Rozdział IV

481 24 31
                                    

Widziała na biało – dosłownie – i nie tylko to, co bezpośrednio przed nią. Nie potrafiła patrzeć gdzie indziej. Tylko przed siebie, jak żołnierz na apelu, któremu nie pozwolono spocząć. Stała wśród podobnych jej dziewczyn: wszystkie jak jeden mąż były najlepszymi z najlepszych i dostały od życia szansę jedną na milion na to, by podążyć za marzeniami. Nie była jednak do końca taka sama. Dla koleżanek z sekcji był to po prostu kolejny trening, toteż czekały cierpliwie aż trenerka skończy sprawdzać obecność.

Sakura czuła się inna. A na pewno inaczej niż zwykle.

Zęby trzaskały jej jeden o drugi. Głośno. Niektóre dziewczyny odsuwały się od niej na tyle, na ile mogły pod czujnym okiem trenerki. Było widać, że się jej bały. Nawet to, co mówiła była reprezentantka kraju – słynna Tsunade Senju – bladło, kiedy miało się spotkanie bliskiego stopnia z Godzillą. Trenerka również dostrzeże jej dziwne zachowanie. To była kwestia minut.

Powinna się ogarnąć. Nie przyszła tu, żeby się wściekać, tylko żeby się czegoś nauczyć: odświeżyć mięśnie, nie zapomnieć jak to jest poruszać się i żyć tak naprawdę. Ciężko jednak zachować prostą twarz, kiedy jest się śledzonym.

Spotkania sekcji odbywały się w innej dzielnicy, blisko centrum. Musiała jeździć komunikacją, bo było to po drugiej stronie rzeki. Konoha nie była największą stolicą świata, ale wszędzie właściwie miała daleko, szczególnie mieszkając w dzielnicy graniczącej z innym miastem. Zazwyczaj jeździła autobusem, bo osiedle sąsiadowało z zajezdnią. Godzina nie była późna, ale zimą – wiadomo – szybko robiło się ciemno.

Najpierw nic nie zauważyła. Przyzwyczaiła się do kręcących się wokół niej ludzi, którzy nie budzili jej zaufania. Dopuszczała do siebie możliwość, że ktoś będzie za nią. Każdej dziewczynie na świecie włosy jednak stają w alercie, gdy ktoś za nią gwiżdże. Nie ma na to żadnego wytłumaczenia, jak to, że znalazła się w niebezpieczeństwie.

Czasami ją tak zaczepiano, szczególnie między dwunastym i czternastym rokiem życia. Im była starsza, tym działo się to rzadziej, ale i tak każdy z razów budził w niej wstręt. Nie rozumiała, czemu wszyscy wmawiali jej od małego, że to w porządku i powinna się cieszyć. Ani przedtem, ani teraz, ani nigdy później nie miała ochoty na śmiech. Był tylko strach, bo co jeśli tym razem nie skończy się tylko na gwizdnięciu?

Usłyszała ich w połowie drogi. Nie zatrzymała się, ale przy zakręcie obejrzała przez ramię, licząc, że to Naruto robi z siebie kretyna i będzie jej zawracać gitarę. Wiedziała, że jej twarz pokazała wszystko od razu, podając im na tacy każdą jej myśl.

To byli oni. A ona nie była z Ino.

Nie przyspieszyła i nie zwolniła. Spojrzała przed siebie. Puszczenie się biegiem nic by jej nie dało. Zmierzała do autobusu, który miał odjazd dopiero za kilka minut. Wyciągnęła telefon z kieszeni i zadzwoniła do Ino. Tylko na nią mogła liczyć. Usiadła blisko kierowcy i rozmawiała z nią głośno o duperelach. Widziała ich w lusterku, jak okupowali tył i nawet słyszała, jak się z niej nabijali. Czuła się jak zaszczute zwierzę, szczególnie, że nie odpuścili i kiedy przesiadła się w metro, oni poszli razem z nią. W dodatku przeskoczyli przez brami biletowe jak zgraja wilków, co tylko dodało jej napięcia. Nie dość, że brutalni wobec kobiet, to jeszcze złodzieje. W podziemiach łatwo było stracić zasięg. Gdyby ją rozłączyło z Ino, jej spokój i niewzruszona fasada ległyby w gruzach. Odprowadzili ją – bydlaki – aż pod same drzwi klubu.

Widocznie Uchiha poturbował ich trochę za słabo. Albo tylko się im wydawało, że ich poturbował, a tak naprawdę nic takiego się nie wydarzyło. Pokręciła głową, starając się o nim nie myśleć. Nie był jej nic winien, choć jego dziwaczne oburzenie na Wigilii klasowej prosiło się chociaż o „Przepraszam".

The Clue |SasuSaku|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz