze swoich tych dziwnych snów. Jak się obudziłam, to po prostu musiałam ją namalować. Byłam jakby w amoku. Brzmię jak wariatka.- stwierdziłam.

Roześmiała się.

– Spokojnie. Jak ty jesteś wariatką, to ja naprawdę muszę być mocno stuknięta. Sto razy bardziej. – Uniosłam kącik ust, gdy to powiedziała.

– Ty nigdy. Przecież nigdy nie wpadasz na szurnięte pomysły. – Popatrzyła mi w oczy z uśmiechem na ustach.

– Moje pomysły są perfekcyjne, tylko że przy robieniu ich towarzyszą mi idioci i to przez nich wszystko się psuje.

VeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz