17.

138 10 5
                                    

Jestem tak zakochana w tym rozdziale, że aż postanowiłam być na tyle dobra by dodać wam go jaki trzeci Update.
Jack ❤️‍🩹❤️‍🩹

Melanie

Siedzieliśmy właśnie w Lincolnie w jednej z przydrożnych knajpek. Mieliśmy pół godziny czasu na wyjazd do Saint Paul, a Jack zgłodniał, więc poszliśmy do jakiejś restauracji niedaleko dworca. Było trochę po piętnastej, a ja mimo tak długiej wycieczki byłam w cudownym humorze. Znajomość z Jackiem była chyba najlepszym co przydarzyło mi się w dotychczas nudnym życiu.

Największym zaskoczeniem było to, że Jack był tak samo głupi jak ja. Cały czas potrafił gadać o jakichś nieistotnych rzeczach i ani na moment nie przestawał mnie rozbawiać. Czułam jakbym mogła mówić bez końca o wszystkim i o niczym, a on i tak pokiwałby głową i dorzuciłby swoje głupawe przemyślenia.

Dlatego teraz gdy dotarliśmy do restauracji nie potrafiliśmy przestać rozmawiać o serialu, kłócąc się, która postać bardziej zasługiwała na śmierć.

– Przestań go bronić! – wyrzuciłam z przesadzoną dramaturgią – To, że miał trudne dzieciństwo wcale nie oznacza, że nagle może sobie od tak porzucić rodzinę, która go kochała!

– Kochała, ale oni mu tego nie okazali! – upierał się, gestykulując przy tym dłońmi jak szalony. Wyglądał przy tym śmiesznie i uroczo, ale mój wzrok pozostawał zaciekły. Nie miałam zamiaru mu odpuścić. – Skąd miał wiedzieć?

Miałam już zacząć poukładany w głowie monolog o tym jak głupie argumenty podaję ten świrnięty człowiek, ale gdy otworzyłam usta przerwał mi głos kogoś innego. Kogoś na którego widok cała pobladłam.

– Melanie? – zapytał znajomo, a ja martwo przekierowałam głowę w stronę barwnego dźwięku. Kiedy upewniłam się kogo widzę omal nie zeszłam na zawał.

– Larry? – spytałam lekko przerażona. Ba! Nie lekko, a panicznie przerażona. Byłam pewna, że wyglądałam jak idiotka, gapiąc się na niego z rozdziawionymi wargami.

Przez całe liceum po naszym głupim pocałunku unikałam go jak ognia, ale to było dawno, więc napewno nie pamięta. Kto pamiętałby takie rzeczy. Napewno nie ja i napewno nie on, prawda?

– Jezu! Zmieniłaś się. Poznałem Cię po głosie – przekrzywił głowę, lustrując mnie wzrokiem. Wyglądał nawet lepiej niż zapamiętałam. Mial idealne ciało i włosy ułożone na żel. Zjechał wzrokiem na chwilę na rudowłosego, który marszczył dziwnie brwi. Roześmiałabym się gdyby okoliczności były inne. – A to musi być Jack!

Jack zjechał wzrokiem na Larrego, który wystawiał przed nim rękę. Niechętnie, ale mu ją podał. Z pewnością nie należeli do najlepszych przyjaciół, ale tylko głupi nie pamiętałby tej domówki u Jack'a. Nawet ja na niej byłam, a przecież nazywano mnie „kujonką".

– Nie widziałem was od lat! – stanął przy naszym stoliku, szczerząc idealnie proste i białe zęby. Nie potrafiłam odwrócić wzroku od tego boskiego obrazka – Co tam w Hurricane i co robicie w Lincolnie?

– Za piętnaście minut jedziemy do Minnesoty. Sprawy mojego ojca. – wyjaśnił pospiesznie Jack. Trochę niechętnie. Poniekąd cieszyłam się, że wyręczył za mnie odpowiedź, ale też chciałam go skarcić za ten zlewczy ton. – Od niedawna przyjaźnie się z Melanie. – dodał na koniec. Teraz dwie pary oczy zwróciły się w moim kierunku.

LIE 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz