Rozdział XI

443 24 41
                                    

Tamtego dnia Itachi wrócił do domu wcześniej niż obiecał. Potem tłumaczył mu, że chciał mu zrobić niespodziankę (w drodze do domu zamówił mu pizzę nadzianą pomidorami (żółtymi, zielonymi, cherry, suszonymi itd.)) i zaplanował przyjemny wieczór. Tymczasem to Sasuke go zaskoczył. Dał się przyłapać bratu w jednoznacznej sytuacji z koleżanką. W gęstej atmosferze. Tak właściwie to nie przyłapał, pomyślał Sasuke, podskakując w miejscu. Przyłapałby, gdybym sobie to zaplanował. Ale nie zaplanowałem.

Skąd mógł wiedzieć, że Sakura znowu założy ten zielony sweter. Ten który eksponował jej świetnie zbudowane ramiona? Skąd mógł wiedzieć jak zareaguje, widząc gromadzącą się na nich, tuż pod piegami, krew? Minęły już dwa dni, a on wciąż nie potrafił pozbyć się z głowy widoku jej skóry i wytrzeszczonych w antycypacji oczu. Jego zupełnie niewinne i powierzchowne uczucia, z którymi do tej pory po prostu żył, zmieniały się jak stado galopujących koni.

Piątek był najgorszy – myślał o tym na każdej lekcji, przy każdym „Cześć", przy obiedzie i przy każdym myciu zębów. Zdecydowanie więcej niż raz przyłapał się na stawaniu bliżej niej lub wynajdywaniu okazji do tego, by to zrobić. Pierwszy raz w życiu myślał o tłoku w autobusie i na szkolnych korytarzach w pozytywnym świetle. Przejrzał się w lustrze i stęknął, strosząc brwi. Czy da radę się okiełznać? Szkoda mu było tracić jednej z niewielu fajnych znajomości, jakie udało mu się zbudować odkąd zabrakło mamy. Potrzeba, by...

Ściągnięto mu słuchawki z głowy. Sasuke podskoczył przerażony i obrócił się, chcąc zobaczyć, jaki duch go nawiedził. Wciąż słyszał stłumione słowa „Get Free". Czy to będzie ostatnie, co usłyszę w życiu? Może i miewał nieznośnie depresyjne stany. Może jego życie czasami nie miało wartości. Wciąż je jednak miał i nie zamierzał go oddać bez walki.

– Co ty robisz?!

Nie od razu poznał brata i prawie rzucił się na niego w kontrataku. Zatrzymał się, z pięścią gotową do wymierzenia nokautu i przyjrzał mu uważnie. Itachi stał z rozdziawioną gębą i wyglądał jakby nie wiedział, gdzie ma spojrzeć: na jego ciuchy, czy na śmiertelny cios. Trzymał jego słuchawki przed sobą, jak tarczę. Brwi Sasuke złączyły się jak stęsknieni za sobą kochankowie, a twarz wykrzywiła i pomarszczyła. Zerknął na nich w lustrze. Wyglądał jak Brutal. Przejechał po niej dłonią, próbując się uspokoić.

– Co ty robisz? – spapugował Itachiego. – Puka się.

– Czemu nosisz słuchawki jak jesteś sam w domu? A gdyby się ktoś włamał?

– Na przykład ty?

Nagle Sasuke przypomniało się, jak to było dzielić sypialnię z jego mądrzejszym, bardziej opanowanym, doskonałym starszym bratem. Stali we dwóch w jego ciemnym, ciasnym pokoju, próbując zdecydować, czyja to była wina.

– Możesz mi odpowiedzieć, co ty masz na sobie? – Itachi spróbował odwrócić jego uwagę, wskazując dłonią na ciuchy, których mierzenie mu przerwał. – Wyglądasz co najmniej źle.

Sasuke wiedział, że to pułapka. Wiedział także, że żaden z nich nie wygra tamtej bitwy z braku dowodów na winę drugiego. Przewrócił oczami, zasysając powietrze.

– A ty zostawiłeś w szpitalu oczy? Mierzę garnitur na studniówkę.

Itachi uniósł wysoko brwi, jeszcze raz mierząc go od stóp do głów.

– Sasuke, to jest za małe przynajmniej o dwa rozmiary – powiedział głośno. – Wyglądasz, przepraszam że to powiem, jak idiota.

– Przeprosiny nieprzyjęte. – Pokazał mu środkowy palec, wyplątując się z marynarki, która weszła mu na plecy kosztem kilku szwów. Rzucił ją niedbale na łóżko.

The Clue |SasuSaku|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz