Przepraszam za nieobecność, ale mam teraz niezły zapierdol w szkółce także nie było wyboru.
Miłego czytania!
Jack
Dojechaliśmy późnym wieczorem do Minnesoty, a dokładniej do samego serca zatłoczonego Saint Paul. Trzeba było przyznać, że miasto prezentowało się genialnie. Idealnie oświetlone ulice były zapełnione drogimi sklepami, atrakcjami i ekskluzywnymi restauracjami. Musieliśmy się powstrzymywać by nie skusić się na odwiedziny w jednej z nich.
Na dodatek po chodnikach tłoczyło się mnóstwo ludzi, którzy wpadali na siebie nawzajem. Populacja była dużo większa niż w Salt Lake City. Poza tym, już na pierwszy rzut oka wiedzieliśmy, że to miejsce różni się diametralnie od Utah.
– Gdzie mieszka twój Ojciec? – zapytała blondynka krocząca tuż koło mojego boku.
Zerknąłem na nią. Na swoją bluzę narzuciła moją zapasową co ograniczało nieco jej ruchy. Wyglądała przeuroczo, a szła trochę jak pingwin. Przez to właśnie cały czas się z niej podśmiechiwałem, a ona uderzała mnie w bark, mimo to na jej ustach również błąkał się głupawy uśmiech. Blond włosy miała wysoko spięte w niesfornego koka, a usta przeciągnięte szklanym błyszczykiem. Wyglądała olśniewająco, a jej oczy tryskały nadzwyczajnym szczęściem, gdy rozglądała się po mieście i uśmiechała do przypadkowych mieszkańców.
Chcąc nie chcąc cieszyłem się jak idiota, że to właśnie ona mi towarzyszyła. Była jak słoneczko, które rozświetlało mi drogę.
– Tak właściwie to nie wiem – odpowiedziałem i wzruszyłem obojętnie ramionami. Posłała mi spojrzenie spod zmarszczonych brwi. – No co? Nigdy go nie odwiedzałem.
– To niby jak chcemy się tam dostać? – zapytała lekko poirytowana.
– Normalnie – odparłem i szturchnąłem jakiegoś przechodnia w bok. Ten odwrócił do mnie głowę, a na sobie czułem ciekawski palący wzrok dziewczyny – Przepraszam. – uśmiechnąłem się – Wie Pan gdzie jest posiadłość Hernona Kennedy?
Mężczyzna zaczął mi tłumaczyć wszystko po kolei. Mieliśmy do budynku jakieś niecałe dziesięć minut pieszo, bo znajdował się on w samym centrum. Pomimo tych wszystkich lat nadal nie potrafiłem uwierzyć, że mój Ojciec to znany tutejszy milioner. Podziękowałem, gdy mężczyzna zakończył tłumaczyć i odwróciłem się z uśmiechem do Melanie, która przewróciła oczami.
– Sprytnie, lisie.
Szturchnąłem ją w bok, a ona bez powodu się roześmiała i dalej szliśmy rozmawiając na różne głupie tematy do momentu w którym Melanie wyskoczyła z propozycją.
– Chcę zdjęcie, żeby mieć czym się chwalić Mike'owi! – wypaliła i spojrzała na mnie porozumiewawczo ze znajomym i tak nieokiełznanym błyskiem w oczach – Wiesz, wyślę mu i dodam podpis „Patrz idioto. Ja podróżuje za to ty gnijesz z moim kotem – Przegryw"
Uśmiechnąłem się na te słowa. Ta kobieta była wręcz niemożliwa. Potrafiła być poważna, ale także chaotyczna, zabawna i cholernie odurzająca. Rozumiała mój sarkazm jak nikt inny i po prostu się dogadywaliśmy. Nie było momentu w którym zapadła by między nami jakaś długa niezręczna cisza, a nawet jeśli to z pewnością nie była niezręczna. Wydawało mi się, że zwyczajnie lubiliśmy swoje towarzystwo i nawet przez te dwadzieścia godzin drogi nam się to nie znudziło. To już coś oznaczało.
– Mogę Ci zrobić. Tam jest ładnie. – zaproponowałem i wskazałem na mały pomost, który i tak był na naszej wyznaczonej trasie. Most był oświetlony w pomarańczowych światełkach, a niebo mieniło się na różowo.
CZYTASZ
LIE 3
FanfictionTrzecia cześć trylogii LIE Zdjęcie z okładki nie jest moje, a z pinteresta Melokoii! Miłego czytania! Hyacinthia_