Dwa miesiące później.
Ruch w kwiaciarni tego dnia nie był duży, a oprócz kilku klientów Jane miała dużo czasu na myślenie.
Ciepły uśmiech pojawił się na jej ustach, gdy przypomniała sobie o tym, ile zmieniło się w jej życiu od chwili, kiedy udało jej się uwolnić od potwora z dzieciństwa. Częściej się śmiała, uśmiechała i zdecydowanie była bardziej rozmowna. Ivan wiedział o tym najlepiej, bo trudno byłoby mu zliczyć nieprzespane noce, które spędzili na rozmowach. Niektóre z nich były zupełnie o niczym, inne o nich samych, a jeszcze inne były trudne i bolesne, ale ta najboleśniejsza i najgorsza rozmowa nadal była przed nimi.
Jane czekała na znak od wujka Scarlett, który wyraźnie oznajmi, że policjant Evans już nikomu nie zagraża. Podobno na światło dzienne wychodzą nowe brudne sprawy z jego nazwiskiem, dlatego tyle to trwa. Ivan natomiast z dnia na dzień obiecywał sobie, że w końcu wyłoży przed panną Brumby wszystkie swoje karty i kiedy patrzył jej w oczy i miał odpowiednie słowa na języku, rezygnował. Przeklinał się za to i wyzywał od najgorszych tchórzy, ale strach miażdżył mu tchawicę i płuca.
Jeszcze nigdy przed nikim tak bardzo się nie bał. A przecież wiedział, jak smakuje strach. Jane tchnęła w niego życie, które myślał, że stracił. Żyje dzięki niej i dzięki niej znów oddycha tak jak ten mały chłopiec z ogrodu różanego swojej matki. Nie chciał znów wracać w mrok, bo wiedział, że już nigdy z niego nie wyjdzie, a gdy Jane pozna prawdę, tak właśnie będzie. Nawet jeśli myślał, że ona to zaakceptuje, to Henderson wiedział, że takiego potwora, jak on nie da się zaakceptować.
Uczucia tętniły w ich oczach i wibrowały na ciałach, ale usta dalej milczały pod kluczem prawdy.
Jane nucąc sobie pod nosem, przyniosła z zaplecza świeże róże w kolorze łososiowym i uzupełniła braki w wazonie. Zrobiła tak jeszcze z kilkoma innymi kwiatami, aż dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami, oznajmił jej, że przyszedł nowy klient.
Odwróciła się przez ramię, a uśmiech spełzł z jej twarzy.
- Kevin - mruknęła cicho, patrząc na zbliżającego się w jej stronę mężczyznę.
Blondynka szybko znalazła się za ladą, aby stworzyć sobie bezpieczną przestrzeń.
- Po co przyszedłeś, bo na pewno nie po kwiaty - zaczęła bez przywitania, brunet spiorunował ją wzrokiem.
- Nie interesują mnie twoje badyle, a mój kuzyn, którego owinęłaś sobie wokół palca.
- Ivan sam potrafi mówić i myśleć, więc jeśli masz sprawę do niego, to nie wiem, czemu ze mną rozmawiasz.
- Bo mój głupi kuzyn mnie nie słucha, a ciebie już tak, a tak się składa, że sprawa jest ważna, więc dobrze by było, gdybyś pomogła.
- Po pierwsze. - Wysunęła z pięści wskazujący palec. - Nazwij jeszcze raz Ivana głupim, to wbije ci sekator między oczy. Po drugie - dołożyła środkowy palec - Jeśli Ivan naprawdę się na coś nie zgadza, to dlaczego mam podważać jego zdanie, bo ty tak chcesz? Po trzecie nawet nie poprosiłeś mnie o pomoc, a ja nie wykonuje żądań. Po czwarte...
- Chodzi o jebany bankiet - wszedł jej w zdanie, czym wywołał zaskoczenie na jej twarzy. - Organizujemy go co rok. Ivan przejął wszystko po ojcu, w tym także obowiązkowe uczestnictwo na bankiecie, które wydaje się z okazji urodzin głowy rodziny. I nigdy nie było z tym problemu, bo zawsze na nim był, a w tym roku ma to w dupie.
Jane gapiła się na mężczyznę, nie wiedząc, co ma myśleć. Powiedzieć, że była zaskoczona to jak nic nie powiedzieć.
- Kiedy ma odbyć się ten bankiet? - zapytała.

CZYTASZ
DELIVERY
RomanceJane Brumby nie można zarzucić lenistwa. Młoda studentka architektury pracuje na dwa etaty, aby wspomóc babcię i spłacić długi brata. Derek Brumby chcąc dołożyć się do niewielkiego domowego budżetu, wplątał się w nieodpowiednie towarzystwo, przez kt...