Kolejne dni przepełnione były spokojem. Wyszłam jedynie z Connie na krótkie zakupy, ponieważ chciała zaopatrzyć się w nowy strój kąpielowy i kilka opakowań kremów z filtrem. Wspominała, że wybiera się wraz z rodziną nad wodę i nawet zaproponowała, że pewnego dnia chciałaby, abym pojechała tam z nią oraz chłopakami. Opowiedziała, że jej wujek ma nawet swój własny domek letniskowy i jest otwarty na to, byśmy z niego skorzystali. Póki co jedynie przytaknęłam na jej propozycję, mówiąc, że moja mama może się nie zgodzić.
Kłamstwo. Rosaline Anderson najchętniej wyrzuciłaby mnie z domu gdyby tylko mogła, bylebym wyszła do ludzi.
Tamtego dnia siedziałam na łóżku, czytając książkę. Przebiegałam wzrokiem po kolejnych literach, a moją twarz owiewał chłodny podmuch wywołany działaniem wiatraka. W międzyczasie popijałam malinowy koktajl, delektując się jego słodkim smakiem. I to były moje coroczne, idealne wakacje.
Moją uwagę odwrócił dźwięk telefonu. Zmarszczyłam brwi, przeklinając pod nosem, że ludzie, chcący zareklamować jakąś słabą usługę, znowu wydzwaniają, odrywając mnie od interesującej akcji powieści. Okazało się jednak, że zamiast irytującego spamu, mój wzrok napotkał numer jeszcze bardziej irytującego Seana Lawrence'a. Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że niedawno wymieniliśmy się numerami, aby móc kontaktować się znacznie szybciej. To znaczy, początkowo jedynie ja podałam właściwy ciąg cyfr, ponieważ ten kretyn całkiem przypadkowo wpisał numer agencji towarzyskiej. Tłumaczył się, że zwyczajnie pomylił kilka cyfr, lecz doskonale wiedziałam, że zrobił to z premedytacją. Prawdopodobnie już nigdy nie zapomnę zażenowania, jakie poczułam, gdy telefon odebrała jakaś kobieta, a ja musiałam głupio tłumaczyć się z pomyłki.
Mimo początkowej niechęci odłożyłam egzemplarz Perfect on paper na bok, akceptując połączenie.
– Co znowu? – wycedziłam, nie siląc się na przywitanie.
– Miło cię słyszeć – odezwał się z ogromną radością. – Masz czas?
– Zależy dla kogo – zaczęłam się droczyć.
– Czyli tak – odpowiedział sam sobie, a ja przewróciłam oczami. – Pamiętasz o tym, co powiedziałaś mi o Danielle?
Przytaknęłam. Z każdą chwilą narastała moja obawa, co ten chłopak znowu wymyślił.
– Super, więc rozpoczynamy śledztwo – powiedział, a ja otworzyłam oczy szerzej, mając nadzieję, że się przesłyszałam.
– Co?
– Danielle wychodzi gdzieś za godzinę, więc będziemy szukać dowodów na to, że zdradza Jacoba – wytłumaczył mi. – Dzięki temu obydwoje będziemy mieć spokojniejszą głowę.
– Żartujesz? – zaśmiałam się nerwowo. – To nie nasza sprawa.
– Słuchaj, jeśli nasze podejrzenia okażą się być prawdą i niczego z tym nie zrobimy, Jacob skaże się na męki, biorąc ślub z moją siostrą – powiedział pewny swojego pomysłu.
– Bawisz się w bohatera? – Uniosłam brew.
To, co proponował Lawrence, było czystym szaleństwem. Jednak kompletnie zapomniałam, że chłopak właśnie z tego słynął. Z najmniej oczywistych, wręcz zahaczających o idiotyzm idei.
– A chcesz, żebym nim był? – zapytał, a ja westchnęłam, czując przypływ irytacji. – Będę chronił cię przed idiotami – próbował zażartować.
– W takim razie powinieneś zamknąć się w klatce – dogryzłam mu.
– A tak na poważnie – odchrząknął, jakby ta czynność zapewniła mu czas na poskładanie myśli. – Za jakieś czterdzieści minut po ciebie podjadę, po czym będziemy jechać za autem Danielle.
CZYTASZ
Let's pretend it's love
TeenfikceElena Anderson to dziewczyna, która od zawsze wychowywała się w cieniu starszego rodzeństwa. Szczególnie, że w przeciwieństwie do charyzmatycznych bliźniaków i ustatkowanego już brata, nie przepadała za zawieraniem nowych znajomości. Z reguły spędza...