Sean
Pozory były jak krzywe zwierciadła. Miało się nieodparte wrażenie, że widzi się w nich wszystko, lecz w rzeczywistości był to jedynie obraz, który nijak miał się do prawdziwego stanu rzeczy.
Bez wątpienia pozorem mógłbym określić pierwsze odczucia względem Eleny Anderson. Byłem pewien, że ta siedzącą przez dłuższy czas na jakiś kamieniu dziewczyna jest tą, która boi się własnego cienia. Obserwując jej sylwetkę, która wypełniona została dźwiękami jakiejś skocznej piosenki, myślałem, że brunetka absolutnie odbiega od pewnej siebie postaci. Uznałem, że bez problemu podda się mojemu urokowi osobistemu, a zgoda na udawany związek będzie jedynie formalnością.
Niestety, przeliczyłem się.
Pozory bez wątpienia potrafiły zmylić. Tak było też w tym przypadku. Byłem przekonany, że pytanie o pocałunek kompletnie wybije tę nieugiętą dziewczynę z rytmu i sprawi, że jej serce zabije mocniej. Jednak w momencie, kiedy odezwała się, miałem wrażenie, że to właśnie ja jestem tym słabym. A chwila, kiedy to ona złączyła nasze usta w delikatnym pocałunku, sprawiła, że moja pewność siebie stała się jedynie jej parodią.
Niestety, chcąc, aby to ona wpadła w moje sidła, to ja zaplątałem się w jej. A dodatkowy punkt mogła przyznać sobie za to, że rzeczywiście podobał mi się ten niepozorny pocałunek. Tak, jakby doskonale wiedziała co robi, a ja byłem jedynie kolejnym głupcem na jej liście zdobyczy.
Kompletnie nie tak miał wyglądać przebieg naszej relacji. A moment, kiedy Danielle nakryła nas był niczym wyrocznia, mówiąca, że z tej sytuacji nie ma żadnego odwrotu. Musieliśmy tkwić w tym piekielnym układzie. A kiedy Elena mogła doskonale cieszyć się udawanym związkiem, stan mojego konta bankowego miał stopniowo się zmniejszać. W końcu obiecałem jej zapłatę, a zostałem wychowany na tyle dobrze, aby wiedzieć, że złożonych obietnic się dotrzymuje.
Kiedy wraz z przyjaciółmi skończyliśmy obserwować Elenę, która przeżywała istne katusze, próbując wpakować do auta swojego pijanego brata, poczułem, jak wlepiają się we mnie wszystkie trzy pary oczu.
– No co? – Pokręciłem głową, chcąc pozbyć się ich ciążących mi spojrzeń.
– Kto to jest? – spytał Timothy, który kończył dopijać swojego szampana.
– Elena – mruknąłem, jakby odpowiedź na to pytanie była oczywista. Czując jednak baczne spojrzenie przyjaciela, przewróciłem oczami. – Spotkaliśmy się niedawno i jakoś tak wyszło. – Wzruszyłem ramionami, nie wiedząc co powinienem dodać.
– Co masz na myśli? – wtrącił się Dylan. – Żadna normalna, szanująca się dziewczyna by na ciebie nie poleciała.
– Dzięki – odparłem. – To nic bardzo poważnego – Zacząłem się tłumaczyć.
Kiedy wybiła godzina druga w nocy, a piorunująca ilość gwiazd na niebie otaczała nasze głowy, zgodnie postanowiliśmy opuścić teren ogniska. Kiedy Timothy i Dylan odeszli, kierując się w stronę własnych aut, ja zostałem sam z Connie. Jej dom znajdował się po drodze, dlatego z reguły miałem możliwość ją bezpiecznie podwieźć. Sprawnie otworzyłem auto, zasiadając na miejscu kierowcy. Morrison usiadła koło mnie, przegryzając jakiegoś batona. Ze względu na jej cukrzycę, wiedziałem, że musi kontrolować poziom cukru we krwi i w razie czego mieć przygotowaną słodką przegryzkę. Nieraz byłem świadkiem, jak dziewczynie robiło się słabo. Z reguły prosiła mnie wtedy o wyjście do najbliższego sklepu.
Kiedy usłyszałem głośny warkot silnika, ruszyłem z miejsca. Kątem oka spojrzałem na Connie, która wierciła się na fotelu, ewidentnie mając ochotę na podjęcie jakiegoś dialogu.
CZYTASZ
Let's pretend it's love
TeenfikceElena Anderson to dziewczyna, która od zawsze wychowywała się w cieniu starszego rodzeństwa. Szczególnie, że w przeciwieństwie do charyzmatycznych bliźniaków i ustatkowanego już brata, nie przepadała za zawieraniem nowych znajomości. Z reguły spędza...