- To są jakieś kpiny! - Usłyszałam mamę, gdy wchodziła. Wbiegłam do korytarza. Widać, że jest zła, a do takiego stanu może ją sprowadzić tylko moja wychowawczyni. W tamtym roku kazała czekać jej dwie godziny po to, żeby powiedzieć jej, że być możliwe będę miała świadectwo z paskiem. Wtedy wpadła do domu jak huragan. W sumie się jej nie dziwię. Poszła do szkoły po to, by dowiedzieć się tego co wiedziała od dawna. Ba! Od gimnazjum.
- Co się stało? - spytałam wchodząc z nią do salonu.
- Zaraz ci powiem co. - usiadła - Siedziałam w tej szkole ponad półtorej godziny, by dowiedzieć się na końcu, że na początku grudnia macie zimowy bal. I cała wasza klasa ma być obecna.
Jeszcze nie byłam na zimowym balu. W tamtym roku byłam chora. Odcięta od świata niemal na dwa tygodnie. Lucy opowiadała, że tego nie da się opisać własnymi słowami. I muszę to zobaczyć na własne oczy. Oczywiście jeśli nie będę chora.
- Ale wiesz, co te całe siedzenie w szkole dało mi plusy.
- Jakie?
- Będziesz miała swój pierwszy bal. Nie to co było w gimnazjum.
W gimnazjum miał być też bal na koniec szkoły, ale wyglądało to na dyskotekę. Nie było sukienek, czy elegancko ubranych chłopaków. Zero.
- A największym plusem jest to, że zabiorę cię na zakupy! Będziesz wyglądała prześlicznie.
Rzadko chodziłyśmy na zakupy razem, ale jak już to z wielkim hukiem.
***
Na drugi dzień jem lunch z wciąż podekscytowaną Lucy. Powoli mam jej dosyć, ale jest to w sumie również zabawne. Zaczyna mi opowiadać co robiła na historii. W pewnej chwili zauważam Szatyna siedzącego za Lucy. Patrzy się na nią. Czuję dziwne mrowienie w dłoni. Zawsze tak mam, gdy czymś się niepokoję. Patrzę się na jego stolik. Jest z kolegami. Wzrokiem znowu spoglądam na niego. W ogóle mnie nie zauważył. Nadal wpatruje się w moją towarzyszkę.
- Halo! Ziemia do Ellie!
- Przepraszam - potrząsam głową - zamyśliłam się.
- No widzę. - zerka na telefon - Dobra zbieram się. Muszę jeszcze siusiu, a zaraz mam sprawdzian z matematyki. A ty? - pyta wstając i zbierając pudełko po swoim lunch'u.
- Historia.
- Zazdro. No dobra. Życz mi powodzenia.
- Powodzenia! - krzyczę do jej pleców.
- Nie dziękuje! - odkrzykuje. Znika z stołówki.
Kończąc swój posiłek znowu spoglądam na Szatyna, którego... nie ma. Eric również zniknął. Mam złe przeczucia. Wyrzucając resztki swojego jedzenia wychodzę na hol i kieruję się w stronę sali od historii. Miałam już skręcać, gdy za rogiem słyszę stłumione głosy.
- Muszę z nią porozmawiać
- Wytrzymaj jeszcze tydzień -To Eric. Mino, że prawie się do mnie nie odzywał rozpoznaję jego głos.
- Ty nie wiesz jak to jest, więc przymknij się!
- Masz racje nie wiem. Ale chyba nie chcesz, by pozostali nas nakryli na tej rozmowie.
- Mam to gdzieś! Chce wiedzieć jak się ona czuje.
- Spokojnie. Tym się już zająłem. Ostatnio gadałem z jej przyjaciółką. Jest w porządku.
- Tylko w porządku! Dziś na lunch'u wydawała się taka... szczęśliwa.
- Uwierz mi. Wszystko będzie dobrze, Connor.
- Ale nie chce, żeby widziała we mnie to co inne dziewczyny. Nie chce, żeby widziała we mnie potwora!
Co? Cofam się o kilka kroków. Potwór? Lucy? Boże! Co to ma znaczyć?!
Z rozmyśleń wyrywa mnie dzwonek. Niech to szlag! Spóźnię się!
Wybiegam szybko za rogu i zderzam się z Eric'iem. Upadając na podłogę uderzam się głową o twarde zimne płytki. Z wielkim bólem z tyłu głowy wstałam i dalej biegnę w stronę klasy.
Już jestem prawie na miejscu. Przy wejściu do klasy opieram się o ścianę. Próbując uspokoić uderzenia serca po szyi czuję dziwne ciepło. Dotykam ręką. Była to krew. Po chwili przed oczami zawirował mi cały hol. Upadając zauważam biegnących w moją stronę dwóch chłopaków.
- Ellie!
Tylko to słyszę przed ogarniającą mnie ciemnością.

CZYTASZ
My everything
ParanormalEllie jest normalną dziewczyną, która ma normalne marzenia i prowadzi zwyczajne życie. Do czasu, gdy jej przyjaciółce przydarza się wypadek, który wywołany jest dziwnymi zjawiskami. Od tego momentu jej życie wygląda zupełnie inaczej. Dziwne zjawisk...