Perfida Socia Doloris - Zdrada jest towarzyszką bólu
Mój wzrok przeniósł się z Vaspera przede mną na Liama. Wtedy wszystko zrozumiałam. Poczułam jakby w kościach szok i niedowierzanie. Opanowało moje całe ciało, a przed oczami przeleciały mi nasze kilka rozmów. Kilka rozmów, podczas których poczułam, że może będę miała znajomego, który nie jest powiązany z tym całym szajsem. Nie mogłam zrozumieć, czemu to zrobił. Przecież... był taki miły... naprawdę myślałam, że mnie polubił. Był jednak za miły... Bo w końcu ilu Fae poznałam tylko dlatego, że chcieli się zaprzyjaźnić? Żadnego. Każdy był albo zmuszony, albo powiązany z koroną. Nikt nigdy mnie nie wybrał na przyjaciółkę, zawsze był jakiś inny powód, czemu Fae ze mną rozmawiali. A dzisiaj się po prostu utwierdziłam w przekonaniu, że nie doświadczę normalnego życia i nigdy nie doświadczę tak pospolitej czynności, jak zawarcie znajomości opartej na czymś innym, niż władza i polityka.
– Ty, sukinsynie! – warknęłam, patrząc na jego kiedyś przyjazne błękitne oczy, teraz zimne jak lód. Gdyby moje spojrzenie i głos mogły zabijać, Liam dawno padłby martwy, tak samo jak wszyscy w odległości od nas kilku kilometrów.
Jednak moje słowa nic nie zmieniły. Mogłam go wyzywać, jednak to on był Fae i miał przewagę. Oni zawsze mieli przewagę. Nawet jeżeli byłam z góry skazana na porażkę, upadek i cierpienie, to i tak zamierzałam walczyć do końca. Do ostatniej kropli krwi. Chwycił mnie za ręce i wykręcił do tyłu. Poczułam palący ból, który promieniował do moich ramion. Nie mogłam się wyrwać. Nic dziwnego.
– Spokojnie, księżniczko – wyszeptał, a jego oddech owiał moją szyję. Zamarłam sparaliżowana. Każdy mięsień w moim ciele się napiął. Wiedział, że ja wiedziałam...
– Rozpoznałem cię po tym, kiedy twoja przyjaciółeczka nazwała cię twoim prawdziwym imieniem. Nieładnie było skłamać w tej kwestii, Ami. – Kiedy wypowiedział mój pseudonim, poczułam, jak jego nadgarstki zaciskają się bardziej na moich przegubach.
– Współpracujecie – warknęłam. Nie było to pytanie tylko stwierdzenie. Naprawdę liczyłam, że zwłoki Vaspera gniły w jakimś rowie. Jednak marzenia się nie spełniają. Teraz tylko pytanie: któremu dworu służył? Tineanebrisczy Luxaria? A może któremuś krajowi na wyspach?
– Tak, stary znajomy.
Vasper wykrzywił wargi w czymś w rodzaju uśmiechu, który zmroził moją krew w żyłach. Był to uśmiech szaleńca.
– Tęskniłaś? Bo ja tak, tak samo, jak twoja mamusia.
– To ona przysłała ciebie? – zadałam pytanie retoryczne. Już nic nie rozumiałam. Czemu ona? Znaczy... chciała mojej śmierci, ale Vasper przy naszym pierwszym spotkaniu dosadnie oznajmił, że chce zniszczyć wszystkich władców. Więc czemu nagle ten sojusz? A może wtedy kłamał? Wszystko było możliwe i nie miałam już komu ufać. Każdego dało się przekupić, nie było Fae. Stało się jasne.
– Nikt mnie nie przysłał. Jestem tu z własnej woli – warknął. Jego źrenice były nienaturalnie duże. Coś brał, nawet bez narkotyków był nie obliczalny, więc jak groźny był teraz?
Jednak nie tylko to przykuło moją uwagę. Coś innego, coś, co mogło mi pomóc wygrać lub przynajmniej uciec. Znalazłam jego słaby punkt. Duma.
– Proszę cię, ty nawet nie jesteś inteligentny – prychnęłam, nie przejmując się rękami, które wciąż mi unieruchamiały ramiona, zrobiłam krok wprzód. Głowę miałam wysoko uniesioną, a plecy wyprostowane na tyle, na ile się dało z Liamem z tyłu. Przez całe życie nauczyłam się jednego, nie pokazuj jak słaba, przerażona jesteś. Udawaj. To mi wychodziło świetnie. – Wymyślić coś takiego?! Poza twoje granice.

CZYTASZ
Veni
FantasyW świecie Fae rodzi się człowiek. Mała dziewczynka z ametystowymi oczami w dodatku następczyni jednego z najsilniejszych dworów. Amberly to córka króla i królowej, którzy toczą wojnę z inną krainą od zarania dziejów. Nagle w jej życiu pojawia się ta...