Melanie
Od naszego spotkania w barze minął tydzień, który sprawił, że moje życie nabrało trochę więcej sensu.
Potrzebowałam się rozerwać. Trochę powygłupiać i przestać na jakiś moment zamartwiać się przeszłością. Miałam wrażenie, że wreszcie trochę odżyłam i odetchnęłam powietrzem, którym dusiłam się przez ostatni miesiąc.
Tam w tym klubie stało się coś wyjątkowego, co sprawiło, że odzyskałam zapomniane uczucie szczęścia, które znikło razem z nagła stratą Ellie.
Nie potrafiłam tego jasno wyjaśnić, ale gdy tańczyłam z Jackiem pośrodku tego starego baru miałam wrażenie jakby czas całkowicie się zatrzymał, a wszystko co wcześniej mnie martwiło zwyczajnie odpłynęło.
Nie wiedziałam co było tego głównym powodem. Może fakt, że brakowało mi dobrej rozrywki albo uśmiech jaki zagościł na ustach Jack'a i który wprowadził mnie w dziwaczny stan euforii. Nieistotne. Ważne było to, że powoli wracałam do normalności.
Po śmierci Ellie, straciłam jakiekolwiek chęci do dalszego egzystowania. Nie chciało mi się spać, żyć ani jeść. Tego samego dnia straciłam pracę, którą uwielbiałam i przyjaciółkę, która przez ostatnie pięć lat stała się dla mnie jak siostra. Miałam ochotę po prostu zniknąć by znowu móc ją zobaczyć.
Nie mogłam znieść tego, że nie miałam pojęcia o tym co się działo i nawet po ostrych znakach jakie wynikały z dziwnego zachowania jej i Max'a, nie domyśliłam się, że coś jest na rzeczy. I to coś bardzo, ale to bardzo istotnego.
Później znikąd pojawił się Jack, który podobno był jej znajomym ze studiów, ale przecież nigdy wcześniej mi o nim nie wspominała.
Jak mogłam się nie domyślić?
Byłam za bardzo skupiona na swoich problemach, które aktualnie były moim priorytetem, że całkowicie zapomniałam o Ellie, która z dnia na dzień stawała się coraz bardziej podejrzana.
Otóż, od niedawna należę do grona cukrzyków o czym wiem jedynie ja i Michael oraz oczywiście moja matka, po której to odziedziczyłam.
W dużym skrócie. Pewnego dnia osłabłam i zdołałam jedynie zadzwonić do Michaela przed tym jak kompletnie odleciałam. Obudziłam się kilka godzin później, w szpitalu i ze świadomością, że od dziś muszę mierzyć sobie cukier we krwi i przyjmować odpowiednią dawkę insuliny.
Jak można się było spodziewać ten fakt nie bardzo mi się spodobał, ale cóż, nie miałam tu zbyt wiele do gadania, a zwyczajnie musiałam się do tego przyzwyczaić. Skupiłam się na moich wizytach u specjalisty i leczeniu tak bardzo, że ominęłam wszystko, co dobitnie przekazywała mi Ellie, a teraz ona nie żyła i na prawdę nie mam więcej siły już o tym myśleć. Nie teraz, gdy wreszcie zaczynałam się do tego przyzwyczajać.
Wracając, choroba z jaką mam do czynienia nie jest specjalnie groźna. Jednak bardziej obawiam się powikłaniami jakie mogą z niej pochodzić, dlatego, jak wariatka, badam się częściej niż w sumie powinnam.
Panikuję i zdaję sobie z tego sprawę, ale w końcu jestem młoda, a nie w planach mi przedwczesna śmierć.
Nie martwię się tym, bo narazie według lekarza wszystko będzie w porządku jeżeli nie będę zapominać o stałym przyjmowaniu insuliny, czego gorączkowo się trzymam.
Wyszłam na świeże powietrze, chwytając za mój telefon. Była dwudziesta pierwsza, czyli dokładna godzina zamknięcia lokalu w jakim od niedawna pracowałam.
Starałam się usilnie nie myśleć o tym jak cholernie tęskniłam za praca w Pizzerii Frediego, bo za każdym razem miałam wielką ochotę się rozpłakać.

CZYTASZ
LIE 3
FanfictionTrzecia cześć trylogii LIE Zdjęcie z okładki nie jest moje, a z pinteresta Melokoii! Miłego czytania! Hyacinthia_