Rozdział VI

509 25 48
                                    

Nie zasnął tej nocy. Po prostu czuwał z zamkniętymi oczami lub patrzył na kosmate cienie na ścianach. Rzucały je gałęzie za oknem, ilekroć przejechał jakiś samochód. Nie starał się tego zmienić – nie zdołałby, nawet gdyby mu zależało. A jemu nie zależało. Chciał pobyć w tym stanie jeszcze odrobinę dłużej.

„Żebyś się zaczął uśmiechać".

Tę noc traktował jak prezent od losu. Nigdy wcześniej podobnej nie przeżył i ponieważ była pierwsza, wiedział, że taka nie powtórzy się już nigdy później. Jednak czy jeśli ponownie będzie mu dane być z nią sam na sam...

≫≪

Idąc do łazienki, obudził swojego brata. Itachiego zawsze zrywał byle szmer. Może mieli to w genach? Potem zwlekli Izumi i tak zaczął się dzień. Zamierzał zostać tylko na śniadanie. Musiał i przede wszystkim chciał wrócić do Niuni. Ze zmęczenia wypadały mu oczy. Mimo to zauważył, że obydwoje przyglądali mu się, ilekroć wydawało im się, że nie zostaną przyłapani.

Nie był głupi; wiedział dlaczego. Widzieli go z Sakurą w ogrodzie. Podeszli nawet do nich z głupawymi uśmieszkami i zaoferowali pomoc w odnalezieniu Ino i Sary. Znaleźli Yamanakę obściskującą się z Sarą na środku salonu. Otaczały je gruchające koleżanki Sary. Niektórzy bycie w centrum uwagi mieli najwyraźniej we krwi i dobrze dla niej. Bliżej mu jednak było do tego, że Sakura przepłakała praktycznie cały wieczór. „Zaciągnęła mnie tu, żebym nie siedziała sama w domu" wyjaśniła mu potem, kiedy wsadzili śpiące dziewczyny do taksówki.

No jasne. Lepiej być samemu wśród obcych ludzi, pomyślał, patrząc jak światła samochodu znikały za zakrętem. Tak jakby to była wielka różnica.

To nie była najlepsza noc w jej życiu. Cały pozostały mu do świtu czas rozmyślał o tym, czy rzeczywiście się jej przydał. Na pewno przestała płakać. Nawet ją rozśmieszył, choć nie celowo. Przygnębienie jednak ciągnęło się za nią jak kula u nogi. Chyba więcej zrobić nie mógł. Ostatecznie, to wcale nie były jego sprawy.

Wyszedł po trzynastej, dając się nakarmić bratu pomidorową. Tęsknił za jego gotowaniem, ale nie zamierzał się przyznawać.

Czuł się zupełnie inny od tej wersji siebie, która niecałe dwadzieścia godzin wcześniej wsiadała do samochodu Itachiego. Wizja nic nieznaczącego spotkania Sakury w tym labiryncie z betonu, jarzębin, lip i forsycji była więcej niż obezwładniająca. Jutro, kiedy będą już z powrotem w szkole – jutro – wtedy będzie gotów.

I jakoś będzie musiał przeżyć ten bezwstydny flirt, który wylewał się w nocy z niego falami. Co ci odjebało? Bo coś musiało. Naprawdę, żaden z niego Casanova. Czy ten szalony wieczór miał mu udowodnić, że w rzeczywistości było inaczej? Zapytałby Itachiego o radę, gdyby... gdyby nie wstyd.

Ktoś taki jak on zamarzył o kimś takim jak ona? Co za nieśmieszny żart. Całkiem w jego stylu. Nawet jego brat musiałby przyznać, że to dość niewydarzony pomysł. Dlatego się tak na niego gapił. Marzenia były nieszkodliwe, ale nie potrafił dopatrzeć się sensu w zaprzątaniu sobie głowy czymś, co nigdy się nie ziści. Jeśli ta noc pokazała mu, że choć Sakura z jego marzeń była inna niż ta prawdziwa, wciąż czuł się przy niej dobrze. Szczęśliwy, choć dobrze wiedział, że szczęście nie było dla takich jak on. Gdyby tak, wiele wydarzeń po prostu nie miałoby miejsca.

Od flirtu do uczucia jeszcze daleko.

Sakura nie miała powodu, by być o tej porze na dworze. Przeszedł obok jej bloku. Stał najbliżej ulicy, a tym samym zajezdni. W jego mniemaniu otwierał osiedle. Chodnik był pusty i suchy. Kostropate gałęzie forsycji, które wystawały ponad równy, zielony płotek ozdabiający wejście do klatki drgały jak kocie wąsy poruszane przez wiatr. Poprawił czapkę i poszedł dalej.

The Clue |SasuSaku|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz