30. Moje życie

17 0 0
                                    

Perspektywa Lei.

Chciało mi się niemiłosiernie płakać. Ta suka właśnie zabiła Rayana na moich oczach. Kurwa, ona go zabiła...

Automatycznie moje nogi się zgięły i upadłam na kolana, obok ciała chłopaka, który był moim całym życiem.

- Nie! Błagam nie! - krzyczałam, rękami opierając się o tors szatyna. - Rayan... Błagam ty musisz żyć.

Łkałam w jego martwe ciało nie widząc już świata naokoło.

- On już nie wstanie ty głupia szmato. - jej głos słyszałam jak za szkłem. Był stłumiony, a sens jej zdań nie dochodził do mnie. Byłam tak strasznie otępiała i skupiona tylko na chłopaku.

- Rayan błagam... Wstań, odezwij się, porusz... COKOLWIEK. - Tak bardzo chciałam, aby to co przed chwilą widziałam nie było prawdą... - Rayan kurwa! Ja cię kocham!

- Bla bla bla. Dosyć już tego, teraz na ciebie pora.

Perspektywa Rayana.

-Rayan kurwa! Ja cię kocham! - słyszałem jak otumaniony słowa dziewczyny. Chciałem się poruszyć. Lecz nie mogłem. Chciałem jej też odpowiedzieć, że ją kocham. Niestety nie mogłem.

- Bla bla bla. Dosyć już tego, teraz na ciebie pora.

Gdy usłyszałem głos tej wariatki, która właśnie wymierza karę na tę niewinną dziewczynę, którą przyżekłem sobie strzec.

Coś przestało mnie blokować. Chwyciłem sztylet który miałem przy pasku i gdy dziewczyna chciała zadać śmiertelny cios Lei. Ja wbiłem go prosto w jej krtań. Następnie pamiętam tylko szum i czerń, którą zaszły moje oczy.

Perspektywa Lei.

*3 godziny później*

- kiedy on się wybudzi? Czy on w ogóle się wybudzi??? - krążyłam po jednym z pokoi szpitalnych, co chwilę zadając jakieś pytania.

- Spokojnie Lea, to Rayan, wybudzi się. Go się nie da tak łatwo pozbyć. - Słyszałam kojący głos Laury, która chciała mnie uspokoić.

- A jeśli? - chciałam zadać jeszcze kolejne pytania, lecz usłyszałam, jak chłopak delikatnie poruszył się na łóżku. Praktycznie odrazu znalazłam się obok.

- Gdzie... Gdzie ja jestem? - zapytał chłopak, a mi kamień spadł z serca. Żył.

- W szpitalu. Nieźle cię poturbowała ta wariatka. Na szczęście już nie żyje. Masz dobrego cela. - zaśmiał się Drake.

Chłopak spojrzał na mnie, następnie na reszte.

- Możecie zostawić nas samych? - powiedział, a reszta praktyznie odrazu wyszła z sali.

Spojrzałam na niego zdezorintowana, a ten tylko się uśmiechnął.

- Też cię kocham - powiedział to i automatycznie wpił się w moje usta.

*Kilka miesięcy później*

- Idziesz już czy mamy się spóźnić?

- Już ide, ide. Nie gorączkuj się. - powiedziałam, nastepnie wyszłam z łazienki i skierowałam się do wyjścia. - Mamy jeszcze dużo czasu.

- Ale wiesz dobrze, że ja lubie być przed czasem. - powiedział zadziornie chłopak i dał mi buziaka w czoło.

- Dobrze dobrze, już możemy wychodzić. - chwyciłam go za rękę i wyszliśmy z mieszkania.

Po jakiś 20 minutach byliśmy już na plaży, gdzie czekali już nasi przyjaciele.

- Jeśli nie macie alkoholu to tu nawet nie podchodźcie! - krzyknął Drake z oddali przytulając Laurę. Tak słodko razem wyglądali, pasowali do siebie idealnie.

- Mamy mamy! - odkrzyknął Rayan wyciągając w górę rękę w której trzymał trzy wódki.

Usiedliśmy koło reszty, a szatyn objął mnie ręką w pasie. W tamtym momencie poczułam, iż nic więcej od życia nie oczekuję. Była najszczęśliwszą osobą na świecie, a moje życie siedziało bezpiecznie kołomnie i bawiło się moimi włosami.

KONIEC.

Dziękuję każdemy, kto przyczytał moja książke od początku do końca.

Miasto NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz