Natura kobiety była skłonna ukształtować wiele twarzy. Każda z nich opowiadała inną historię oraz przekazywała różny wachlarz emocji. Mogłaś być troskliwą mamą, która codziennie martwiła się o swoje pociechy. Mogłaś być silną i niezależną bizneswoman, która swoim uporem i determinacją osiągała każdy postawiony sobie cel. Mogłaś nosić na sobie mundur i z dumą oraz sercem na dłoni nieść pomoc poszkodowanym w wypadkach, bronić sprawiedliwości na ulicach i ratować koty z drzew. Niezależnie, jaką wersją kobiety byłaś, mogłaś nazywać siebie bohaterką. W końcu bohater nie zawsze musi nosić pelerynę i mieć niesamowite supermoce. Pod maskami, mundurami i słodkimi uśmiechami kryły się kobiety, które w ferworze codziennego życia zapominały o swoich atutach a pewność siebie, i wolność chowały pod workowatymi ubraniami, wstydem i kompleksami. W dobie internetu i przy popularności różnych mediów społecznościowych dużo łatwiej manipulować ludźmi. Spędzałyśmy kilka godzin na scrollowaniu pięknych, smukłych ciał, gładkich i nieskazitelnych cer oraz długich i lśniących włosów, a nasz mózg zapamiętywał ulepszone filtrami piękno. Potem stawałyśmy przed lustrem, patrząc na to, jak stworzyła nas natura. Widok, jaki miałyśmy przed sobą, był rozczarowujący.
Szkoda, że nie mam tak długich nóg, jak ona.
Ciekawe, co zażywa na tę cerę. Moja to totalna tragedia. Nic, tylko płakać.
Moje włosy są tak cienkie i kruche, że nigdy nie uda mi się ich zapuścić.
To bikini tak cudownie na niej leżało! Gdybym ja się w takim pokazała, to wyglądałabym jak baleron. Muszę w końcu zrzucić to dwanaście kilo.
Nigdy nie zrobię sobie takiego zdjęcia. Jak się tak obrócę, to widać mi wszystkie boczki. Dramat!
Czy tak musiała wyglądać rzeczywistość? Pełna niepewności i uprzedzeń, w połączeniu z obowiązkami, trzymała nas na ciemnym dnie i nie chciała puścić.
Okazało się, że istniała nadzieja na przełamanie konwenansów i pokazanie światu, że każde ciało może mieć swój głos. Wystarczyło tylko wejść do świata usłanego różnorodnymi strojami, brokatem, piórkami oraz występami na żywo, a po obejrzeniu jednego pokazu burleski wszystkie kompleksy lądowały w koszu, bo w tym świecie atutem było każde ciało i osobowość. Jeden numer karmił zmysły i poruszał wyobraźnię na tyle, że po wyjściu z klubu każda kobieta otrzymywała mały promyk wiary. Siła i moc budowała się za jego drzwiami, bo w świetle reflektorów i tańca ubranego w kolory, zdobywało się śmiałość i odkrywało nową wersję samej siebie.
Na mapie świata można było zaznaczyć kilkadziesiąt czerwonych kropek, pod którymi znajdowały się kluby poświęcone burlesce. Jeden z nich mieścił się w słonecznej Kalifornii, w hrabstwie Alameda, niedaleko Uniwersytetu Berkeley. W każdy piątek drzwi Mrs. Burlesque praktycznie się nie zamykały, a bilety wyprzedawały się jak świeże pieczywo. Właściciel lokalu nigdy nie narzekał na brak zainteresowania, ani tym bardziej gotówki. Sam Elish siedział w swoim ciemnym i ciasnym biurze, czekając, aż występy z tego wieczoru przyniosą mu zysk.
Wkroczenie do Mrs. Burlesque wiązało się z szykiem, elegancją i dobrą zabawą. Przypominało to trochę teatr. Gość zasiadał przy stoliku nakrytym czarnym obrusem, na którym jedynym dodatkiem była zapalona świeca, otulająca dominujące w wystroju czerń oraz czerwień. Widz rozglądał się wokół i podziwiał klimat tego miejsca. Elish zadbał o każdy szczegół. Dopilnował, aby parkiet był pokryty czerwoną wykładziną, krzesła wyglądały jak wyjęte prosto z francuskich salonów, a ściany były pokryte szkarłatnymi kotarami ze złotymi paskami i frędzlami na końcach. Wielkie płachty materiału miały imitować przedłużenie sceny, co w efekcie wizualnym sprawiało, że kurtyna otaczała całą salę. Centralnym punktem była scena, która zaopatrzona w mnóstwo świateł i efektów, wzbudzała największe zainteresowanie. Cała uwaga widzów skupiona była na wydarzeniach rozgrywających się na estradzie. Dwa wysokie, złocone kandelabry stały między podestem, ocieplając wnętrze. Za sprawą Lokiego - kuzyna menadżera i absolwenta szkoły muzycznej, schowany w ciemności czarny fortepian umilał czas między pokazami swoimi łagodnymi dźwiękami. Klub ociekał bogactwem i tajemnicą, ale w tym miejscu każdy gość miał poczuć się wyjątkowo i swobodnie. Tutaj można było uciec od realiów życia, nakarmić zmysły i pobudzić wyobraźnię. Ogromny, kryształowy żyrandol wisiał nad głowami gości, a jego maleńkie kryształki odbijały światło na wszystkie strony. Klimat Mrs. Burlesque domykała pokaźna i niebywale droga wisienka.

CZYTASZ
DELIVERY
RomanceJane Brumby nie można zarzucić lenistwa. Młoda studentka architektury pracuje na dwa etaty, aby wspomóc babcię i spłacić długi brata. Derek Brumby chcąc dołożyć się do niewielkiego domowego budżetu, wplątał się w nieodpowiednie towarzystwo, przez kt...