11.

123 13 6
                                    

Kocham ten rozdział!
Cieszę się, że ogólnie wam się podoba i życzę miłego czytania!
Koniecznie dajcie znać co myślicie pod koniec!
Hyacinthia_
***

Ellie

Kolejny tydzień ciągnął się w nieskończoność. Ta powtarzająca się rutyna powoli mnie dobijała. Zwykłam przez ostatnie lata do robienia różnych rzeczy w kółko, a teraz byłam skazana na te cztery ściany i obracanie się z jednego boku na drugi. Jedynym umileniem dla takich dni były kilkukrotne odwiedziny blondyna, który co jakiś czas do mnie zerkał, gdy sam miał na to czas.

Poniekąd go polubiłam, ale wciąż miałam oczy dookoła głowy, gdyby szykował się tu jakiś cwany podstęp. Nie miałam zamiaru się do niego przywiązywać i byłam gotowa się go wyrzec jakby ktoś chciał wykorzystać naszą bliższą relacje.

Dużo rozmawialiśmy i to na różne niezobowiązujące tematy. Dogadywaliśmy się, a czasami miałam wrażenie, że znam go od lat. To dosyć dziwne przeczucie, a nawet przed snem zastanawiałam się czy to aby napewno zdrowe by zaprzyjaźniać się z własnym porywaczem. Czytałam kiedyś o syndromie sztokholmskim, ale teraz nie czułam się w ten sposób. Thiago był po prostu miły i zdecydowanie nie pasował do tej całej otoczki porywaczy. Był tu dlatego, że chciał ratować swoją rodzinę i kobietę, do której prawdopodobnie nadal skrywał uczucie.

Dobrze wiedziałam, że nie każdy przestępca musi być zły. Niektórzy robią to by przetrwać lub uratować innych albo niektórzy byli tacy jak ja, którzy stali się przestępcami by iść drogą, która prowadzi do szczęścia.

Narazie nie było zbytnio szczęśliwie, ale teraz o tym nie myślałam. Byłam maksymalnie podekscytowana, bo wreszcie po trzytygodniowym milczeniu wyszłam z tego przeklętego pokoju.

Miałam właśnie go zobaczyć. Po tak długiej przerwie. Mojego Williama, którego wygląd już powoli zacierał mi się w umyśle, a szczerze nienawidziłam tego uczucia. Przeżywałam to przez pięć lat i nie miałam ochoty na powtórkę.

Dlatego gdy Thiago wreszcie mi to oznajmił niemal go udusiłam z podekscytowania. Przez tygodnie się zamartwiałam i przeżywałam. Oczywiście, Thiago zapewniał mnie, że miał zapewnionego lekarza i swój własny pokój, ale wciąż pozostawałam sceptycznie nastawiona. Zastanawiałam się czy on również ma takie podejście co do mojego pobytu. Czy obwinia siebie o to, że mnie to spotkało? Pewnie tak. W końcu to William, który ma jakąś chorą obsesje na punkcie tego, że jest dla mnie niewystarczający. Nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo się myli.

Kierowałam się właśnie z blondynem przez długi korytarz. Długo się zastanawiałam gdzie tak właściwie się znajdujemy, bo oprócz tego, że to Minnesota to nic innego nie udało mi się wychwycić. Zza okna widzę tylko kawałek jakiegoś miasteczka w oddali, więc najwidoczniej ten budynek jest nieco oddalony od Saint Paul.

Mój kolejny natłok myśli przerwał rozbawiony głos Thiago.

– Tylko błagam nie rzucaj mu się na szyje i nie całujcie się jak papużki nierozłączki, bo przysięgam, że tam zwymiotuje. – oznajmił, a ja parsknęłam śmiechem.

– Specjalnie tak zrobię – mruknęłam, a on przewrócił oczami.

Stres rosnął, a włochata gula ciążyła mi w gardle i nawet nie potrafię wytłumaczyć dlaczego ręce mi się trzęsły. Widok go po tylu dniach będzie na pewno czymś, co sprawi, że przez jakiś czas poczuje się normalnie. Jego bliskość zawsze zmieniała mój pogląd na sytuacje i miałam nadzieje, że teraz również tak będzie.

Jednocześnie trochę się obawiałam, bo William miewa swoje humorki. Co jeżeli wszystko sobie przemyślał i już nie chcę bym mu towarzyszyła? Nie, nie zrobiłby tego. Ale..

LIE 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz