Ellie
Leżałam na łóżku, gapiąc się bezczynnie w sufit. To było moje zajęcie od ostatnich kilku dni w tym miejscu. Patrzyłam w ściany i myślałam nad tym wszystkim co się stało i każdy dzień wyglądał tak samo beznadziejnie. Thiago przychodził tu aż za często, więc był moim jedynym kompanem dzięki któremu jeszcze całkowicie nie zwariowałam.
Przychodził i zgadywał mnie jakimiś głupimi żartami, które powoli zaczynały mnie bawić i nawet wdawałam się z nim w krótkie niezobowiązujące rozmowy. Wcześniej nie miałam na to ochoty, bo musiałam sobie to uporządkować, ale teraz wszystko mi jedno. Odpoczęłam, a moja rana na brzuchu pod okiem Thiago już prawie całkowicie się zagoiła. Tak samo też było z innymi zadrapaniami i poparzeniami.
Dostawałam całkiem smaczne jedzenie, a w dodatku miałam własną łazienkę, gdzie mogłam się umyć z tego brudu, który tak długo na mnie był i pierwszy raz w życiu czerpałam z głupiego prysznica tak wielką uciechę. Nosiłam ciuchy Thiago, które mi przynosił. Były na mnie za duże, ale to mi nie przeszkadzało, bo miałam ważniejsze rzeczy na głowie.
Zastanawiałam się dlaczego tak mnie tutaj traktują. Dlaczego Thiago jest taki miły i przyjaźnie nastawiony, ale odpowiedź nasuwała się sama i była prosta.
Byłam kartą przetargową.
William musiał mieć pewność, że traktują mnie tu przyzwoicie by być bardziej zgodny do współpracy. Miał on tylko jeden czuły punkt i byłam nim ja. To faktycznie mądre z ich strony zagranie, bo ja również byłabym skłonna do wszystkiego by tylko znów go zobaczyć. Wiem, że on również tak działał.
Myślałam dużo o Hurricane, bo trochę czasu minęło, więc większość już pewnie przyzwyczaiła się do faktu, że nie żyję. Na samą myśl o tym czułam falę otępienia. To był absurd. Jeden wielki absurd, na który poniekąd zasłużyłam. Okłamywałam ich wszystkich więc zasługiwałam teraz na ślęczenie w centrum Minnesoty z dala od nich. I tak byłam niebezpieczna. Prędzej czy później by się ode mnie odwrócili, gdyby dowiedzieli się, że wróciłam do Williama.
Co prawda Max tego nie zrobił i trochę obawiałam się jak radzi sobie teraz.
Czy opowiedział z Jackiem reszcie całą prawdę?
Czy jeszcze bardziej mnie przez to nienawidzą?
Prawdopodobnie już nigdy nie dowiem się prawdy. Bolał mnie też fakt, że moja rodzina nie miała żadnego pojęcia o niczym. Na pierwszy rzut oka wydawałam się zwykłą, uprzejmą i uroczą dziewczyną z małego miasteczka, ale teraz wyszła ze mnie ta druga strona, której ja nawet już nie starałam się ukrywać. Nie mogłam udawać, że jej nie ma, bo już dawno stałam się przestępcą i kłamcą.
Westchnęłam, obracając się na drugi bok i jak na wyczucie wtedy do pokoju wszedł wiecznie szczęśliwy Thiago. Trzymał w ręce jakiś talerz z czymś na kolacje, a pod pachą miał dostawę nowych ciuchów. Nawet teraz miałam na sobie jego białą bluzę, której kaptur założyłam na głowę i czarne dresowe spodenki, które luźno sięgały mi kolan. Z pewnością wyglądałam żałośnie, ale nauczyłam się to ignorować.
– Co tam u mojej kochanej ślicznotki? – zagadnął i uroczo przekrzywił głowę. Już zdążyłam się przyzwyczaić do tego jak sobie ubzdurał by mnie nazywać.
Nie brałam tego jako flirt tylko jako głupotkę. Poza tym nawet jeżeli by ze mną flirtował to bym tego nie odwzajemniła. Fakt, był bardzo czarujący, szarmancki i przystojny, w dodatku maksymalnie śmieszny i z pewnością dogadał by się z Michaelem, ale ja nie byłam zainteresowana innymi facetami, gdy właśnie jeden pracował na to by nas stąd wyciągnąć.
CZYTASZ
LIE 3
FanfictionTrzecia cześć trylogii LIE Zdjęcie z okładki nie jest moje, a z pinteresta Melokoii! Miłego czytania! Hyacinthia_