ROZDZIAŁ 18

798 39 14
                                    


Odgłos tłuczonego szkła wybudził Jane ze snu. Dziewczyna przetarła oczy i chwyciła leżący na nocnej szafce telefon. Budzik miał zadzwonić dopiero za pół godziny, ale dźwięki pochodzące zza ściany nie pozwoliłyby jej ponownie zasnąć. Sypialnia przylegała do gabinetu mężczyzny. Teraz dobiegł stamtąd przytłumiony krzyk.

Brumby zwlekła się z łóżka, czując na sercu ciężar, który nie opuszczał jej od momentu rozmowy z policjantem. Domyślała się, że powód złości współlokatora mógł mieć coś wspólnego z jej planem, więc czarne myśli wypełniły jej umysł.

Jeśli mężczyzna pojawił się tam, gdzie kazała mu w podrzuconej kartce, Jane bała się tego, co jeszcze odkryje.

Wyszła z pokoju. Przystanęła pod drzwiami Hendersona i przysłuchiwała się temu, co wychodziło z jego ust.

- Nie wiem, kurwa. Nikogo tam nie było.

Po plecach dziewczyny przeszedł zimny dreszcz.

- Wszystko sprawdziliśmy, więc nawet mnie nie wkurwiaj - zapadła krótka cisza, a po niej Jane usłyszała głośne prychnięcie. - To nie była ona, Kevin. Tłumaczyłem ci już, że Jane jest nieszkodliwa i nie ma, kurwa, żadnych złych zamiarów. Za kogo ty ją masz, co?

Brumby wytrzeszczyła oczy, a żołądek boleśnie zwinął się supeł. Jej imię w ustach Ivana zadziałało na nią jak bicz.

- Skończ już z tym dziedzictwem i daj mi ogarnąć ten bajzel. Ostatni raz powtarzam, żebyś przestał obrażać Jane. Obiecałem ci za to przypierdolić, więc mnie, kurwa, nie testuj.

Zanim Jane zdążyła to przemyśleć, jej dłoń zwinęła się w pięść i trzy razy zastukała w drewno. Przełknęła gulę w gardle i nacisnęła klamkę, by otworzyć drzwi.

- Później pogadamy - rzucił Ivan do telefonu, po czym urwał połączenie.

Jego postawa emanowała czymś wrogim i niebezpiecznym. Nawet jeśli przy współlokatorce się uspokajał, zdążyła dostrzec to, co próbował przed nią ukryć.

Wolnym krokiem podszedł do biurka i opadł na fotel, przecierając twarz. Po dresowych spodniach i luźnej koszulce nie było już śladu. Wrócił poważny biznesmen w garniturze.

- Co się stało? Obudziłem cię? - Zapytał, gdy objęła się ramionami, podchodząc do biurka.

- Nie, i tak zaraz miał zadzwonić budzik - rzuciła nieśmiało. - Słyszałam krzyki i jakiś trzask, więc... Przyszłam sprawdzić, czy nic ci nie jest.

Wzrok mężczyzny wylądował na odłamkach szkła, które walało się po podłodze przy drzwiach.

- Nie powinnaś przychodzić tutaj boso. Nie zraniłaś się?

Łagodny ton jego głosu absolutnie nie pasował do tego, co Jane słyszała jeszcze przed chwilą.

- Nic mi nie jest. Chciałam sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku, ale widzę, że jednak nie.

Głośne westchnienie opuściło usta Ivana. Wyglądał na zmęczonego, jakby nie spał przez całą noc. Roztrzepane włosy, podkrążone oczy i blada skóra świadczyły o tym, że tej nocy na pewno nie spędził w łóżku.

- Doszło do włamania do mojej restauracji przy porcie i całą noc nie było mnie w domu.

- Jak to: włamanie? - Zapytała oniemiała Jane. - Restauracja?

- Nie mówiłem ci o niej, bo nie było okazji, ale restauracja Pier 23 należy do mnie. Ktoś wybił szyby w oknach, splądrował lokal i zabrał pieniądze.

DELIVERYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz