Zanim zaczniecie czytać rozdział, najpierw małe ogłoszenie. Rozdział jest dość długi, bo ma około 13k. Wiem, że nie przepadacie za tak długimi rozdziałami, ale długo biłam się z myślami, czy rozbić go na dwie części. Nie zrobiłam tego ze względu na wydarzenia w nim zawarte. Jeśli bym go podzieliła, to ciąg wydarzeń nie miałby już w sobie takiego przekazu. Mam nadzieję, że po przeczytaniu zrozumiecie moją decyzję i będziecie się dobrze bawić podczas czytania.
Wasza A.
********
Jane nie mogła zrozumieć dlaczego ludzie, których mijała po drodze, wyglądali na szczęśliwych. Gdyby miała siłę wyciągnąć kartkę i długopis z torby, wypisałaby na niej wszystkie powody, dla których nie powinni być tacy radośni. Z pewnością na jednym arkuszu by się nie skończyło.
Pierwszym powodem był poniedziałek. Nikt go nie lubił.
Drugim była godzina: siódma rano. Aby zdążyć na ósmą, przedzierając się przez poranne korki, musiały ze Scarlett wyjechać z mieszkania godzinę przed zajęciami.
Powód numer trzy to pogoda która, w przeciwieństwie do nastroju panny Brumby, mogła dawać radość. Przez chwilę zastanawiała się nad tym punktem, poprawiając na nosie okulary przeciwsłoneczne. Nie założyła ich, aby ochronić oczy przed słońcem, ale jako przykrywkę, żeby je ukryć – przekrwione i podpuchnięte od całonocnego płaczu. Pomyślała, że ten punkt mogłaby skreślić, ale zmięła koniec rękawa długiej bluzki i przypomniała sobie, że będzie musiała kisić się w pełnym ubraniu w taki ciepły dzień. Niestety, było to konieczne. Ostatnim, na co Jane miała ochotę, było wysłuchiwanie pytań o siniaki na rękach, dlatego dla świętego spokoju zdecydowała się je zakryć. Rano odkryła też fioletowy wykwit w okolicach żuchwy, więc nałożyła dwie warstwy podkładu. Zakryła wszystko, co mogło zdradzić stan, w jakim było jej ciało.
Ran wewnątrz nie dało się niczym zakamuflować. Nawet rano przed lustrem sprawdzała, czy maska ,,Tak, wszystko u mnie okej, po prostu się nie wyspałam" trzymała się mocno na swoim miejscu.
Wzdrygnęła się, gdy poczuła dotyk na kolanie, ale szybko się rozluźniła, bo współlokatorka nigdy nie wyrządziłaby jej krzywdy.
– Jane? Jane, wszystko gra? – zapytała przestraszona Scarlett. Zacisnęła dłonie na kierownicy Tony'ego i z niepokojem zerknęła na blondynkę, kiedy przyjaciółka długo pozostawała w bezruchu.
– Jest dobrze, Scar. Chcę mi się cholernie spać – zapewniła pasażerka i włożyła rękę do torby, aby odnaleźć w niej miętówki. Rano wcisnęła w siebie tylko banana, bo żółć ponownie była blisko jej gardła. Postanowiła, że po powrocie do domu wmusi w siebie większy posiłek. Musiała jeść, aby mieć siłę funkcjonować, nawet jeśli wydarzenia z wczoraj sprawiały, że miała ochotę tylko wymiotować.
Jane wrzuciła jedną pastylkę do ust, a drugą podała swojemu kierowcy.
– Martwię się o ciebie, wiesz? Żałuję, że za późno dotarłam na miejsce tej awantury. Ciebie już tam nie było, a twój ojciec płaszczył się przed jakimś typem. Dziewczyny mi powiedziały, co ten gnój ci zrobił na oczach tych wszystkich ludzi i nawet nie masz pojęcia, jak chciałam mu rozkwasić mordę o parkiet.
– Tylko byś sobie narobiła kłopotów. Nie pierwszy raz ojciec traktuje mnie jak śmiecia i choć to boli, ten człowiek mnie nie interesuje. Więc odpuść, bo szkoda urody na złość, no nie? – rzuciła ulubionym powiedzeniem swojej babci, które skutecznie rozładowało napięcie.

CZYTASZ
DELIVERY
RomanceJane Brumby nie można zarzucić lenistwa. Młoda studentka architektury pracuje na dwa etaty, aby wspomóc babcię i spłacić długi brata. Derek Brumby chcąc dołożyć się do niewielkiego domowego budżetu, wplątał się w nieodpowiednie towarzystwo, przez kt...