Rozdział XVII

383 23 2
                                    

Końcówkę pisałam pod "What I was made for?". Tak mniej więcej od śniegu na wykładzinie.

≫≪≫≪≫≪

Wrócił do domu z takim bólem głowy, że był w stanie patrzeć tylko w podłogę. Twarz mu spuchła od płakania oraz że ma dość życia jak na jeden dzień. Choć burczało mu w brzuchu, poważnie zastanawiał się nad skrótem wprost do łóżka. Wypluł do Kakashiego wszystko – właściwie to wyrzygał się mu swoją historią – i odniósł wrażenie, że obydwoje odetchnęli z ulgą, gdy wyszedł. Nie winił go, ani nie miał mu tego za złe. Sam by nie chciał słuchać o takich rzeczach.

Nie chciał przecież o nich pamiętać i czasem udawało mu się o nich nie myśleć. Zwykle na dzień lub dwa, z czasem coraz dłużej. Rozszarpanie tej rany na terapii spowodowało, że cała troska jego świadomości skupiła się na powrót właśnie na tym.

Minął salon, szurając mokrymi skarpetkami po wykładzinie i zamknął się w łazience. Omiótł wzrokiem różowe płytki w kwiecisty wzór. Dom. Jest ok. Oparł dłoń o pralkę, drugą jeżdżąc sobie po twarzy. Docierał do niego szum telewizora, jak klej ciągnący go ku rzeczywistości. Leciał serwis informacyjny, bełkot politycznych kłótni nigdy go nie interesował, lecz w tamtym momencie był po prostu słodki i kojący.

Bo był teraz.
Był tu.
Nie tam i nie wtedy.

Jest ok.

Rozebrał się i umył. Kiedy snuł swoją historię u Kakashiego, czuł krople potu sunące mu po żebrach, zostawiające zimne ślady i nie chciał mieć z nimi dłużej nic wspólnego. Parząca woda odbijała się od jego głowy i ramion, spływając po nim ciągnięta grawitacją, a on jakby stał obok tego wszystkiego bez bólu ani odprężenia. Chyba nie było z nim najlepiej. Wytarł się byle jak i wyszedł z łazienki w ręczniku. Pokryty gęsią skórką wyglądał jak kurczak na promocji.

– Cześć – przywitał się ojciec. Minęli się, kiedy wracał z kubkiem do kuchni. Sasuke celowo na niego nie spojrzał. – Wszystko ok?

Pytanie taty sprawiło, że nieco do siebie wrócił. Na pewno poczuł, jak jego płuca się zapadają, próbując zassać powietrze i jak mają z tym problem.

Czmychnął do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Słyszał że tata nie odszedł. Przypuszczał, że już go zezłościł, ale skoro język stanął mu dęba, nie miało to większego znaczenia. I tak by się wkurzył, gdyby stali i milczeli.

Minął rozwalonego na jego poduszce kota i zatrzymał się przed oknem. Nie zapalił światła, więc wszystko dobrze widział: pstrokatą mozaikę świetlistych kwadratów naprzeciwko, białe korony drzew i placki trawników. Nie ma jej w mieście imbecylu. To nie była pora treningu Sakury, ale oddałby wszystko, żeby mu mignęła w tym swoim różowym sztormiaku właśnie teraz. Tak bardzo potrzebował ją zobaczyć.

Zostawił telefon w plecaku w przedpokoju. Cisnął ręcznik na łóżko i spod pościeli wyciągnął wymiętą piżamę. Ubrany, postanowił jakoś ominąć oczy ojca i wrócić po telefon. Otworzył drzwi i wpadł na Fugaku. Odbił się jak piłeczka z automatu, przebierając stopami w poszukiwaniu równowagi. Spojrzał na niego z wyrzutem. Tata uniósł brwi, pochylając głowę, jakby chciał go ostrzec przed podskakiwaniem.

– Czemu tu stoisz?

– Zachowujesz się... dziwnie – wydukał.

Jego dyskomfort był jak neon McDonalda. Sasuke był tak zdumiony, że zapomniał na chwilę o wszystkim i tylko się na niego patrzył. Czy dobrze rozumiał, że... tata się troszczył? Zamrugał, wciąż przeszukując twarz ojca, ale nie znalazł tam odpowiedzi.

The Clue |SasuSaku|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz