Jack
Stresowałem się jak nigdy w życiu. Zdecydowanie bardziej, niż gdy miałem wyciągnąć Williama z więzienia. Wtedy mieliśmy dobrze opracowany plan, ale aktualnie mogło wydarzyć się dosłownie wszystko.
Miałem właśnie opowiedzieć mojemu Ojcu, co jego z teorii idealny syn zrobił. Co przez ten cały czas go mijało i jak wiele szkód stało się pod jego nieobecność. Oczywiście, nie miałem mu tego za złe, choć czułem lekki żal. Może gdyby przy mnie został i nie uciekał... Może jakbyśmy przeszli przez to razem..
Gdybanie. Tak naprawdę to wszystko była wyłącznie moja wina.
Mimo to jego reakcja wiele dla mnie znaczyła. Nie tylko z powodu, że William był nadal porwany. Chodziło o to, że mój Ojciec mnie znienawidzi, a najgorszy będzie widok jego smutnego zawodu w oczach.
Nerwowo gryzłem policzki, czując jak wszystko w moim ciele wrzę. Nie byłem przygotowany choć zbierałem się sześć lat. Nie byłem gotowy, bo zwyczajnie nigdy nie przypuszczałabym, że faktycznie pierwszy raz w życiu nie będę musiał kłamać. Zakładać maski i nie chronić się wymówkami.
To wręcz w mojej głowie wydawało się nierealne. Zawsze kłamałem, oszukiwałem, kryłem się.. Odkrywając to wszystko czułem się potworem. Być może faktycznie nim byłem.
Czułem na sobie czujny wzrok Melanie, która kucała przede mną, ale ja nie miałem siły na nią spojrzeć. Na samą myśl o tamtych momentach robiło mi się niedobrze, a niechęć do samego siebie rosła. Nie chciałem przelać tego na Melanie, ale ona już tkwiła w tym bagnie.
Może nie powinienem był ją w to wciągać. Ba! To straszny egoizm i głupota. Nie należałem do najmądrzejszych, ale choć ten jeden raz mogłem wykazać się rozumem.
Szczerze, nienawidziłem tego co zrobiłem i przez tyle lat ukrywałem to durnowatym uśmieszkiem oraz żartami, ale to nie pomagało. Nic nie pomagało, bo czułem się pierdolonym przestępcą i mordercą bez żadnego sumienia.
– Popatrz na mnie – poprosiła cicho blondynka, łapiąc mnie za dłoń, ale nie uniosłem głowy choć kącikiem oka widziałem jej twarz.
Dostrzegłem, że mruży groźnie oczy przez to, że w ogóle jej nie słucham. Przy tym marszczyła też nos i wyglądała bardziej uroczo niż złowieszczo.
Postanowiła mnie zignorować i postawiła na własne warunki, jak zwykle, wciskając się do mojego życia na siłę. Odpychałem ją i nie chciałem jej w to mieszać, ale ona sama w to brnęła. Nie żebym tego nie lubił. Uwielbiałem tą wariatkę, ale martwił mnie mój wpływ na jej dotąd raczej spokojne życie.
Uchyliła się niżej, wpychając swoją głowę pod moją. Zmarszczyłem brwi, a ona stuknęła mnie nosem w mój, odchylając nasze głowy do tyłu.
Pomimo wszystko jej idealne niebieskie oczy sprawiły, że w moim ciele wszystko powoli się uspokajało. Uśmiechnąłem się słabo, a ona zacisnęła usta, bo dobrze wiedziała, co chce przez to przekazać.
– Możesz mi powiedzieć – poprosiła, a ja wiedziałem, że ma racje.
– Źle się czuje, Melly. – przyznałem, odwracając wzrok i tym samym próbując uciąć temat.
Ale ona nie pozwalała mi uciekać.
– Co to znaczy?
Popatrzyłem w jej oczy i wiedziałem, że nie muszę oszukiwać. Dla niej nie chciałem dłużej kłamać.
– Nie jestem tego wart. Jestem mordercą, a tacy jak ja nie zasługują na życie na wolności. Na szczęście – powiedziałem wprost, bo nie było sensu ukrywać tego przed dziewczyną, która jako jedyna postanowiła podjąć się próby zburzenia muru, który wybudowałem wokół swojego serca i.. Udało jej się, więc nie było sensu udawać, że wszystko jest w porządku.
CZYTASZ
LIE 3
FanfictionTrzecia cześć trylogii LIE Zdjęcie z okładki nie jest moje, a z pinteresta Melokoii! Miłego czytania! Hyacinthia_