Jack
Obudziłem się z potwornym bólem głowy i nie świadomością tego gdzie jestem i dlaczego. Podniosłem się, wzdychając ciężko, a koło mojego ucha zamruczał kot, który przebierał łapkami wzdłuż mojej szyi.
Zmarszczyłem brwi, a martwym wzrokiem obserwowałem otoczenie, które było mi kompletnie obce. Dopiero gdy z boku wychyliła się znajoma twarz Melanie przypomniałem sobie nieco wczorajszy wieczór, w którym kompletnie straciłem zdrowy rozsądek.
Jęknąłem przeciągłe na samą myśl o tym co mi wczoraj odwaliło.
– Witam, śpiocha – odparła melodyjnym głosem dziewczyna, kiedy ja przecierałem zmęczone oczy dłońmi – już trzynasta. Zrobiłam Ci śniadanie jakieś pięć godzin temu! – stwierdziła oburzona.
– Co ja tu robię? – mruknąłem pół przytomnie, a kobieta się uśmiechnęła, kręcąc na mnie głową.
– Upiłeś się – powiedziała wprost – Na cmentarzu – dodała i się skrzywiła – słabe miejsce jak na melanż, ale nie mnie to oceniać.
– Kurwa – wymamrotałem, powoli czując skutki wczorajszego wieczoru. Bolała mnie cała głowa, promieniując z jednej strony na drugą i miałem ochotę zwymiotować, co oczywiście w porę powstrzymałem – Skąd ty się tam wzięłaś?
– Wracałam z pracy, a patrzę w bok i jakiś idiota mamroczę coś do nagrobka – wypowiedziała i tym razem to ja się skrzywiłem, bo w ogóle tego nie pamiętałem – Jak się później okazało, to byłeś ty, a ja okazałam Ci skruchę i nie pozwoliłam Ci spać na zimnej ziemii.
– Dziękuje – odparłem jedynie, ale ona zbyła mnie machnięciem ręki.
Odwróciłem lekko głowę, a na moją klatkę piersiową wskoczył kot, który stuknął mnie mokrym noskiem w mój nos. Uśmiechnąłem się jak wariat.
– A co to za potwór? – podniosłem się, głaszcząc kociaka po rudym miękkim futerku.
– Uważaj na słowa – ostrzegła blondynka – To moje dziecko i preferuję w jego stronę tylko pozytywne zwroty.
– Jak się nazywa? – spytałem, patrząc w brązowe ślepka zwierzaka, który aktualnie gryzł mój kciuk.
– Goose – odpowiedziała z kuchni – tak jak ten kot z Kapitan Marvel
– Cześć, mały potworze – przywitałem się, a kociak zamruczał i otarł się o moją szyje.
Blondynka na ten widok się uśmiechnęła i przyniosła w moją stronę kubek herbaty oraz talerz z odgrzaną jajecznicą.
– Nie musiałaś.. – zacząłem, ale ona zgromiła mnie intensywnym niebieskim spojrzeniem, niemal wciskając mi ten talerz w dłonie – Dziękuje – uśmiechnąłem się, a ona kiwnęła głową, siadając koło mnie i bawiąc się z kociakiem.
– Przygarnęłam go po śmierci Ellie – wypowiedziała wprost, a ja na chwile znieruchomiałem. To z jaką łatwością do tego podeszła było czymś, co mnie zdziwiło, bo ja nie potrafiłem tego przyznać od miesiąca.
Najwidoczniej tylko ja nadal się po tym wszystkim nie pozbierałem.
– Potrzebowałam towarzysza, którego będę mogła przytulić, gdy najdzie taka potrzeba – kontynuowała, kiedy ja jadłem jedzenie, które dla mnie zrobiła.
– To zbieg okoliczności, że wybrałaś akurat rudego? – spytałem głupio, przechylając głowę, a ona odpowiedziała sarkastycznym uśmiechem.
– Chciałbyś – przewróciła oczami i wstała z kanapy, podchodząc do miski i nasypując do niej karmę i wodę dla kota.
CZYTASZ
LIE 3
FanfictionTrzecia cześć trylogii LIE Zdjęcie z okładki nie jest moje, a z pinteresta Melokoii! Miłego czytania! Hyacinthia_