Po wzięciu rano gorącego prysznica i zjedzonej dużej ilości płatków z ogromną zawartością cukru byłam gotowa pójść do szkoły. No właśnie PÓJŚĆ! Wczoraj, gdy jechałam razem z Lucy karetką do szpitala, a potem mama mnie odbierała, mój rower w tym czasie czekał grzecznie przypięty na szkolnej posesji. Więc musiałam się przemęczyć i pójść z buta.
Wiem, że to ruch, ale rower to przecież to samo. Chodzenie pieszo nie było dla mnie. Ale jak ma się taką przyjaciółkę jak Lucy... trzeba to przemęczyć. Czasem ja wygrywałam, a nie kiedy ona. Coraz częściej teraz ona wygrywa. To wszystko wina mojej stanowczości. Z każdą chwilą cały czas spada.
Po dość długim spacerze w końcu jestem w szkole. Ale praktycznie na każdych lekcjach nikogo nie słucham. Bacznie obserwuję jakiś punkt przed sobą i kompletnie się wyłączam.
- Ach! Panno, Rosé? - z transu wyrywa mnie pytanie mojej matematyczki.
- Tak proszę pani.
- Kolegujesz się z, panną Anderson? - na dźwięk nazwiska przyjaciółki cała moja uwaga jest skupiona na nauczycielce. A inni uczniowie przyglądają się nam z zaciekawieniem.
- Przyjaźnimy się. - potwierdzam.
- To pewnie wiesz może jak ona się czuje? - Że co?!
- Proszę pani, ja nie chcę nikogo tu oskarżać, ale to obowiązek szkoły wiedzieć co się dzieje z ich uczennicą w dodatku, że wypadek spowodowany był na terenie szkoły. Więc jeśli pani pozwoli nie będę się wypowiadać na temat stanu mojej przyjaciółki.
Matematyczka zszokowana i zażenowana moją odpowiedzią nic nie powiedziała. Wróciła z powrotem do prowadzenia lekcji. Lecz ona nie była jedyna pani od fizyki, historii, biologii, a nawet pan od chemii, którego nie cierpię. Nawet oni pytali się o stan Lucy. Byłam wściekła. Co to za szkoła, w której nauczyciele pytają się ucznia o stan jego kolegi, ponieważ on się z nim zadaje. Z początku koledzy byli zaskoczeni i rozbawieni, że tak się postawiłam. Lecz na każdej lekcji pod rząd ta sama formułka zaczęła ich nudzić. W sumie mnie też, ale na niektórych zajęciach dochodzili nowi, a ta sytuacja była dla nich taka sama jak na pierwszej lekcji.
W końcu skończyłam lekcje, a moje "przesłuchanie" zostało zawieszone. Przed pójściem w odwiedziny do Lucy zahaczyłam o toaletę. Gdy wychodziłam z kabiny zatrzymałam się. Na przeciw mnie stało dwóch chłopaków z groźnej piątki opartych o umywali. Patrzyli na mnie tymi swoimi oczami z których nic nie można wyczytać. Czekają na mnie. Już po mnie. Ale ja nic nie zrobiłam! W głowie rodziło się tyle pytań. Starannie przeczesałam umysł zastanawiając się, czy jakoś się im naraziłam. Nic. Kompletna pustka.
- Chcemy ci zadać kilka pytań. A ty grzecznie na nie odpowiesz, dobrze? - powiedział szatyn.
Przytaknęłam głową.- Co się stało Lucy? - Co? Zmarszczyłam brwi, ale odpowiedziałam.
- Potrącił ją samochód. - powiedziałam cicho.
- Jak?
- Pewnie go nie zauważyła. To przez to, że... - zawahałam się.
- Przez co?
- Przez to, że Lucy od kilku tygodni nie może spać w nocy. - Przez kilka sekund zauważyłam, że mięśnie na szczęce szatyna drgnęły. To było przez moment. Nie byłam pewna,czy się nie przewidziałam.
- Jak się czuje?
- Ma lekkie wstrząśnienie mózgu. Z początku lekarz nie chciał jej usypiać... - przerwał mi.
- Usypiać?
- Tak. Ale, gdy powiedzieliśmy mu o tym, że Lucy się nie wysypia... dla jej dobra wprowadził ją w śpiączkę farmakologiczną.
- Aha.
- Czy...czy chcielibyście coś j-jeszcze wiedzieć? - spytałam jąkając się.
- Nie. To wszystko.
I szybko ulotnili się z pomieszczenia. Jakby w ogóle ich tu nie było.
Szybko otrząsnęłam się z szoku. Umyłam ręce i po chwili wyszłam ze szkoły.Miałam dobry czas. W ciągu 10 minut dojechałam do centrum miasteczka, w którym był szpital. Gdy weszłam do sali powitały mnie szeroko otwarte brązowe oczy. Okazało się, że Lucy została dziś rano wybudzona ze śpiączki i jurto wraca do domu, by dalej odpoczywać. Opowiadałam jej o nauczycielach i uczniach, którzy się o nią pytali. Wspomniałam też o incydencie w toalecie. Obie byłyśmy ciekawe o co chodzi, ale nie chcąc im się narażać usunęłyśmy to w niepamięć.
Lucy wygląda o wiele lepiej. Widać, że próbowała zapanować nad swoimi kręconymi włosami. Ale na marne. One żyły własnym życiem. Jej oczy były szeroko otwarte, ale nadal było widać sine kręgi pod nimi, które nie dawały zapomnieć co ostatnio przeżywała przez tych kilka tygodni. Nadal potrzebowała snu. Nawet bardzo.
Żeby jej nie przemęczać wyszłam mówiąc, że wpadnę do niej w weekend. Wychodząc ze szpitala wsiadłam na mój "ekologiczny" pojazd i ruszyłam w stronę domu.

CZYTASZ
My everything
ParanormalEllie jest normalną dziewczyną, która ma normalne marzenia i prowadzi zwyczajne życie. Do czasu, gdy jej przyjaciółce przydarza się wypadek, który wywołany jest dziwnymi zjawiskami. Od tego momentu jej życie wygląda zupełnie inaczej. Dziwne zjawisk...