Rozdział 5

569 18 4
                                    


Zdecydowanie nie należę do osób, które mają problemy z podróżą samochodem. Powiedziałabym nawet, że ją lubię. Jest to moment, w którym mogę sobie puścić ulubioną muzykę, patrzeć przez szybę i rozmyślać jak te wszystkie dziewczyny w filmach. Definitywnie określiłabym siebie jako niepoprawną romantyczkę - o czym może świadczyć moja playlista.

Teraz na przykład w słuchawkach rozbrzmiewają pierwsze dźwięki piosenki Lewis'a Capaldi – Bruises. Niektórzy twierdzą, że to czego słucham zalicza się do smętów, ale dla mnie muzyka od zawsze była czymś więcej niż tylko pustym brzmieniem. Uważam, że jest to znakomity nośnik ludzkich emocji, a utwór, którego akurat słuchałam, stanowił tego idealny przykład.

W którymś momencie musiałam zasnąć, ponieważ gdy otworzyłam oczy, okazało się, że zbliżamy się już do portu. Na wyspę mieliśmy się dostać wynajętą przez moich braci łódką.

-Widzę, że obudziłaś się w samą porę. - zauważył Vince w lusterku - Za chwile będziemy wysiadać.

Przetarłam zaspane oczy i zaczęłam chować telefon i słuchawki do torby.

-Kto będzie prowadził łódź? - spytałam.

-Na wyspę dopłyniemy z Gregiem. On poprowadzi, a później wróci tutaj po pozostałych. - Odpowiedział mi najstarszy brat.

-Dlaczego nie możemy płynąć wszyscy razem? - wydawało mi się, że taki był plan, dlatego lekko się zdziwiłam.

-Dzisiaj popłyniemy ja, ty, Lucas i za chwilę dołączy do nas Connor.

Connor jest przyjacielem Lucasa. Poznali się jeszcze za czasu studiów. Oboje są zafiksowani na punkcie elektroniki, z tym, że Connor do idealny przykład przysłowiowego nerda. Ubiera się trochę jak mój wujek w średnim wieku, nosi okulary z okrągłymi oprawkami i generalnie całym sobą aż krzyczy, że komputer to jego hobby. To jednak o niczym nie świadczy, ponieważ jest nadzwyczaj miłą osobą, co swoją drogą rodzi pytanie – dlaczego zadaje się z moim bratem... Są przeciwieństwami, ale może właśnie dlatego tak świetnie się dogadują.

-A co z resztą? - spytałam - Margaret nie będzie? - dodałam z nutką obawy w głosie. Nie ukrywam, iż liczyłam na jej obecność. Świetnie dogaduje się z narzeczoną Vincea, a poza tym miała ona stanowić jedyny damski pierwiastek oprócz mnie na tym wyjeździe.

-Będzie, Margaret razem z Loganem dołączą do nas jutro. - uświadomił mnie Vince

-Z Loganem? - spojrzałam na brata pytającym wzrokiem

-To mój przyjaciel. Ostatnio miał ciężki okres w pracy, więc zaproponowałem mu, żeby trochę sobie odpuścił i spędził z nami czas na wyspie.

-Widzę Connora! - krzyknął Lucas – Zbieramy się.

***

Wzrok utkwiłam w tafli wody. Był to niezwykle odprężający widok. Miło było się czasami tak wyciszyć...

-Tylko się nie porzygaj! - krzyknął nagle Lucas. - Mam nadzieje, że nie zapaskudzisz połowy pokładu.

To by było na tyle z mojej kontemplacji.

-Martw się o siebie. - odpowiedziałam. - Z tego co wiem to ty masz problem z trzymaniem treści żołądkowej tam, gdzie jej miejsce.

Lucas ostatnio przechodził grypę żołądkową i mama musiała do niego jeździć i się nim opiekować, bo chłopak - przypominam 26-letni - uważał, że zaraz skona. Przechodzi przez przeziębienia jak typowy mężczyzna.

-Dobrze, że wróciłem silniejszy. - Wyszczerzył się w uśmiechu. - Zregenerowałem się specjalnie, żeby móc cię wkurwiać przez cały czas.

-Boże daj mi siłę - złapałam się za skronie i zaczęłam je masować.

Nie miałam ochoty dalej kontynuować tej mało ambitnej dyskusji, więc wybrałam się na spacer po pokładzie. Zauważyłam zamyślonego Vincea opierającego się o barierkę. Podeszłam więc do niego.

-Nad czym się tak zastanawiasz? - zapytałam

-Próbuję dopiąć szczegóły związane ze ślubem.

Vince za trzy miesiące żeni się z Margaret. Ogromnie się cieszę z tego powodu. Uważam, że ta kobieta jest stworzona dla mojego brata. Vince jest wiecznie poważny i nie ma w nim zbyt wiele pozytywnej energii. Jest to zapewne powiązane z jego pracą, pytałam kiedyś o jej szczegóły, ale za wszelką cenę próbuje je przede mną ukryć. Domyślam się, że naoglądał się wielu przykrych i zapewne krwawych scen. Margaret jest przy nim jak powiew świeżego powietrza. Stanowi promyk szczęścia w każdym jego szarym i ponurym dniu.

-Stresujesz się?

-Nie nazwałbym tego stresem. Bardziej martwię się o to, żeby wszystko poszło zgodnie z planem.

-Na pewno tak będzie. W końcu jesteś pan perfekcyjny. - uśmiechnęłam się i szturchnęłam go w ramię.

W odpowiedzi jedynie uniósł kącik ust.

-Więc Logan, hmm? Nigdy o nim nie wspominałeś.

Jeśli mam być szczera nie do końca ucieszyła mnie informacja o nieznanym mi przyjacielu mojego brata, który razem z nami miał podziwiać uroki Holy Island. Należałam do osób, które najlepiej czuły się w zaufanym gronie, więc bałam się, że obecność Logana sprawi, iż będę się krępować.

-To prawda. - opowiedział Vincent, odpychając się od barierki. - Logan nie należy do osób, które chodzą na rodzinne obiadki, dlatego też nigdy u nas nie zawitał. Ale nie masz się czym martwić Amy, to dobry człowiek, chodź trochę specyficzny. Nie musisz się z nim zaprzyjaźniać, ale zapewniam, że nie sprawi żadnych kłopotów.

Och jakże się mylił... Tylko w tamtym momencie żadne z nas nie zdawało sobie sprawy z tego jak bardzo.


Niedługo pojawi się wyczekiwany prokurator!
Dziękuję, że dalej jesteście ze mną !
Ściskam Was mocno i życzę miłego dalszego czytania! ;)

Try to fix meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz