Rozdział 10

511 23 3
                                    


Był przepiękny zachód słońca. Mogłabym tak stać i wpatrywać się w niego godzinami. Wpadłam jednak na lepszy pomysł. Jako że przez wybitnie irytujących braci moje swobodne spędzanie czasu na plaży zostało zmarnowane, postanowiłam, że pójdę popływać teraz. Przy takim widoku wydawało się to niczym marzenie.

Od dziecka kochałam sport i z pływaniem nie było inaczej. Kiedyś spędzałam mnóstwo czasu na zajęciach na basenie, w związku z czym poruszanie się w wodzie było dla mnie jak chodzenie – banalnie proste. Wiedziałam jednak, że Vince przestrzegł mnie, iż nie wolno wypływać mi samej zbyt daleko. Nie zamierzałam wszczynać kłótni, więc poszłam poprosić go, aby mi towarzyszył.

Zeszłam na dół ubrana już w strój kąpielowy, na który zarzuciłam beżową, letnią sukienkę, lecz nie zastałam tam Vincea. Pomyślałam, że może znajdować się w swoim pokoju, więc szybko poszłam to sprawdzić.

Zapukałam do drzwi i po chwili usłyszałam zaspany głos brata, który pozwolił mi wejść do środka.

-O co chodzi Amy, coś się stało? - zapytał z na wpół przymrużonymi oczami.

Obok niego leżała pogrążona we śnie Margaret. Domyśliłam się, że przeszkodziłam im w popołudniowej drzemce.

-Pomyślałam, że może mógłbyś pójść ze mną popływać.

-Am, nie dzisiaj. Jestem zmęczony, ale obiecuję, że pójdę z Tobą jutro rano.

Po wypowiedzianym zdaniu przewrócił się na drugi bok i wrócił do spania.

No nic, przecież nie jestem dzieckiem – tylko moi bracia mnie tak traktują. Dam rade popływać sama przez chwilę. Poza tym posiadam doświadczenie i wiem, że nic złego nie może się wydarzyć.

***

Szłam powolnym krokiem, zanurzając się coraz głębiej w wodzie. Mimo, iż na dworze było naprawdę gorąco, woda nie zdążyła się dostatecznie nagrzać. W końcu bądź co bądź, mieliśmy końcówkę maja. Pogoda i tak była nadzwyczaj łaskawa jak na ten okres kalendarzowy.

Nie zrobiłam rozgrzewki ani nie porozciągałam się przed wejściem do morza, ponieważ bałam się, że za chwile przegapię zachód słońca. Z resztą bez przesady – nie zamierzałam pływać bóg wie ile.

Sunęłam spokojnie przez wodę, rozkoszując się danym mi momentem, gdy nagle – o ironio - poczułam, jak zaczyna spinać mi prawą łydkę. Nie przejęłam się tym zbytnio i płynęłam dalej, gdyż nigdy nie miałam problemów ze skurczami. Stwierdziłam więc, że dyskomfort zapewne niedługo minie.

Otóż nic bardziej mylnego. Znajdowałam się już spory kawałek od brzegu, gdy ból stał się nie do zniesienia. W pewnym momencie nie byłam w stanie choćby poruszyć prawą nogą. Zaczęłam panikować, ponieważ wiedziałam, że w takim stanie nie uda mi się dopłynąć z powrotem. Usiłowałam rozmasować sobie bolącą kończynę, ale w wodzie graniczyło to z cudem.

Sięgając do łydki, zachłysnęłam się wodą i zaczęłam panikować. Nie czułam gruntu pod nogami, a to jedynie potęgowało mój strach. W pewnym momencie po prostu zaczęłam się topić, wierzgałam rękami i nogami, tak jakbym zapomniała, jak się pływa. 

Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie pod boki i tym samym wyciąga na powierzchnię. Byłam zbyt roztrzęsiona, żeby całkowicie ogarnąć co się wokół mnie dzieje. W następnej chwili ktoś płynął ze mną do brzegu. Dopiero gdy otrząsnęłam się z początkowego szoku, zorientowałam się, że silne ręce, które mnie trzymały były pokryte tatuażami, które tak się składało, że kojarzyłam całkiem dobrze.

Logan wyniósł mnie na rękach z wody i postawił na piasku. Przez chwile jeszcze krztusiłam się wodą, a gdy udało mi się względnie uspokoić, brunet odparł:

-Pojebało Cię?! - był wściekły i oddychał tak samo szybko jak ja.

Czyli to będzie pierwsze zdanie, które do mnie wypowiedział. Jak uroczo...

-Ja...yy, ja nie wiem jak to się stało. - tłumaczyłam się - Doskonale pływam, ale złapał mnie skurcz i...

-W piździe mam jak pływasz! - przerwał mi – Nie powinnaś wypływać tak daleko, a tym bardziej sama! - kontynuował wściekły. Dopiero teraz zauważyłam, że był w pełni ubrany, co znaczyło, że przeze mnie przemókł do suchej nitki. - Poza tym zaczyna się ściemniać...Masz szczęście, że byłem się przejść. A twój brat twierdził, że jesteś inteligentna. - skwitował i parsknął pod nosem.

-Może grzeczniej co?! - zdenerwowałam się. Może nie byłam zbyt pewna siebie, ale też nie pozwolę, żeby ktoś mnie obrażał.

-Słucham? - uniósł brew ku górze.

-Może i nie powinnam wypływać sama, ale skąd miałam wiedzieć, że złapie mnie skurcz. To był wypadek, więc mógłbyś chociaż udawać, że potrafisz być miły! - podniosłam głos, co niekoniecznie mu się spodobało, ponieważ podszedł bliżej mnie.

Chciałam się cofnąć, ale coś sprawiło, że nie potrafiłam ruszyć się z miejsca. Logan stał już tak blisko mnie, że nasze klatki piersiowe niemal się ze sobą stykały. Musiałam unieść głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Dopiero z tej perspektywy udało mi się zauważyć jak piękną miał twarz. Idealny nos, kości policzkowe i wyraźnie zarysowana szczęka. Oboje ciężko oddychaliśmy.

-Słuchaj mała... - zaczął, lecz nie było mu dane dokończyć, gdyż w tym momencie zaalarmowany zapewne naszymi krzykami pojawił się Lucas.

-Co się tutaj dzieje?! - zapytał zdezorientowany przeskakując wzrokiem między nami.

-Zapytaj siostrzyczki. - odparł Logan, zerkając w moją stronę po raz ostatni, a później skierował się w stronę domu.

Domyśliłam się, że krótko mówiąc będę miała przejebane. Pomijając fakt, że prawie się utopiłam, to sytuacja, w której zastał nas mój brat była dość niejednoznaczna.

Swoją drogą co za wredny kutas z tego całego Logana. Zaczynam rozumieć, dlaczego tak dobrze dogaduje się z Vincem... 

Try to fix meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz