Rozdział siódmy

1.1K 46 116
                                    

WINSTON

Przegrana Bushey High School w piątkowym meczu była pewniakiem od samego początku. Nic więc dziwnego, że wygraliśmy z nimi dość sporą przewagą. Ciekawie kto zdobył najwięcej punktów...

Ja. Oczywiście, kurwa, że ja.

Praktycznie jedna trzecia punktów była moją zasługą i byłem z siebie cholernie dumny. Od początku tego roku szkolnego starałem się, jak mogłem i dawałem z siebie wszystko na boisku. Liczyłem, że trener w końcu dostrzeże moje starania i to, że niemalże wszystkie wygrane w tym sezonie był w dużej mierze moją pieprzoną zasługą. Chciałem, aby skończył na mnie patrzeć przez pryzmat pierwszej i drugiej klasy, gdy byłem zbyt rozbity po stracie najlepszego przyjaciela, aby starać się na treningach i meczach.

Chciałem zostać kapitanem. Pragnąłem tej pozycji. Musiałem ją mieć. A teraz w końcu mogłem ją mieć.

Caleb w dzisiejszym meczu był praktycznie niewidoczny. Nic więc dziwnego, że dostał niezły opierdol od trenera w szatni. Między innymi powiedział mu, że albo skupi się na grze, albo na straci swoją ukochaną funkcję. Myśli Daltona jednak zaprzątała inna osoba, a ja i ona zamierzaliśmy to wykorzystać.

— Widzę, że bawisz się doskonale  — parsknął Samuel, klepiąc mnie po plecach.

Ukryłem uśmiech pod czerwonym kubkiem, z którego po chwili upiłem łyk alkoholu wymieszanego z sokiem pomarańczowym. Przełknąłem napój, czując pieczenie w gardle.

— Świętuje nasze zwycięstwo  — odparłem beztrosko, spoglądając na niego kątem oka.

Jego krótkie blondwłosy były idealnie przystrzyżone, a piwne oczy wpatrywały się we mnie z rozbawieniem. Był ode mnie niższy o kilka cali. Ubrany był w czarne dżinsy z przetarciami i tego samego koloru koszulę, podczas gdy ja miałem na sobie szarą bluzę i ciemne materiałowe spodnie. Różniliśmy się od siebie pod wieloma względami, mimo to bardzo dobrze się dogadywaliśmy.

Nikt jednak nie mógł mi zastąpić jego. Nikt nie był w stanie.

— Trener powinien ci dziękować  — odparł Samuel, wyrywając mnie z zamyślenia.  — Caleb też. Gdybyśmy polegali tylko na kapitanie, byłby remis w najlepszym wypadku.

Przyznałem mu racje.

— Myślę, że jego kuzynka z chęcią ci się odwdzięczy zamiast niego  — powiedział Josh, stając po mojej prawej z papierowym kubkiem w dłoni. Parsknąłem śmiechem.

Staliśmy we trójkę w domu naszego obrońcy, który zorganizował imprezę. Kuchnia była całkiem mała, jednak przestronna. Naprzeciwko nas na stole, przy którym gromadzili się nastolatkowie, stały poustawiane butelki z alkoholami i kubki. Z głośników z salonu leciała popularna piosenka, którą ledwo słyszałem przez krzyki.

— Widziałeś, jak się na ciebie patrzyła przez cały mecz? Może wyobrażała sobie, jak klęczy przed tobą i...

— Stop! Wystarczy, Josh! Nie chcemy tego słuchać  — przerwał mu Samuel z obrzydzeniem wymalowanym na jego twarzy.

Uśmiechnąłem się pod nosem, słuchając ich kolejnej sprzeczni.

Josh i Samuel byli moimi najlepszymi przyjaciółmi, którzy byli przy mnie zawsze, gdy ich potrzebowałem. Nie raz mieliśmy odmienne poglądy, jednak nigdy poważnie się nie pokłóciliśmy. Byliśmy ze sobą na dobre i na złe.

— Kogo ty tak wypatrujesz?  — zapytał Samuel, szturchając mnie łokciem w żebra.  — Bez przerwy wpatrujesz się w tamto miejsce.

Przygryzłem wargę, powstrzymując cisnący mi się na usta uśmiech. Pospiesznie przytknąłem kubek do warg, aby żaden z nich nie mógł zobaczyć mojej reakcji. Czułem na sobie ich ciekawskie spojrzenia. Wypiłem całą zawartość za jednym razem. Na trzeźwo nie dałbym rady.

Nie mogę się zakochać bez ciebie [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz