Nastał weekend, a wraz z nim dzień, w którym Ivan miał wywiązać się ze swojej części zakładu. Od kilku minut w aucie panowała głucha cisza. Jane przez cały czas obserwowała współlokatora, czując małe wyrzuty sumienia. Jak na dłoni było widać, że biznesmenowi ciężko rozstać się z samochodem.
- Będzie mi go brakowało - powiedział, przerywając ciążącą ciszę. Przejechał dłonią po kierownicy, a widok oplatającego jego nadgarstek zegarka sprawił, że Jane na kilka sekund zamarła.
Może i biżuteria na nadgarstku Hendersona była nieszkodliwa i zupełnie niewinna, ale ta, która leżała w San Francisco, pod ubraniami w szafie blondynki, wywoływała na jej ciele dreszcze i sprawiała, że treść żołądka znajdowała się niebezpiecznie blisko migdałków. Minęło kilka dni od spotkania z policjantem, a ona nadal nie odważyła się zrobić tego, co kazał jej Evans. Strach przed nieznanym paraliżował najmniejsze zakończenia nerwowe w ciele studentki.
Jane odwróciła wzrok od błyskotki i zwróciła głowę w prawo, skupiając uwagę na domu babci Abigail. Chciała cieszyć się z tej wizyty, dlatego wszystkie myśli o niebezpiecznym zegarku i reakcji Ivana zamknęła za drzwiami swojego umysłu.
- Może wymyślę coś innego, żebyś nie musiał oddawać tego samochodu? - Zaoferowała Brumby, zerkając na mężczyznę, który przyglądał się wnikliwie wnętrzu auta, jakby chciał zapamiętać nawet najdrobniejszy szczegół. - Kiedy się zakładaliśmy, byłam pod wpływem silnych emocji i chciałam ci dopiec, ale teraz widzę, że przesadziłam.
- Umowa, to umowa, i jeśli zgodziłem się na postawione warunki, to nie będę ich kwestionował, nawet jeśli muszę rozstać się z czymś, co towarzyszyło mi od lat.
- Idę ci na rękę, a ty z tego rezygnujesz? - Zapytała dziewczyna, patrząc w oczy kierowcy. W jego tęczówkach błyszczało zdecydowanie i determinacja, więc Jane nie widziała sensu, aby dalej przekonywać mężczyznę.
- Jestem słownym człowiekiem, mon chérie - rzucił zaczepnie, unosząc dłoń do kobiecego policzka, aby odgarnąć pukiel włosów zasłaniających oko. - Ale każda zasada może mieć pewne wyjątki.
- Jakie? - Zapytała zaciekawiona.
- Myślę, że już za długo tu siedzimy - oznajmił niespodziewanie, zmieniając temat. Mrugnął okiem do blondwłosej, która patrzyła na niego z wyraźnym zdezorientowaniem na twarzy. - Wychodzimy - rzucił krótko i wyciągnął kluczyki ze stacyjki, po czym chwycił za klamkę.
- Dupek - parsknęła kręcąc głową, gdy została sama.
Wiatr bawił się kolorowymi liśćmi leżącymi na chodniku, a jego chłód wdarł się pod poły płaszcza panny Brumby. Dziewczyna poprawiła szalik przy szyi, drżąc z zimna. Zacisnęła dłoń na rączce sportowej torby, patrząc, jak Ivan zamyka bagażnik, trzymając w ręce swoją torbę.
- Myślisz, że dzisiaj też trafimy w sam środek kłótni? - Zapytał Ivan, wyprzedzając Jane, aby otworzyć przed nią furtkę.
Brumby posłała mężczyźnie delikatny uśmiech, przypominając sobie ostatnią wizytę w rodzinnym domu. Nie potrafiła powstrzymać śmiechu.
- Może tak, a może nie. Z babcią i jej zgrają nigdy nic nie wiadomo. - Jane zatrzymała się, zerkając na Hendersona. - Wiesz, może jak ładnie poprosisz pana Herlinga, to pozwoli ci się przejechać ostatni raz tym kanarkiem?
- Nawet nadałaś mu imię - zauważył, wyginając usta w uśmiechu. - Chyba nie tylko ja się do niego przywiązałem. I pomyśleć, że jeszcze nie zrobiłem w nim wszystkiego, co teraz chodzi mi po głowie.
- A czego w nim jeszcze nie zrobiłeś? - Zapytała, przyglądając się mężczyźnie, gdy na jego ustach zatańczył cwany uśmieszek.
- Tego już się nie dowiemy - mruknął, przechodząc obok dziewczyny lekkim krokiem.
CZYTASZ
DELIVERY
RomanceJane Brumby nie można zarzucić lenistwa. Młoda studentka architektury pracuje na dwa etaty, aby wspomóc babcię i spłacić długi brata. Derek Brumby chcąc dołożyć się do niewielkiego domowego budżetu, wplątał się w nieodpowiednie towarzystwo, przez kt...