Rozdział 2 Bal

79 6 0
                                    

Et Cetera - I tak dalej

– Jeju, ale jestem niewyspana – westchnęła Avery, przeciągając się i spojrzała na mnie. – To wszystko twoja wina – powiedziała z pretensją.

– Co niby innego miałam zrobić? – zapytałam ją. – Wejść drzwiami do komnaty i przy okazji skazać na śmierć strażników, bo ci nie umieli przypilnować osiemnastolatki, która całkowicie wariuje, kiedy lunatykuje?

Skrzywiła się.

Avery rozłożyła się na moim pościelonym łóżku. Jej włosy były upięte w koronę i tylko z przodu wystawała grzywka. Ubrana była w długą, jasnoróżową suknię do ziemi z bufiastymi rękawami, którą dopełniały jasne baletki.

– Przynajmniej nikt nie dowiedział się o twoim nocnym wypadzie... – w końcu odpowiedziała i wzrok z sufitu przeniosła na mnie.

Odłożyłam szczotkę, którą teraz trzymałam w ręku i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Jakikolwiek spokój i szczęście zeszły z jej twarzy w mgnieniu oka.

– No... – zaczęłam, ale nie dała mi dokończyć. Avery wstała w ekspresowym tempie i w kilku krokach pokonała dzielącą nas odległość. Nigdy nie przyzwyczaję się do szybkości Fae.

– Amberly! - pisnęła.

– Nie dałaś mi dokończyć!

Chwyciła się za głowę i nerwowo zaczęła krążyć po moim pokoju, od czasu do czasu zerkając na mnie i na drzwi.

– Ty nas wpędzisz do grobu! Kto?! Na bogów! Co teraz będzie?! Myślisz, że twoja matka wie? Zabije mnie. Zabije nas wszystkich! - zaczęła bombardować mnie pytaniami.

Zostawiłam szczotkę na półce nocnej i do niej podeszłam. Chwyciłam ją za ramiona i zatrzymałam. Spojrzałam na jej spanikowaną twarz.

– Był to jakiś przypadkowy chłopak, obudził mnie jak lunatykowałam. Wątpię, że odkrył, kim jestem. Nie masz się czym martwić. Dobrze? – Patrzyła na mnie nieprzekonana. – Avery, oddychaj. – Wzięła drżący wdech i razem usiadłyśmy na fotelach.

– Konkretnie kto to był?

– Nie wiem, nie przedstawił się. Pewnie jakiś wysoko postawiony idiota, który przyjechał tu z wizytą.

– Nie rozpoznał cię, na pewno? - upewniła się

Pokręciłam od razu głową. Fae zawsze reagowali szokiem na mój widok, więc sensownie było założyć, że mnie nie rozpoznał.

– Gdyby mnie rozpoznał, to nie rozmawiałybyśmy teraz tak spokojnie, tylko matka dawałaby mi swój kolejny długi monolog o tym, jak nieuważna jestem i nawet podczas snu powinnam się kontrolować. Bo w końcu silną wolą mogę zatrzymać moje lunatykowanie.

Avery prychnęła.

– Miejmy nadzieję, że go nigdy nie spotkasz.

– Nie mam wielkich chęci do ponownego zobaczenia go.

– Zazwyczaj wysoko postawieni to kretyni bez własnego mózgu. Więc się nie dziwię. - stwierdziła.

Roześmiałam się, a ona mi zawtórowała. Nagle przyjaciółka coś sobie uświadomiła i przestała się śmiać.

– Amberly, ty nie śpisz w soczewkach? – zapytała.

– Cholera – zaklęłam i tym razem ja wstałam, i rzuciłam się do toaletki, by zobaczyć moje oczy. Normalnie były pięknej, elektryzującej barwy fioletu. Czyli całkowicie niespotykanego koloru i dla Fae i dla ludzi. Gdyby ktoś je zauważył, to skończyłoby się kłopotami. Normalnie nosiłam niebieskie soczewki i teraz też je miałam. Jednak byłam pewna na sto procent, że dopiero dziś rano je nałożyłam.

VeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz