Jane przyjęła kilka banknotów z należną kwotą za zamówienie klienta. Schowała papierki do kasy i pożegnała mężczyznę w skórzanej kurtce, swoim firmowym uśmiechem numer cztery. Wychyliła się zza lady, aby sprawdzić godzinę na starym ściennym zegarze. Odetchnęła w duchu, gdyż czas jej pracy dobiegł końca, a ona z przyjemnością mogła pozbyć się uniformu. Odgarnęła z twarzy kilka blond kosmyków, które wysunęły się z upięcia i poszła na zaplecze. Nóg prawie nie czuła, a jej żółta koszulka z kieszonką i logiem baru na piersi, prosiła się o wizytę w pralce, razem z czerwoną spódniczką, która zyskała kilka nowych plam. Niedziele zawsze przyprowadzały głodnych klientów do drzwi The Chups, bo rodzinny pakiet obiadowy za dziesięć dolców skusiłby nawet milionera. Cały personel miał wtedy pełne ręce roboty, a panna Brumby już nie musiała się martwić przyjmowaniem zamówień i złością klientów na długi czas oczekiwania jedzenia.
Jane chwyciła swoją prostą, materiałową torbę i ruszyła w stronę tylnych drzwi. Będąc w połowie drogi, usłyszała za swoimi plecami szorstki głos, którego miała nadzieję, że nie usłyszy już tego dnia.
- A ty dokąd? - zawołał mężczyzna.
Blondynka policzyła w duchu do trzech i tak, jak to robiła wielokrotnie, nałożyła na twarz uprzejmą maskę. Odwróciła się na spotkanie niezadowolonej miny szefa.
- Skończyłam już swoją zmianę i właśnie idę do domu. - Poprawiła ramiączko torby i nieświadomie zacisnęła na nim dłoń.
Alister zaśmiał się sarkastycznie, a jego wystający brzuch zatrząsł się od tego obrzydliwego rechotu. Powoli podszedł do Jane, pocierając dłonią swoją siwą, zapuszczoną brodę, a okruszki ciastek spadły mu z niej na kołnierz koszuli.
- Nie przypominam sobie, żebyś w grafiku miała wpisane wcześniejsze wyjście. Jeśli liczyłaś na to, że wymkniesz się z roboty, to się przeliczyłaś, złociutka.
Kelnerka zacisnęła zęby tak mocno, że o mało nie złamała jednego z nich. Miała wielką ochotę rzucić mu w twarz grafikiem i pokazać, jak idiocie, że zamieniła się z Kelly. Nie tylko z tego powodu chciała go uderzyć. Panna Brumby była ostatnią osobą na świecie, która z własnej wygody wymknęłaby się z pracy. Liczyła i odkładała każdego dolara, aby kiedyś wyjść spod kreski finansowej, więc zawsze pracowała do ostatniego klienta.
Jak na ironię wcześniejszy powód jej wyjścia był związany z kolejną pracą.
- Żółty zeszyt, po lewej stronie pana biurka, strona czwarta i piąta kolumna. - Obdarzyła mężczyznę pustym, obojętnym spojrzeniem, ukrywając pod tym irytację i cofnęła się o dwa kroki. - Jeśli to nie wystarczy, to proszę zapytać Kelly, z którą się zamieniłam.
Nastała cisza, podczas której pięćdziesięciolatek intensywnie myślał nad tym, co przekazała mu jego pracownica. Mina Jane nie pokazywała żadnych emocji. Stała i czekała aż, w końcu wyrwie się z miejsca, od którego cała śmierdziała spalonym olejem, burgerami i shake'iem truskawkowym, który kilka godzin wcześniej wylało obok niej dziecko.
Zmarszczone brwi i usta zaciśnięte w wąską kreskę, były oznaką niezadowolenia pracodawcy. Mecz Rocksów trwał w najlepsze, a on stał przed jakąś smarkulą i patrzył na jej drobną posturę. W końcu machnął ręką, a Brumby odliczała już sekundy do spotkania ze świeżym powietrzem.
- Odrobisz to i jeszcze wpisze ci dodatkową zmianę, żebyś następnym razem dwa razy się zastanowiła nad tym, czy warto wcześniej wychodzić z pracy.
Kiwnęła głową i bez słowa udała się w dalszą drogę. Uznała, że kłótnia w niczym by nie pomogła, więc zaakceptowała wymysł szefa, choć przyszło jej to z trudem. Kiedy pchnęła czarne drzwi i wyszła na zewnątrz, miała ochotę podziękować komuś na górze, że na kilka następnych godzin zapomni o tym miejscu. W drodze do auta zastanowiła się, kiedy przypadnie jej nieplanowana zmiana. Wiedziała, że grafik miała już bardzo napięty i zapewne tak, jak już to bywało, odbije się to na ilości snu.

CZYTASZ
DELIVERY
RomanceJane Brumby nie można zarzucić lenistwa. Młoda studentka architektury pracuje na dwa etaty, aby wspomóc babcię i spłacić długi brata. Derek Brumby chcąc dołożyć się do niewielkiego domowego budżetu, wplątał się w nieodpowiednie towarzystwo, przez kt...