Rozdział 17

504 23 4
                                    

Amy

Następne dwa dni minęły w coraz bardziej rosnącym napięciu. Nie czułam się swobodnie w towarzystwie bruneta, więc omijałam jak najbardziej się dało wszystkie wspólne przesiadywania.

Chłopakom i Margaret wcisnęłam, że źle się czuję, bo najprawdopodobniej złapałam jakiegoś wirusa. To kupiło dla mnie te dwa dni spokoju, podczas których bracia i narzeczona Vincea przynosili mi jedzenie i jakieś witaminy na wzmocnienie.

Nie lubiłam ich okłamywać, ale w tamtym momencie to wydawało się najlepszą opcją.

Ten czas spędzony w pokoju pozwolił mi przemyśleć parę istotnych kwestii. A mianowicie zachowywałam się jak niedojrzała gówniara, która w trakcie zaistniałego problemu zamyka się w swoim pokoju i unika jego źródła.

Wiedziałam co należy zrobić, tylko jeszcze nie do końca potrafiłam się za to zabrać.

Tak naprawdę tego wieczoru okazja była idealna, ponieważ wszyscy oprócz Logana wyszli na miasto, aby podziwiać jego uroki i zjeść kolacje w jakiejś restauracji. Mi odpuścili przez mój rzekomy stan zdrowia, dzięki czemu miałam okazję zostać z brunetem sam na sam.

Wiedziałam, że już bardziej gotowa nie będę, więc spojrzałam jeszcze tylko w lustro - swoją drogą dalej byłam idiotką, ale po prostu, skoro już i tak zrobiłam z siebie głupiego dzieciaka, to chciałam chociaż dobrze się prezentować. Czego nie dopowiem to do wyglądam...

Ubrana więc w biały top z haftowanymi stokrotkami i w jeansowych szortach udałam się na najbardziej żenujący moment w moim życiu.

Zapukałam delikatnie do drzwi i czekałam jak na egzekucje. Naprawdę w tym momencie wolałabym, żeby ktoś kazał mi biegać nago po mieście niż przepraszać nadętego swoją drogą bruneta.

Długo nie musiałam czekać. Drzwi stanęły przede mną otworem, a Logan w cholernym ręczniku owiniętym wokół bioder stanął na progu i prezentował przede mną swoją dobrze zbudowaną sylwetkę.

Och matko kochana i wszyscy święci... Dlaczego mnie to spotyka do jasnej cholery! 

-Wiesz, zazwyczaj rozmówcy patrzy się w oczy, ale w zasadzie rozmowy jeszcze nie zaczęłaś, więc... Co tu robisz Amy?

Czułam jak moje policzki oblewają się rumieńcami zażenowania.

-Ja yyy...Przyszłam, bo... 

Dwa dni układania w głowie co powinnam powiedzieć i wystarczy kawałek nagiego ciała, żebym zapomniała jak poprawnie skleić zdanie. Świetnie, idzie mi naprawdę coraz lepiej.

-Twoje wizyty tutaj nie kończą się zbyt dobrze. - odpowiedział stanowczo, ale widziałam, że bawi go moja postawa.

-Przepraszam - wypaliłam szybko, zanim zdąży zawstydzić mnie jeszcze bardziej. - Przepraszam za...yyy...

-Jesteś już dużą dziewczynką. Musisz formułować pełne zdania.

Zebrałam w sobie resztki odwagi i spojrzałam mu w oczy.

-Tak. Chciałam cię przeprosić za to co się wydarzyło.

Omiótł mnie spojrzeniem i skinieniem głowy nakazał, abym weszła do środka. Z tego wszystkiego zapomniałam, że robię z siebie idiotkę na korytarzu, a przecież ktoś mógł się tutaj zjawić. Było to co prawda mało prawdopodobne, pozostali wyszli stosunkowo niedawno, ale z moim szczęściem lepiej nie kusić losu.

-Usiądź. Pójdę się ubrać i zaraz wrócę.

Zniknął więc w łazience, a ja usiadłam na łóżku. Spoglądając na pościel zaczęły wracać wspomnienia tamtej nocy. Jak to możliwe, że czułam się tak dobrze, a przecież nawet nie uprawialiśmy seksu... I jeśli mam być szczera, to Logan sprawił, że doszłam pierwszy raz w życiu. Co jest dosyć zabawne, biorąc pod uwagę fakt, że przez ponad rok sypiałam ze swoim byłym chłopakiem.

Try to fix meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz