Max
+ slay Michael.Przyjechaliśmy do Denver tak naprawdę nie wiem po co. Michael dzisiaj rano wparował do mojego pokoju jak do swojego i zaczął gadać jak najęty, że musimy koniecznie zobaczyć stolice Kolorado, bo podobno od dziecka to jego marzenie. Za to Melanie i Jack już wracają i powinniśmy spotkać się na miejscu.
Nie miałem pojęcia o co mu chodzi, ale był tak podekscytowany i narwany, że kazał mi brać najważniejsze rzeczy i już pakować się do jego samochodu.
Wzruszyłem ramionami i tak też zrobiłem.
Nie miałem nic lepszego do roboty. Poza tym ciężko było odmówić Michaelowi, który dosłownie zwalał mi się na głowę. Z drugiej strony też się cieszyłem, bo monotonność tego miasta zaczynała mnie nużyć.
Jednak nie zdążyłem się nawet poważnie zastanowić nad tym co ze sobą zabrać, bo Mike już ciągnął mnie po schodach w dół.
– A trzeba Ci jakieś głupoty. Telefon i mózg Ci wystarczy – odpowiedział, a uśmiech nie schodził mu z twarzy – Choć obecność tego drugiego jest wciąż pod znakiem zapytania.
Przewróciłem oczami, omal przy tym nie wywracając się na ostatnim schodku.
– Dzień dobry – zawołał tryskający radością czarnowłosy w stronę mojego ojca, który mył naczynia w kuchni.
– Cześć, Michael – kiwnął głowa, po czym ściągnął brwi i popatrzył na mnie – Max? Gdzie się wybieracie?
Mike wysunął się do przodu i odpowiedział za mnie.
– Mała wycieczkę do Denver.
– Do Denver? Czemu aż tam?
Westchnąłem i odepchnąłem szatyna, który rwał się do odpowiedzi jak zdziczały przedszkolak.
– Jedziemy po Jacka i Melanie. Zjemy coś i wrócimy.
Mój ojciec skinął głową na znak, że zrozumiał. Życzył nam miłej podróży i znów nie zdążyłem odpowiedzieć, bo Mike po raz setny wyciągnął mnie za nadgarstek.
– Dowidzenia! – zawołał i zamknął za nami drzwi.
Uśmiechnął się do siebie i pognał do samochodu. Ocknąłem się i zagrodziłem mu w porę dalszą drogę.
– Coś ty taki podekscytowany – zmrużyłem powieki, prześwietlając go – Ile wypiłeś? Brałeś prochy? Błagam Cię, Michael. Nie wsiądę do tego samochodu.
Mike roześmiał się na moją srogą minę, kręcąc głową i wybijając mnie z rytmu.
– Zluzuj gacie, panie przewrażliwiony. Jestem czysty jak przepyszna wódka.
Wyminął mnie i ruszył w stronę auta, ale z racji, że wciąż stałem w miejscu i mierzyłem go spojrzeniem, wrócił do mnie spojrzeniem.
– Żart! – klasnął w dłonie, po czym oparł się ramieniem o szybę i wskazał głową w stronę auta – Daj spokój, Maksymilianie. Jestem po prostu pozytywnym człowiekiem, który zawsze chciał odwiedzić Denver. Pakuj się do środka.
– Jakoś wcześniej nigdy o tym nie mówiłeś – wyburczałem i postanowiłem odpuścić. Tego idioty nawet nie da się przegadać. Wpakowałem się do środka samochodu i zapiąłem pasem, zerkając na uśmiechniętego Michaela. Zmrużyłem oczy i po chwili je wytrzeszczyłem – Czekaj, jak ty do mnie powiedziałeś? Maksymilian?!
Mike roześmiał się.
– Nigdy wcześniej nie myślałem, że będę chciał aż tak bardzo pojechać do Denver, wiesz? – odparł, wycofując samochód z podjazdu – A! No i stęskniłem się za moją trującą dupę siostrzyczką.

CZYTASZ
LIE 3
FanfictionTrzecia cześć trylogii LIE Zdjęcie z okładki nie jest moje, a z pinteresta Melokoii! Miłego czytania! Hyacinthia_