Melanie
Siedziałam właśnie w restauracji naprzeciwko rudowłosego, który wpychał sobie do ust widelec z makaronem. Westchnęłam naburmuszona, bo jego jedzenie przyszło dużo wcześniej niż moje, a on bezczelnie zajadał się nim przede mną, kiedy mój brzuch błagał o coś konkretnego do zjedzenia.
Trochę ponarzekałam, a po kilku minutach wreszcie przyszedł mój ubłagany makaron, dlatego zaczęłam łapczywie jeść by załagodzić to odczucie głodu.
Kiedy już zrobiłam z siebie idiotkę, która je jak świnia i jakbym głodziła się przez ostatni tydzień, popatrzyłam na Jack'a, który do tej pory był dziwnie cichy. Co jakiś czas przyłapywałam go na tym, że mnie obserwował.
I jak zwykle pewnie by mnie to denerwowało, bo nienawidziłam, gdy ktoś patrzył jak jem, ale teraz było to całkowicie naturalne. Ani na moment nie poczułam się przy nim niekomfortowo i ten fakt zaczynał mnie lekko przerażać.
Bo dlaczego w ogóle tak się przy nim czułam? Przecież znałam go od niecałego miesiąca, a pierwszy raz normalnie rozmawialiśmy dopiero tydzień temu.
Znaczy, no dobra, znałam go dłużej, ale nigdy z nim oficjalnie nie rozmawiałam. Kojarzyłam go tylko jako jednego z dziwnych kolegów Michaela i nie wgłębiałam się w żadne szczegóły.
– W sumie to mało o tobie wiem, Jack – zaczęłam i oparłam brodę na dłoni – Powiedz mi coś więcej.
Chłopak rzucił mi dyskretne spojrzenie jakby tylko czekał aż będzie mógł zacząć gadać na jakiś temat. Mieliśmy podobnie. Ja również uwielbiałam dużo mówić.
– Wiesz, moje życie od kilku lat było ciągnącą się rutyną. Wychodziłem z domu jedynie po zakupy, a resztę czasu spędzałem z Wi.. – zaczął, ale szybko się opanował, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że jesteśmy w miejscu publicznym.
Max i Michael doszli do prostego wniosku –Musieliśmy całkowicie zmienić przebieg wydarzeń by nie wyszło na jaw to co faktycznie się stało. Nikt nie mógł wiedzieć o prawdzie z prostych powodów: Gdyby policja dowiedziała się o tym, że Max i Jack pomagali mordercy to oboje trafiliby do więzienia, a na to zwyczajnie nie mogliśmy pozwolić. Głównie dlatego, że Max to syn słynnego policjanta i gdyby to wyszło na jaw, to powstałaby z tego niezła drama i z pewnością rzutowałaby na karierę pana Evansa.
I choć kłamanie nie należało do moich ulubionych czynności, to byłam skłonna zrobić wszystko by tylko chronić moich przyjaciół nawet jeżeli są cholernie nieodpowiedzialnymi idiotami.
Na początku byłam wściekła na Max'a, że zachował się w tak radykalny sposób, a na dodatek zezwolił na to wszystko naszej Ellie. Jednak gdy dokładniej mi o tym powiedzieli nie potrafiłam być dużej na niego zła. Znałam Ellie najlepiej ze wszystkich, dlatego wiedziałam, że kochała Williama jak wariatka i choć nie podzielałam jej poglądów, tak wiedziałam, że zrobiłaby dla niego wszystko, a z opowiadań Jack'a również William poświecił by dla niej wszystko.
Dlatego nieoficjalnie dałam im moje błogosławieństwo. Żałuje tylko, że stało się to dopiero po ich tragicznej śmierci.
Szkoda, że nie miałam okazji wziąć Williama na stronę i zacząć pleć jakieś głupoty typu jeżeli zrobisz coś mojej Ellie to wtedy ja zabije ciebie, bo zawsze chciałam coś takiego zrobić. Chciałam też widzieć Ellie z kimś szczęśliwą, bo przez te pięć lat była jednym wielkim chodzącym smutkiem, a nawet jeżeli jej wybrankiem miałby być przestępca to zapewne przez chwile byłabym zła, ale po czasie zaakceptowałabym to, bo najważniejsze było dla mnie to, że ona jest szczęśliwa.
– Tęsknie za nią – westchnęłam smutno – Nawet jeżeli nie było jej w Hurricane, bo studiowała w Castle Valley to wiedziałam, że mogę do niej zadzwonić, a ona będzie tu z powrotem by mnie pocieszyć.
CZYTASZ
LIE 3
FanfictionTrzecia cześć trylogii LIE Zdjęcie z okładki nie jest moje, a z pinteresta Melokoii! Miłego czytania! Hyacinthia_