Rozdział dziewiąty

1.2K 44 148
                                    

PRUDENCE

— Idzie nam... całkiem dobrze — mruknęła bez krzty przekonania Lucy, potrząsając biało-bordowymi pomponami.  — Ostatecznie mogło być o wiele gorzej...

Przewróciłam oczami na jej komentarz dotyczący gry naszych zawodników i razem z resztą dziewczyn wykrzyczałam słowa dopingu z entuzjazmu, którego tym razem nie miałam na meczach. Miałam już dość stania i wspierania drużyny, która nie robiła nic szczególnego, a jedyne, na co zasługiwała to solidny opierdol od trenera.

Naprawdę nie przesadzałam.

Nasza drużyna była dzisiaj naprawdę słaba. Remisowaliśmy z przeciętną drużyną z Londynu, co było zarówno dla nas, jak i kibiców sporym zaskoczeniem, ponieważ zawsze z nimi wygrywaliśmy i to z dużą przewagą. Dzisiejszy mecz był jednak zupełnie inni. Wystawieni w pierwszym składzie zawodnicy słaniali się po boisku, tak jakby nie wiedzieli, co mają ze sobą począć. Trener był cholernie zdenerwowany, a żyłka na jego szyi pulsowała. Bałam się, że zaraz wybuchnie. Napewno nasza drużyna po meczu dostanie od niego niezły opierdol, na który w gruncie rzeczy zasługiwali.

— Gorzej już chyba nie będzie — westchnęła Jane, stojąca po mojej prawej.

— Gdyby twój kochany kuzyn, który jest kapitanem, przyłożył się do gry i walczył o wygraną, to może byłoby lepiej — prychnęłam, spoglądając na nią katem oka. Nie po raz kolejny Caleb był duchem na boisku.

— Nie jestem ślepa, Prudence — syknęła. — Doskonale widzę, co odpierdala na boisku.

— Naprawdę? Jakoś ciężko mi w to uwierzyć — odparowałam. Odwróciłam się w jej stronę z przesłodzonym uśmiechem. Jane wywróciła jedynie oczami i powróciła do uważnego obserwowania gry.

Przeklinałam w myślach Holly, która się rozchorowała. Nie było jej dzisiaj w szkole, a o przyjściu na mecz nawet nie chciała słyszeć. Miała mocny ból gardła i katar. Oczywiście zdrowie jest najważniejsze, jednak cholernie mi jej dzisiaj brakowało. Przez cały dzień musiałam się męczyć z Joshem, Lucy, Samuelem i Winstonem, ponieważ mój cudowny przyjaciel wpadł na jakże fantastyczny pomysł spędzania razem czasu, bo przecież ja i Winston mamy nasz durny układ, więc powinniśmy się bardziej zapoznać. Zabiję cię kiedyś, Josh.

— Tylko Winston i Samuel robią coś pożytecznego — powiedziała Lucy, zerkając na mnie.

Różowe włosy dziewczyny tworzyły okropny kontrast z kolorami naszych strojów. Powstrzymałam się od skomentowania tego.

— Gdyby nie oni, skończylibyśmy na przegranej — odparłam, a dziewczyna przyznała mi rację.

Z głośnym westchnieniem spojrzałam na tablicę wyników. Remis. Sześćdziesiąt trzy do sześćdziesięciu trzech. Do końca meczu pozostawały cztery minuty. Większość zawodników już odpuściła grę. Po prostu biegali po boisku, podając sobie piłkę bez starań o zdobycie kolejnych punktów, a jedynie utrzymać wynik.

Dwóm zawodnikom z naszej szkoły, jednak jeszcze zależało.

Winston i Samuel byli jedynymi osobami, którzy starali się o zdobycie wygranej. Odbierali przeciwnikom piłki, podawali do siebie i rzucali do kosza. Niestety piłka ani razu nie wpadła do kosza, pomimo wielu prób. Każdy nieudany rzut do kosza, z ławki rezerwowych słowem kurwa komentował Josh.

Do końca została minuta. Zarówno my, jak i cheerleaderki z przeciwnej drużyny rozpoczęłyśmy nasz ostatni doping. Zdawałyśmy sobie jednak sprawę, iż mecz dawno się zakończył i teraz odbywała się jedynie gra na czas.

Wpatrywałam się w zawodników z Luton High School, jednocześnie wymachując pomponami i wykrzykując zagrzewające do dalszej walki słowa.

Trzydzieści sekund.

Nie mogę się zakochać bez ciebie [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz