Czas.
Czym tak naprawdę jest dla człowieka czas?
Mówi się, że gdy przychodzimy na świat, mamy go nieskończenie wiele. W końcu ktoś musi przeżyć dzieciństwo, pierwszą miłość, szkołę i dorosłe życie, które pochłania więcej czasu, niż myślimy. Biegniemy i biegniemy, nawet na sekundę nie oglądając się za siebie, bo przecież wiemy, że czasu mamy tak wiele, że nigdy nam go nie zabraknie.
Ale przychodzi taki moment, w którym zderzamy się ze ścianą.
Oszołomieni i wystraszeni próbujemy zrozumieć, dlaczego już nie biegniemy. I nagle ta ściana staje się ludzkim końcem, za którą nie ma już nic. Żadnej sekundy, minuty ani godziny. To, co zawsze widzieliśmy przed sobą, do czego dążyliśmy, przestało mieć znaczenie.
Czas, który nigdy nie wróci i nie będzie płynął dalej.
Dla tej jednej osoby już nigdy nie popłynie, a człowiek w żałobie może tylko wspominać ten, który nigdy nie wróci.
Bo tym właśnie jest czas.
Metką z nieznaną datą ważności.
- Jane.
Niezbyt delikatne szturchnięcie wyrwało Jane z zamyślenia i zanim spojrzała na przyjaciółkę, zamrugała oczami, które ją zapiekły. Zmarszczyła brwi, przyglądając się zmartwionej twarzy usianej piegami.
W oczach Scarlett Brumby wyglądała tak, jakby nie wiedziała, co się wokół niej działo, dlatego delikatnie skinęła głową na mężczyznę w czarnym garniturze przed biurkiem i otworzyła usta.
- Pan chciałby wiedzieć, czy już się na którąś zdecydowałaś.
- Na którą co? - zapytała Jane, przelotnie zerkając na nieznajomego, a potem na Dobrev.
- Na trumnę, Jane - odpowiedziała spokojnie i złapała przyjaciółkę za lodowatą dłoń.
Ciężar słów przygniótł Brumby tak mocno, że przymknęła powieki, aby ukryć pod nimi ból, który tętnił w jej oczach. Na chwilę zagłuszyła swoją agonię wyrzutami sumienia, bo powinna była słuchać i odpowiadać, a zachowywała się jak światowej klasy ignorantka.
Od czasu, kiedy odzyskała przytomność na lotnisku, mało co do niej dochodziło. Nie słyszała rozemocjonowanych głosów, słów ani dźwięków miejskiego gwaru. Była w niej cisza, przez którą udało się przedrzeć słowom, które tamtego dnia usłyszała w słuchawce telefonu. Dzień i noc słyszała je głośno i wyraźnie. Zbyt głośno.
Skrzep. Tętnica płucna. Zator. Zgon.
Może i Jane nie rozumiała medycznych terminów, ale to jedno słowo zawsze sprawiało, że przechodziły ją dreszcze, a włosy stawały dęba.
Zgon.
Otworzyła oczy, wiedząc, że nie mogła odwlekać tego w nieskończoność. Odchrząknęła i wyprostowała plecy, skupiając się w pełni na pracowniku domu pogrzebowego.
- Przepraszam - zaczęła ze skruchą. - Mógłby pan powtórzyć, jeśli to nie problem?
- Naturalnie. - Skinął głową, łącząc palce w piramidę, którą oparł o biurko. - Zatrzymaliśmy się przy wyborze trumny, a w naszej ofercie mamy do zaoferowania te wykonane z ekskluzywnego gatunku drewna: mahoniu, wiśni, orzecha, dębu i klonu. Oczywiście mamy również nieco tańsze rozwiązanie. Trumny z drewna mieszanego cieszą się sporym zainteresowaniem i oprócz dobrej ceny ciągle posiadają elegancki wygląd. W katalogu może pani wybrać odpowiedni model, a wtedy my się wszystkim zajmiemy.
Dopiero gdy mężczyzna wspomniał o katalogu, Jane zwróciła uwagę na to, że tuż przed jej nosem, leżała na biurku wspomniana gazetka. Pochyliła się i powoli przewracała stronę za stroną, szukając tej, która będzie odpowiednia.
CZYTASZ
DELIVERY
RomanceJane Brumby nie można zarzucić lenistwa. Młoda studentka architektury pracuje na dwa etaty, aby wspomóc babcię i spłacić długi brata. Derek Brumby chcąc dołożyć się do niewielkiego domowego budżetu, wplątał się w nieodpowiednie towarzystwo, przez kt...