II

174 17 1
                                    

Jest 7:40. Zamykam dom na klucz i kieruję się w stronę mojego roweru. Droga do szkoły zajmowała mi niecałe 10 minut. Inni zajeżdżali do niej super wypasionymi samochodami, motorami lub rowerami tak jak ja. A inni po prostu chodzili pieszo. W sumie też bym mogła, ale wole być zawsze przed czasem w szkole. Rower był dla mnie odpowiedni. Co z tego, że jeździli nimi pierwszo, czy drugo klasiści, którzy, aż czekali na osiemnastkę, która łączyła się z imprezami, 'szpanem' i kolejnym nowym autkiem na szkolnym parkingu.

Wsiadam i kieruję się w stronę ulicy. Gdy zapinam 'mój ekologiczny środek transportu' przed szkołą jeszcze prawie nikogo nie ma. Mam sporo czasu, by dotrzeć do sali, która znajduje się na końcu długiego korytarza.

Już z daleka zauważyłam siedzącą kolo okna Lucy. Miała nieobecny wyraz twarzy i wzrok utkwiony w przestrzeń. Jej zazwyczaj rude, proste, włosy zastępują teraz bujne loki. Usiadłam obok niej, a ona spojrzała na mnie zbolałym wzrokiem.

- Na prawdę, Ellie nie daje sobie z tym rady - powiedziała niemal niesłyszalnym szeptem. Łza spłynęła jej po policzku. Podniosłam rękę, by ją otrzeć.

- Nie przejmuj się. Poradzimy sobie z tym.

- Przestań. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz udało mi się zasnąć bez tego uczucia, że ktoś mnie obserwuje.

Nie wiedziałam jak ją pocieszyć, więc w milczeniu czekałyśmy na dzwonek.

***

Stoję przed szkołą i czekam na Lucy. Przed chwilą skończyłyśmy lekcje. Chciałam z nią jeszcze raz porozmawiać za nim się rozejdziemy do domu.

Minęło niecałe pięć minut, a jej jeszcze nie było. Zaczęłam się niepokoić. Spokojnie. Pewnie pani Tomson ją zatrzymała w sali.

Z rozmyśleń wyrwał mnie głośny śmiech na szkolnym parkingu. Zwróciłam się w stronę zamieszania. Od razu pożałowałam. Było ich pięciu. Najbardziej przerażający chłopacy z naszej szkoły. Nikt im nie podskoczy. Chodzili do trzeciej klasy i chyba nikomu się nie zapowiadało, żeby im się narzucać, czy też podlizać.

Kilku z nich zwróciło się w moją stronę i znowu się zaśmiali. Rumieniec wpłynął na moje policzki. O co im chodzi?

Właśnie miałam się kierować w stronę schodów, kiedy przerwał mi klakson. Krzyk. Pisk opon. Uderzenie. Więcej krzyków. O pomoc.

Przy aucie znajdowało się już spory tłum. Z trudnością przebiłam się przez zgromadzonych tu nastolatków. Udało się, ale to co zobaczyłam wprawiło mnie w bez ruch. Na drodze leżała nieprzytomna dziewczyna z raną na głowie, z której sączyła się krew na jej rude włosy.

- LUCY!

Opadłam obok niej na kolana z przerażeniem na twarzy.


My everything Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz