Rozdział XV

428 22 11
                                    

Itachi marszczył brwi. Co kilka minut ukradkiem wycierał dłonie o spodnie. Wreszcie było po nim widać to, co tak naprawdę czuł... albo że w ogóle coś czuł. Sasuke uśmiechnął się z satysfakcją pod nosem i wyszedł z pokoju. W kuchni nalał sobie wody, wymieniając się spojrzeniami z przylepą plączącą się mu pod nogami. Dochodziła trzynasta i jak co dzień próbowała wymusić jedzenie godzinę wcześniej. Itachi powinien niedługo wychodzić. Konkurs skończył się, ale Fugaku chyba zasnął w którymś momencie, bo nie wyciszył reklam.

Kiedy odwrócił się w stronę wyjścia, Itachi stał za nim z tą samą napiętą miną. Sasuke skinął mu głową w stronę salonu. Wciąż był na niego zły, ale czuł też, że ma wobec niego jakiś rodzaj obowiązku w tym dniu. Mógł szlajać się z Kisame, albo pisać magisterkę, a on zdecydował, że spędzi ten magiczny czas z nim. Wyszli na balkon. Kot zatrzymał się na progu, zrażony zimnem i wskoczył na drapak, kryjąc się w jednej ze swoich ciepłych, pełnych sierści dziupli.

Ukucnął i odgarnął kapciem cienką warstwę śniegu, która zebrała się na posadzce. W niektórych miejscach pokazał się lód, więc na wszelki wypadek trzymali się z dala od nich. Siatka była w stanie utrzymać kota, ale czy utrzymałaby ich? Wsadził ręce pod pachy i zapatrzył się w przestrzeń przed nimi, podczas gdy Itachi zaciągał się papierosem.

– Będę musiał się wykąpać w dezodorancie.

– Jeden papieros nie może przekreślić takiego starego związku. – Przewrócił oczami. – Jeśli tak, stracą w nią wiarę. – Przyjrzał się smutnemu blokowi Sary, który prosił o odmalowanie. Jego wzrok poleciał w dół, tam gdzie widniał beżowy kleks, odznaczający się nowością na tle brudnej ściany. – Myślisz, że co takiego powiedział ojciec mamie, że się zgodziła? Nie przychodzi mi nic do głowy. – Zaśmiał się. – Poza tym, że jeśli jemu się udało, to wszystko jest możliwe.

– Nie mam pojęcia. – Itachi uśmiechnął się ciasno, wciąż spięty.

– Wy ogólnie mało rzeczy wiecie i tylko wam się wydaje, że wiecie. – Tata stanął w progu. Odwrócili się do niego obydwaj z kwaśnymi minami. – Jak to młodzi – dodał, w próbie załagodzenia atmosfery. Sasuke chciałby wierzyć, że tak właśnie było. Z drugiej strony, na co mu niby była ta nadzieja?

– No to jak było? – zapytał Itachi, strzepując peta do słoika z niedopałkami. Ścianki były tak osmolone, że trudno było stwierdzić ich dokładną ilość. Nie mógł doczekać się powrotu taty do pracy. Męczyło go to krycie się, przyzwyczaił się do swobody.

Ojciec się zamyślił, wciąż trzymając się ciepłej wykładziny. Sasuke też wszedł do środka. Skoro nie mógł zapalić nie było sensu, żeby tam kwitł. Kiedy znalazł się z powrotem w salonie, jakoś odruchowo spojrzał na regał nad telewizorem. Stało tam mnóstwo zdjęć, na które normalnie nie patrzył, bo wszystkie ustawiła mama i samo to było w sobie wystarczająco trudne.

Zatrzymał się na tym z jej ostatnich urodzin, trzydziestych siódmych. Pochylała się nad tortem, Itachi po lewej, tyłem; on po prawej próbujący zobaczyć szczyt ciasta, choć nie było to fizycznie możliwe. Tata robił zdjęcie i jak zwykle udało mu się uchwycić ten jej jednostronny uśmiech, wyłaniający się spomiędzy jej długich, czarnych włosów. Kiedy tylko mogła, nosiła rozpuszczone.

Odwrócił wzrok, próbując nie płakać. Dlatego nigdy, przenigdy na nie nie patrzył.

– Mama była najlepsza w naszej grupie. Ukończyła szkołę policyjną z wyróżnieniem, ale nie było jej łatwo. Kobietom, które są lepsze od mężczyzn nigdy nie jest łatwo – powiedział ojciec sucho, jak zawsze kiedy o niej mówił. Sasuke nie rozumiał tego tonu, nie w kontekście słów wyrażających podziw. – Od pierwszych zajęć było wiadomo, że była wybitna i paru kolesiom z naszej grupy się to nie podobało.

The Clue |SasuSaku|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz