Kilka dni później...
Od tamtego dnia minęło kilka dni. Myślałem, że wróci wszystko do normy. Myliłem się. Czułem napięcie pomiędzy mną a Jungkookiem, a gdy byliśmy razem było niekomfortowo. Kompletnie nie wiedzieliśmy jak zacząć rozmowę i o czym rozmawiać. Na (nie)szczęście królewska surygatka nie zaszła w ciążę. To znaczy, że trzeba próbować, a tego już bym nie chciał.
ㅡ Zamierzacie codziennie tak się zachowywać? ㅡ Spytał Tae, gdy to sprawdzałem listy od swoich poddanych z prośbami.
ㅡ Tak, czyli jak?
ㅡ Jak dzieci. ㅡ Mruknął niezadowolony. ㅡ Przecież nic się nie stało.
ㅡ Chcę by było dobrze, ale nie wiem co jest....
ㅡ Jimin. Postaraj się.
ㅡ On też musi Tae. Nie będę rozmawiał sam do siebie. ㅡ Odparłem wstając z miejsca i podchodząc do okna.
ㅡ To jak wy śpicie razem?
ㅡ Normalnie. ㅡ Westchnąłem. ㅡ Tylko bez rozmowy. Nie, przepraszam. Raz chciał zagadać, lecz szybko go zbyłem, bo nie miałem humoru na pogaduszki.
ㅡ Naprawdę zachowujecie się jak dzieci. Zepnij królewski tyłek i idź do niego. Szkodzicie nie tylko waszemu małżeństwu, a także Królestwu.
ㅡ Tae. ㅡ Westchnąłem ciężko. Po chwili usłyszeliśmy skrzyp drzwi, a do środka wszedł młodszy. Spojrzałem na niego w tym samym czasie co on na mnie.
ㅡ Mogę cię prosić? ㅡ Spytał niepewnie. Z rosnącym stresem poszedłem za nim wychodząc z pomieszczenia. ㅡ Chodź ze mną. ㅡ Poprosił idąc przed siebie. Bez słowa ruszyłem za nim. W ten sposób opuściliśmy zamek wchodząc do stajni. Zauważyłem dwa już uszykowane do drogi konie. ㅡ Wsiadaj.
ㅡ Ale... Po co?
ㅡ Chim. ㅡ Westchnął. Zrobiłem co kazał wsiadając na konia, a chłopak na drugiego. Następnie ruszył co także zrobiłem.
Przez kilkanaście minut podróży żaden z nas się nie odzywał. Nie wiedziałem dokąd właściwie jechaliśmy i po co. W końcu, gdy miałem dosyć zatrzymałem konia czekając na męża. Zauważywszy, że stoję zawrócił do mojej osoby.
ㅡ Gdzie jedziemy? Po co? W jakim celu?
ㅡ Chciałem spędzić z tobą czas sam na sam, bo mam już dosyć tych cichych dni pomiędzy nami. Chcę z tobą rozmawiać jak wcześniej. Tęsknię za tobą Jimin. ㅡ Powiedział smutnym głosem.
ㅡ Ty także mnie unikałeś.
ㅡ Robiłem to, bo ty nie chciałeś mojego kontaktu. Nie chciałem cię niepotrzebnie denerwować. Przepraszam. Jeśli nie chcesz tu być ze mną możesz wrócić do zamku. ㅡ Uciekł wzrokiem.
ㅡ Guk... ㅡ Zacząłem. Zszedłem z konia co brunet też zrobił. Nie czekając pocałowałem go zarzucając ręce za jego kark. ㅡ Też za tobą tęskniłem. Ja również przepraszam.
ㅡ Nie raz chciałem z tobą porozmawiać, ale bałem się, że..
ㅡ Ja też. Myślałem, że jesteś na mnie zły.
ㅡ Ja? Skądże. Byłem zły na ciebie tylko wtedy, gdy zmusiłeś się do stosunku. Tylko wtedy, ale potem mi przeszło, a my przestaliśmy spędzać ze sobą czasu.
ㅡ Zmieńmy to.
ㅡ Też tak myślę. ㅡ Uśmiechnął się szeroko całując mnie w czoło. ㅡ Kocham cię.
ㅡ Ja też cię kocham Jungkookie. Jedziemy dalej? ㅡ Spytałem, a gdy chłopak skinął głową z uśmiechem wsiadłem na klacz, lecz po chwili z niej spadłem za sprawą strzały, która przeleciała mi centralnie przede mną.
ㅡ Skarbie. ㅡ Powiedział mąż pomagając mi wstać. ㅡ Musimy stąd uciekać. Szybko. ㅡ Czym prędzej pomógł mi wsiąść na konia, potem na swojego. Galopem ruszyliśmy do zamku słysząc za sobą gwizdy i krzyki zbirów. ㅡ Szybciej Chim!
ㅡ Staram się! ㅡ Krzyknąłem. Odwróciłem głowę widząc za sobą kilku rozbójników, którzy byli coraz bliżej, a tuż przed nami był zamek. Przyspieszyłem, lecz jak na złość koń się potknął wywracając nas na ziemię. Syknąłem łapiąc się za ramię. Bolał mnie także cały lewy bok.
ㅡ Jimin! ㅡ Zawołał z daleka.
ㅡ Jedź! ㅡ Krzyknąłem. Młodszy nie posłuchał podbiegając do mnie. Posadził moją osobę na siodle. Myślałem, że także wsiądzie, lecz w zamian za to uderzył zwierzę, a ono ruszyło biegiem przed siebie. ㅡ Jungkook!
ㅡ Nie zatrzymuj się!
Przez bolące ramię nie byłem w stanie dobrze złapać lejcy, ale na szczęście koń znał drogę powrotną, dlatego już po kilku chwilach dotarłem na dwór.
ㅡ Straże! ㅡ Zawołałem. ㅡ Natychmiast na konie i pomóc Królowi! ㅡ Krzyknąłem. Żołnierze czym prędzej wykonali rozkaz ruszając do mojego męża.
ㅡ Jimin. ㅡ Usłyszałem głos Tae. ㅡ Co się stało? Jak ty wyglądasz? Gdzie Jungkook?
ㅡ Napadli na nas w lesie. Zaczęliśmy uciekać, ale mój koń się wywrócił, a Jungkook tam został bym wrócił bezpiecznie do domu. Muszę tam jechać. Dać mi nowego konia!
ㅡ Jimin widać, że jesteś ranny.
ㅡ Nie. ㅡ Warknąłem, a kuzyn uderzył mnie w ramię przez co syknąłem.
ㅡ Widzisz? Nie jesteś w stanie.
ㅡ Jestem.
ㅡ Zostań tutaj i...
ㅡ Nie mam zamiaru ponownie go stracić, jasne? ㅡ Fuknąłem, a stajenny przyprowadził czarnego wierzchowca. Natychmiast na niego wsiadłem ruszając, ówcześnie mówiąc Tae by wysłał więcej strażników. Czym bliżej byłem tym coraz więcej widziałem ciał. ㅡ Jungkook! ㅡ Zawołałem nie widząc nigdzie męża. ㅡ Guk! ㅡ Krzyknąłem ze łzami w oczach. Jeśli coś mu zrobili nie daruje im tego.
ㅡ Jimin czekaj. ㅡ Powiedział kuzyn przybywając z odsieczą.
ㅡ Jadę za nimi.
ㅡ Jesteś Królem, a nie zwykłym chłopakiem ze wsi. Ktoś musi panować. Jeśli coś ci się stanie i jednocześnie Jungkookowi to...
ㅡ Jadę go uratować. ㅡ Fuknąłem trzymając się swego. ㅡ Miecz.
ㅡ Twoje ramię jest niestabilne.
ㅡ I co z tego?!
ㅡ Cholera jasna pomyśl trochę. Wartowniku zaprowadź Króla do zamku i nie pozwól mu z niego wyjść dopóki nie wrócimy.
ㅡ Nie ma mowy. Nie wracam tam bez Jungkooka. ㅡ Warknąłem ruszając.
ㅡ Narażasz teraz całe Królestwo, które jest teraz łatwym celem do podbicia. ㅡ Wyznał. Zatrzymałem się. ㅡ Myśl jak Król, Jimin. Pozwól nam go odbić.
ㅡ To zbójnicy. Nie tak łatwo odpuszczą.
ㅡ Dlatego ich przywódcę przyprowadzimy tobie byś mógł go załatwić osobiście.
ㅡ Zgoda. ㅡ Westchnąłem. ㅡ Nie oszczędzajcie nikogo, ale ich dowódca należy do mnie.
ㅡ Jasne. Wracaj do zamku.
Skinąłem głową robiąc co kazał.
***********************
19.01.23
Hejka
Jak wam się podoba?
Miłej nocy kochani 🥰
![](https://img.wattpad.com/cover/180599878-288-k814017.jpg)
CZYTASZ
The Kingdom of Music/ Kookmin
Fiksi PenggemarPark Jimin jest młodym, nowo ukoronowanym królem, który jest niemiły, srogi, oschły dla każdego. Nienawidzi niczego, ani nikogo, a zwłaszcza muzyki. Za to Jeon Jungkook to wesoły grajek, który nigdy nie doznał smutku w większości życia, lecz gdy dow...