– Cholerne szpilki! – krzyknęłam, męcząc się z pieprzonym paskiem. Kiedy udało mi się zapiąć jeden, drugi sprawiał mi problem. – Nina! – zawołałam siostrę, aby łaskawie zeszła na dół i udzieliła mi przyjacielskiej przysługi.
Ta wkrótce pojawiła się w ciemnym korytarzu, przyglądając mi się z rozbawieniem. Wlepiłam w nią swoje wściekłe spojrzenie.
– Wyluzuj, złość piękności szkodzi – rzuciła, kręcąc głową. Tym samym zdenerwowała mnie jeszcze bardziej. – Poza tym chyba nie zamierzasz tak wyjść?
Po tych słowach wypuściłam ze świstem powietrze. Zaczęłam liczyć do dziesięciu, hamując się przed ewentualnym wybuchem. Nie chciałam wyładowywać się na Ninie, która mimo, że była wkurzająca, nie stanowiła głównej przyczyny mojego stanu.
W rzeczywistości byłam zła na siebie. Bo jak się okazało, wyszykowanie się na kolację z rodziną Seana nie zajęło mi dziesięciu minut, a dobre pół godziny. Problem zaczął się w momencie wyboru ubrań. Nie miałam pojęcia, czy powinnam założyć na siebie coś bardziej oficjalnego, czy może postawić na lekki strój codzienny. A kiedy spytałam o to Seana, odpisał jedynie, żebym ubrała coś znośnego. Czy on, przepraszam, sugerował, że kiedykolwiek ubieram się inaczej niż co najmniej znośnie?
Moją złość spotęgował również fakt robienia makijażu. Jak wszystko wychodziło w miarę dobrze, tak kreski wyglądały cały czas krzywo. Miałam wręcz ochotę wyrzucić eyeliner przez otwarte okno, jednak powstrzymałam się od tego niemal w ostatniej chwili. Ostatecznie podkreśliłam jedynie rzęsy tuszem, stwierdzając, że mam absolutnie gdzieś, co pomyśli rodzina Seana, nie mówiąc już o samym chłopaku.
– Co masz na myśli? – spytałam wkrótce. Nie byłam w stanie zrozumieć, co złego widzi w białej eleganckiej koszuli i czarnej spódnicy.
– Idziesz na mszę? – zagadnęła, a ja spojrzałam na nią z dezaprobatą. – Nie gadaj. Randka? – Wytrzeszczyła swoje ciemne tęczówki. Przetarłam twarz dłońmi, nie wierząc w tę sytuację.
Jednak z drugiej strony co mogłam odpowiedzieć. Idę na kolację do mojego chłopaka, którego notabene poznałam dwa dni temu na ognisku? Prędzej uwierzyłaby, że rzeczywiście postanowiłam wstąpić do zakonu niż w to, że jestem w związku. Udawanym, ale jednak.
– Coś w ten deseń – odparłam zdawkowo. – To jak, pomożesz mi z tym zapięciem?
Dziewczyna pochyliła się, sprawnie zapinając moją czarną szpilkę. Na szczęście obcas nie był wysoki, więc szanse na ewentualne zabicie się sięgały w porywach do kilku procent.
– Kim jest ten pechowiec? – spytała, a ja spięłam się, nie wiedząc co powinnam odpowiedzieć. – Jestem ciekawa komu powinnam współczuć.
– Nie znasz. – Machnęłam ręką.
– Założę się, że to ktoś z tej grupy, z którą widziałam cię na ognisku – powiedziała, a ja wstałam z pufy, aby sięgnąć po wiszącą na wieszaku torebkę. – Obstawiam, że w twoim typie najbardziej jest Timothy.
– Czekaj, znasz ich? – Zatrzymałam się w pół kroku.
– Co? – parsknęła, jakby nie zrozumiała mojego pytania. – Obiło mi się o uszy – odpowiedziała. – Podobno jeden z nich zabił jakieś dwie osoby.
Wbiłam w nią przestraszone spojrzenie. Przecież to, co mówiła nie było prawdą. A w zasadzie nie sądziłam, żeby mogło nią być. Mimo tego, poczułam jak przez moje ciało przechodzą ciarki. Co jeśli nie kłamała?
– Że co? – spytałam, mając nadzieję, że to tylko idiotyczny żart.
– Żartuję – parsknęła. – Ale miałaś minę.
CZYTASZ
Let's pretend it's love
Teen FictionElena Anderson to dziewczyna, która od zawsze wychowywała się w cieniu starszego rodzeństwa. Szczególnie, że w przeciwieństwie do charyzmatycznych bliźniaków i ustatkowanego już brata, nie przepadała za zawieraniem nowych znajomości. Z reguły spędza...